Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 17:13   #3
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Kiedyś życie było prostsze. MacDawell wiedział, że jego powołaniem, pracą i pasją jest praca w wydziale specjalnym nowojorskiej policji. Ostatnie jednak miesiące coraz bardziej pokazywały mu jak mało wie o życiu.
Sprawa "Tarociarza" do której został przydzielony doprowadziła w konsekwencji do tego, że zaczął poważnie myśleć o zmianie pracy. Matka nie raz mu powtarzał, że każda kancelaria przyjmie go z otwartymi rękami. Była to niewątpliwie prawda, tylko Walter nigdy nie czuł prawniczego powołania. Na studia poszedł tylko po to, by dać satysfakcję o powód do dumy ojcu. Odbył konieczne praktyki i staże, znał prawo i umiał się nim posługiwać, jednak zawód prawniczy zdecydowanie nie był dla niego.
Realizował się i doskonale sprawdzał w zupełnie innym fachu. Jego analityczny i chłodny umysł pozwoliły ująć nie jednego groźnego przestępcę. Do międzyinnymi dlatego przydzielono go do sprawy "Tarociarza" Początkowo wszystko wyglądało na jedno z brutalniejszych morderstw rytualnych w ciągu ostatnich lat. Jednak z biegiem czasu i zdobywanie kolejnych poszlak, sprawa zaczęła wyglądać zupełnie inaczej. Walter tuż przed tym jak go zawiesili, zaczął na poważnie się zastanawiać czy aby nie jest przemęczony. Dziwne dowody i rozmowy ze świadkami, kierowały sprawę na wręcz abstrakcyjne tereny. MacDawell w skutek incydentu z jednym ze świadków został odsunięty od sprawy i zawieszony w swoich obowiązkach, aż do wyjaśnienia.
Śledztwo toczyło się dalej swoim torem i Walter na tyle na ile było to możliwe śledził jego postępy. Szef jednak zalecił mu urlop i pod żadnym pozorem nie pozwalał przebywać w pracy.
Chcąc nie chcą Walter starcił kontakt z kolegami i postępami w ich pracy. Tylko za pośrednictwem prasy i telewizji docierały do niego skąpe informacje.
Przerwa w pracy dobrze wpłynęła na jego małżeństwo. Jego żona Sarah była w niebo wzięta, dzieciaki z resztą też. Walter zabierał ich na długie wycieczki na których poznawali się wręcz na nowo. Pozwoliło to wprowadzić do rodziny MacDawellów utracony spokój i szczęście. Walter im częściej przebywał w domu, tym był mniej wybuchowy i drażliwy, przez co żonie łatwiej było znosić jego natręctwa i przyzwyczajenia związane z porządkiem.
Walter tylko dzięki nieposzlakowanej opinii i wieloletniej pracy w wydziale uniknął kary za współudział w zamordowaniu informatora. Od tego momentu MacDawell mógł zapomnieć o pracy w terenie. Dostał nowy przydział w archiwum wydziału. Otrzymał zadanie skatalogowania niedawno zdigitalizowanych akt. Praca łatwa ale bardzo żmudna. Walter jako prefekcjonista bardzo poważnie podszedł do sprawy i przygotował specjalny program wspomagający przeszukiwanie baz danych. Na szczęście miał do pomocy kilka osób, więc nie musiał godzinami ślęczeń nad monitorem. Nadzorował wszystko i sprawdzał czy nie popełniono błędów.
Gdy Sarah dowiedziała się o nowym przydziale męża była jeszcze bardziej szczęśliwa. Widziała, że perfekcja i przywiązanie do pracy nie pozwolą mu sprzeciwić się przełożonym. Tak też się stało Walter z zapałem godnym nowicjusza zajął się nowym zadaniem.
Sprawa "Tarociarza" zakończyła się w bardzo dziwny sposób. Śmierć dwóch funkcjonariuszy, samobójcza próba i obłęd szefa wydziału, a reszta ekipy odniosła poważne obrażenia w czasie obławy zorganiozowanej w Red Hook. Walter próbował dowiedzić się czegoś więcej, gdyż cały wydział aż huczał od plotek. Niestety nie udało mu się ustalić nic pewnego, tylko domysły i niesprawdzalne teorie. Na domiar złego nie pozwolono mu się skontaktować z rannymi kolegami. Zdołał się tylko dowiedzieć, że wszyscy przebywają w Szpitali Weteranów. Niestety mimo kilkakrotnych prób nie udało mu się z nimi spotkać. Dostęp do nich był trudniejszy niż do fortu Knox. Lekarz zasłaniali się tajemnicą lekarską i nawet próba przekupstwa nic nie dała.
Walter więc zajął się pracą i tylko dyskretnie śledził dalszy przebieg rehabilitacji kolegów.

Środa, 22 luty 2012 r., 10.50 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D., Archiwum
Walter wpatrywał się w monitor popijając kubek gorącej kawy. Gęsty czarny i bardzo słodzki płyn był właśnie tym czego w tej chwili potrzebował. Mimo fatalnej pogody nie zrezygnował z codziennego joggingu i teraz bardzo tego żałował. W czasie biegu przemoczył buty i złapał katar, a na domiar złego ogrzewanie w jego samochodzie właśnie dzisiaj postanowiło odmówić posłuszeństwa. Z zasmarkanym nosem i lekką gorączką siedział więc w archiwum i próbował ogrzać się kubkiem kawy. W pracy był jak zwykle pierwszy. Jego koledzy pracę w archwium traktowali dość swobodnie. Kilkanaście minut spóźnienia było codzienną normą. Początkowo Walter nie mógł tego znieść i miał nawet zamiar pisać odpowiednie raporty w tej sprawie. Powstrzymała go jednak żona, radząc aby nie robił od razu sobie wrogów w nowym miejscu pracy. Z biegiem czasu MacDawell musiał zgodzić się z żoną, ale i tak czuł wewnętrzny wstęt do tych opieszałych i lekceważacych poważne zadanie ludzi.
- Co znowu korki? - spytał z przekąsem Jim Kegama, który jak gdyby nigdy nic właśnie wszedł do biura spóźniony jedyne dwadzieścia minut.
- Żebyś wiedział Walt. Na skrzyżowaniu 13 i 18 była poważna kraksa i kierowali wszystkich na objazdy. Po prostu makabra.
Walter nawet nie musiał sprawdzać raportów drogówki, żeby wiedzieć że Kegama łga jak najęty. Pokręcił więc tylko z dezaprobatą głową i wrócił do sprawdzania wyszukiwarki.
Kilkanaście następnych minut zajęło mu spisywanie błędów, których jeszcze jakoś nikt nie zauważył mimo dwóch miesięcy pracy.
Wtedy to właśnie do biura wszedł Tim Salivan, ich wydziałowy programista. Walter myślał, że jest on już od dawna pracy, tylko że został wezwany do innego wydziału, by naprawić jakiś zepsuty sprzęt. Tim spokojnie zdejmował płaszcz i z uśmiechem witał się ze wszystkimi.
- Cześć Walt. - machnął na przywitanie ręką.
Dla MacDawell to już było za dużo. Mógł tolerować codzienne dwudziestominutowe spóźnienia, ale nie ponad godzinne.
- Witaj - powiedział z ironią w głosie Walter - A tobie co się stało? Samochód nawalił, pies zachorował czy może burza śnieżna zasypała podjazd, hmm?
- Ale o co chodzi? - pytał naiwnie Tim.
- O co chodzi? O co chodzi tak? Przymykam oko na wasze codzienne lenistwo, spóźnienia i ignorowanie poleceń. Jednak to co ty zrobiłeś przepełniło czarę goryczy. Spóźniasz się ponad godzinę do pracy i uśmiechnięty jak gdyby nigdy nic witasz się ze wszystkimi i idziesz sobie zrobić kawę. Żadnego przepraszam, żadnego wyjaśnienia - Walter z każdym słowem mówił coraz głośniej i bardziej agresywnie - tylko cześć jak się macie. Tego już za wiele...
Właśnie w tej chwili zadzwoniła komórka Waltera. Trochę go to zbiło z tropu. Przeszył Salivana pełnym wściekłości i nienawiści spojrzeniem i rzucił:
- Jeszcze z tobą nieskończyłem.
Obrócił się na pięcie i podszedł do biurka.
- Halo! - prawie krzyknął ze złości, nawet niespojrzawszy kto dzwoni.
- Walt... walt - jąkała się przerażona Saraha.
- Co się stało kochanie? - spytał już o wiele spokojniej.
- Walt... muuusissz.... Walt muusisz to zobaczeć... to to straszne...
- Spokojnie kochanie. Powiedz co się stało?
- Przyjeżdżaj jak najszybciej - rzuciła jeszcze Saraha i rozłączyła się.
Walter przez kilka chwil stał kompeltnie zdezorientowany. Zastanawiał się co się stało i co powinienien zrobić.
W końcu podeszdł do wieszaka i założył płaszcz. Wyszedł nikomu nic nie mówiąc.


Środa, 22 luty 2012r., 11.30 AM, NY, Staten Island, Faser St. 32
Dom rodziny MacDawell

Gdy Walter wbiegł do domu, Sarah już w progu rzuciła mu się na szyję i zaczęła płakać. Ten przytulił żonę i czekał aż się uspokoi na tyle by móc spytać co się właściwie stało. Sarah płakała kilka minut, po czym bez słowa, ciągnąć Waltera za rękę, zaprowadziła go do kuchni.
Na blacie, gdzie zwykle Sarah przygotowywała posiłki, stało duże pudło opakowane niczym świąteczny prezent. Kartonowa pokrywka leżała obok. MacDawell zobaczył, że spod pudłka wycieka krew.
Pełen najgorszych obaw podszedł do blatu. Widok tego co znajdowało się w środku sprawił, że pod detektywem ugięły się nogi. Przytrzymał się blatu i jeszcze raz zajrzał do środka.
Pudełko zawierało brutalnie poćwiartowane zwłoki kilkuletniego dziecka. Sądząc po ubranku, najwyraźniej dziewczynki. Ociekające krwią ciało włożono zapakowano w czarną folię i wciśnięto do wielkiego pudła na prezenty. Nie to było jednak najgorsze. Walter widział w swoim życiu zwłoki w najróżniejszym stanie rozkładu i był przywyczajony do makabrycznych widoków. Tym co sprawiło, że nogi odmówiły mu posłuszenstwa była niewielka karta. Dwa smoki splecione w miłosnym uścisku. "Kochankowie" tarota.
Walter podbiegł do żony i przytulił ją mocno. Sarah płakała. MacDawell także nie potrafił powstrzymać napływających do oczu łez.

Piętnaście minut później dom MacDawellów zaroił się od policyjnych techników z wydziału specjalnego. Ci najpierw zrobili kilka zdjęć a później zajęli się zabezpieczaniem odcisków palców.
Walter poprosił dowódcę patrolu, by to on mógł pomówić z żoną o tej paczce. Należało zapytać kto i jak dostarczył ją do domu detektywa. Walter wiedział, że tylko on będzie potrafił porozmawiać z żoną we właściwy sposób, zdobywając niezbędne informacje z posznowaniem jej uczuć i przeżyć.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline