Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2010, 20:58   #3
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
- Rozgoszczę się tutaj. Mogę? - zapytał uprzejmie barmana, który zdzwiony jego zachowaniem skinął głową. Mężczyzna rozsiadł się przy stoliku obok nich. Położył torbę na krześle po jego prawej. Roger zauważył, że jego dłonie drżą. Próbował temu zapobiec splatając ze sobą palce. Złączone dłonie położył spokojnie na blacie. Przyglądał się im dłuższy czas, wzgrygając na każdy głośniejszy dźwięk dochodzący z pokoju. Panowała cisza, którą z irtytacją przerwał Jones.

- Dajcie spokój. Nie pierwszy raz się naraził. Wychodził z tego i wyjdzie tym razem. A ty mnie słuchaj. Nie będę się powtarzał w nieskończoność - nakazał Rogerowi, celując w niego poplamionym od atramentu palcem. Pirat spojrzał na niego ostro, ale kiwnął głową. Gdyby się odezwał, mógłby powiedzieć mu coś, czego później bardzo by żałował. - Umiesz czytać? Pisać? - Roger pokręcił głową zaprzeczając.

- Nic nowego - skwitował. Lekarz uśmiechnął się. - Nie szczerz się.

- Nie pozbawiaj mnie drobnych przyjemności - uprosił kartografa.

- Tutaj masz kontrakt. Podpisz tutaj i tutaj. - Kiedy Roger spoglądał na niego gniewnie, ten wywrócił oczami. - Postaw krzyżyk. Albo odcisk palca. To to samo - wytłumaczył zniecierpliwiony. Roger postawił we wskazanych miejscach po dwie skrzyżowane kreski na jeden arkusz.

- Masz może jeszcze jeden? - zwrócił się do niego. Nie puścił od razu kartki, którą zamierzał od niego odebrać Jones.

- Po co ci, przecież nie umiesz czytać?

- Ale ktoś na statku poza tobą z pewnością umie - zauważył bystro. Pirat skrzywił się, ale zanurzył ponownie w swoich papierach, przeszukując je jak poprzednio w poszukiwaniu kopii kontraktu. - Masz. - Wręczył mu zabazgrany zwitek.

- Zatem, kto umie czytać poza tobą? - Jones prychnął, ale odpowiedział.

- Kapitan, Edward, ja - zakończył wyliczanie. Roger zmarszczył niezadowolony nos. Jones jedynie się zaśmiał.

- I ja. Chętnie ci go przeczytam - zauważył lekarz. Ukłonił się mu w podzięce. Dziwny człowiek. Zresztą nie on jeden na tym okręcie.

- Markus. Oczywiście, któryś już ci musiał wyszczekać.

Głos kapitana postawił wszystkich na nogi. Nawet Roger zerwał się z miejsca. Crick właśnie ścierał z pięści krew. Robił to starannie, jakby obawiał się choroby. Czysta koszula poznaczona była czerwonymi śladami. Spodnie wyraźnie zakurzone i zdarte w kolanach. Roger spiorunował spojrzeniem kapitana.

- Martwią się. Przynajmniej niektórzy - odpowiedział cicho lekarz i stanął na palcach, żeby dostrzec widok za Crickiem. Widocznie nie za wiele widział, bo próbował z drugiej strony. Kapitan chrząknął.

- Zajmij się nim. A wy. Żaden nie ma się do niego zbliżać ani mu pomagać. Ostrzegam - zagroził niskim, chrapliwym głosem. Rzucił szmatę do wnętrza pokoju, po czym zrobił miejsce lekarzowi. Kiedy ten go minął, zamknął za nim drzwi. Jeszcze raz spojrzał na swoich załogantów. Bez słowa opuścił tawernę.

- Zbieraj się. Trzeba przygotować statek. Nie zaprzątaj sobie nim głowy. Markus się nim zajmie. Będzie z nim dobrze - pocieszył go niespodziewanie Jones. Lekki zawód pobrzmiewał w jego głosie. Zamyślony położył mu rękę na ramieniu. Przestraszony własną śmiałością zabrał ją równie szybko. W pośpiechu zniknął za drzwiami, trochę za mocno nimi trzaskając.

- Pokręcona załoga. Nieźle się wpakowałeś człowieku - zauważył barman i zniknął za swoim barem, zajęty uprzątaniem bałagawny na podłodze. Roger słyszał jak zmiara szkło i syczy, kiedy zranił się w palec.

~~ * ~~

Statek znalazł bez problemu. Ogromne, rozłożyste żagle wzbijały się ponad inne zacumowane w porcie okręty. Przebiegł wzrokiem dokładnie po rozmiarach jednostki. Imponował mu przepych, z jakim została zbudowana. Jeden z piratów podszedł do niego.

- Chciałbym należeć do tej załogi. Wyobrażasz sobie, ile oni łupią z pomocą takiego okrętu? - zagadnął rozmarzony.

- Tak, domyślam się. Właśnie do nich dołączyłem. Liczę na obłowienie się. - Wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu. Pirat podszedł do niego bliżej i nachylił się. Roger zorientował się, że złaśnie został obwąchany. Pirat jedynie prychnął jedno imię.

- Edward. Idiota! - warknął przez ściśnięte zęby. - Witaj w załodze! - Wyraz twarzy zmienił się gwałtownie.

- Mam nadzieję. - Kapitan wyraził swoją nadzieję. Roger czuł się trochę ogłupiały. Bał się postawić krok na statku, gdzie mieszkali ze sobą tacy żeglarze. Miał być tam sam, bez wsparcia i zaufanej osoby.

- Masz Edwarda. Zadbałem o najlepsze wsparcie, chłopcze - powiedział mu na pocieszenie kapitan. Marynarz oderwał się od gapienia na krzątających się po pokładzie piratów i zogniskował go na Cricku. Był od niego wyższy i lepiej zbudowany. Czarna broda i pożółkły kapelusz przydawały mu nieco więcej wrażenia. Wywierał je już pierwszymi słowami. - Zwykle moi załoganci są już po chrzcie, przyzwyczajeni do nowego życia. Widocznie pora na zmiany - zasępił się, oceniając go ponownie.

- Mogę zapytać o czym pan mówi? - zdziwił się Roger. Otrzymał w zamian zdegustowane spojrzenie.

- Niech licho pochłonie tego kmiota! - wrzasnął kapitan. - Kapitanie - dodał po chwili.

- Kapitanie - powtórzył Roger.

- Jones, zbieraj się tutaj! - krzyknął w stronę spacerującego kartografa. Rozpromieniony spojrzał na swojego kapitana. Mina mu zrzedła, gdy ujrzał obok niego Rogera. Niechętnie udał się w kierunku trapy i zszedł powoli po niej. Zbliżył się do niech wolno. Zapewne myślał nad kłamstwem, którym chciał potraktować kapitana.

- Musiałeś się poskarżyć! - zawarczał w jego stronę.

- Jones. Dlaczego nie wspomniałeś mu o nas? - zapytał łagodnie kapitan. Roger wolał nie patrzeć mu teraz w oczy. Zapewne nie miałyby one tak dobrotliwego tonu, jak wypowiedziane słowa.

- Myślałem, że bosman Morgan to zrobił - bronił się zuchwale pirat.

- Ed nic mi nie powiedział - zapewnił szybko Roger. Chciał wiedzieć, o czym była rozmowa, zwłaszcza, że stało obok i najwyraźniej był jego najważniejszą częścią.

- Bosman Morgan - poprawili go zgodnie. Roger skulił się nieco na ten przypadkowy wybuch. Spojrzał po ich twarzach, ale nie doszukał się żadnej wskazówki, dlaczego Ed im się nie podobało.

- Rozumiem, przepraszam - wycofał się ostrożnie. Wolał na razie zniknąć zatapiając się pod pokładem.

- Czekaj. Nie wejdziesz tam sam - zauważył lekarz, który niósł nieprzytomnego Edwarda. Chłopak spokojnie oddychał na jego rękach. Lekarz rzucił kapitanowi potępieńcze spojrzenie i podszedł do Rogerza. - Ponieś go i chodź za mną - polecił mężczyzna. Pierwszy wkroczył na trap. Odwrócił się, aby upewnić, że idzie za nim.

- Poradzę sobie - zapewnił.

Deska była wąska. Czuł, że coś powstrzymuje go przed przekroczeniem linii wyznaczonej przez burtę. Kiedy miał już zeskakiwać lekarz zatrzymał go w miejscu krótkim "Stop!". Posłuchał i odczekał chwilę. W momencie, kiedy zakręciło mu się w głowie, nie trzymał już w ramionach Edwarda. Opadł bezwładnie na pokład. Uderzył się solidnie w głowę. Stracił przytomność. Czuł, że wokół niego powietrze gęstnieje i trudniej mu się oddychało. Powietrze opuszczało jego usta wolniej. Oczy odmówiły posłuszeństwa i zamknęły się natychmiast. Ostatnim co czuł, były dłonie ściskające jego ramię.

~~ * ~~

Ogłoszenia na słupach zachęcająco witały wielkimi napisami, sporządzonymi przez najlepszych z załogi kapitana Rogera. Zapraszały chętnych i śmiałków, przepełnionych odwagą, rządzą przygody, złota i dostatniego życia. Zapraszał...
 
Idylla jest offline