Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 20:08   #7
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cypio w ekstazie rozglądał się po twarzach nowych towarzyszy. Wszyscy byli tacy... tacy... tacy... ACH! Maluchowi aż brakowało tchu w piersiach a pytania i komentarze tłoczyły się w głowie tak gęsto, że żadna z nich nie mogła uzyskać prymu nad inną. Toteż Cypio milczał. Chwilowo.

Kenniga zignorował zupełnie. No, tak w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach, ale pozostały procent był odruchem bezwarunkowym. I owocnym, jak zawsze. Vincent zachwycił go za to niezmiernie, a gdy podał mu dłoń na powitanie, zachwyt Cypia osiągnął fazę szyczytową.
- Ty mas łuski, ty mas łuski, aaaaach, smoce łuski, prawdziwe?! - bezceremonialnie wsadził paznokieć pod jedną i spróbował ją podważyć. - Jesteś smokiem, zawsze chciałem spotkać smoka, tylko jakos schodziło, ale też mam łuskę, o! - kender zaczął grzebać pod kubraczkiem wywołując kakofonię szelestów, zgrzytów i podzwaniania, po czym wyplątał spośród wielu innych wisiorków duża łuskę oprawioną w srebro. - Pats, Pats, piękna, prawda? mamusia mi ją psyniosła ze swoich podróży. Ale gadającego miecza to nie psyniosła, coś w nim siedzi? Duch? Demon? Cłowiek? - Cypio już wyciągał łapki po broń, gdy jego uwagę odwrócił zbliżający się do stołu gnom.

Cypio zamarł z otwartymi ustami. Odwrócił się. Zeskoczył z ławy i staną oko w oko z Hibbo. A raczej oko w żabę. Jednak Cypio był ciutkę niższy. Niemniej jednak po raz pierwszy spotkał na Faerunie kogoś (prawie) swojego wzrostu, toteż wniebowzięty chwycił rękę gnoma i zaczął nią intensywnie potrząsać.
- Witaj, witaj, to zascyt poznać kogoś, kto umie docenić kunst imć Romualda! Nieoceniony to pisaz, ach!, nieoceniony i niescęśliwy bardzo, “ptasek na smycy” z niego jest, tak, kanarek biedny, papuzka, bazancik! Ostatnio nawet wiersy nie pisał, a jak pisał to wsystko smutne jak piernik z zakalcem, az słuchać zal. Dzięki ci, dzięki! Nawet ten tchóz co mas go na klacie wymalowanego nie jest zdolny zapsecyc twemu męstwu i sercu lwiemu! - potrząsnął jego dłonią jeszcze kilka razy, po czym wgapił się w żabę. Jako że żaby z definicji mają gapiący się wyraz pyska, ciężko było orzec, czy żaba gapi się również. Cypio rzekł zaś z fascynacją - Cy ty sam łapies dla niej muchy? Mogę pomóc...

***
Gdy wszyscy już wyrazili swoje zdanie na temat sposobów wydostania Romualda z miasta odezwał się Cypio. Nie znaczyło to, oczywiście, że wcześniej milczał. Z zapałem komentował każde wypowiedziane zdanie. Zachwycił się wierszem Krynsis, potem zaś obraził się na nią, że za tak szlachetną misję żąda zapłaty. Trącił Vincenta mówiąc, że jeśli jakaś księżniczka zechce rozchylić przed nim spódniczki to on, Cypio, chętnie w tym rozchylaniu pomoże, żeby kochankowie mieli wolne ręce - w zamian za to Vincent miał zmienić się w prawdziwego smoka, takiego zionącego ogniem, albo kwasem, albo lodem, albo... i pozwolić wejść sobie do paszczy. Ewentualnie spalić jakąś wioskę, ale to już po włażeniu. Choć wtrakcie też byłoby ciekawie.

- Drodzy moi fantastycni psyjaciele! - Swiftbzyk stanął na ławie, przygotowując się do dłuższej wypowiedzi. - Zeście się zgodzili Romualdowi cudnemu pomoc to macie moją dozgonną psyjaźń i wdzięcność, o tak! A nawet po zgonie tez! I uwazam, ze pomysł psebrania Romualda za kobietę jest po prostu GE-NIAL-NY, tak! - skinął w stronę Katriny. - Będzies wyglądał cudownie, fantastycnie, rewelacyjnie wprost! - zwrócił się do poety. - A jeśli zawiniemy ci jesce uska, o tak - Cypio zagiął swoje śpiczaste uszy w dół, co upodobniło go do owcy po strzyżeniu - to będzies dodatkowo wyglądał psesłodko! Ostatni ksyk mody! Wzask prawie! Ach! I się nie martw - gdyby jakiś gbur chciał cię napastować to mój hoopak jest do twojej dyspozycji. JA, Cypio Swiftbzyk, ochronię cię własną piersią! - wypiął dumnie klatę godną niziołka po anoreksji.
A... ten... no... - zaczerwienił się nagle i zadreptał w miejscu. - No bo teraz rano są psymrozki jesce i w ogóle... Gdybyś się lękał, ze ten... w sukience ci klejnoty odmarzną... to ja mogę ogzać...
No co! Zapasową parę gaci mam! Patscie, o! - zaczerwienił się jeszcze bardziej, widząc wbite w niego spojrzenia i sięgnął do swojej olbrzymiej torby... po czym tracił równowagę i runął głową wprost do własnego bagażu, skąd resztę doszło już tylko nieokreślone burczenie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 05-10-2010 o 20:12.
Sayane jest offline