Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2010, 23:35   #9
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vincent nie mógł powstrzymać drżenia podniecenia. Tyle się działo! Ludzie, niziołki, gnomy, poeci, damy, oprychy, przebrania ahhh! Tak był zafrasowany wymiana zdań i poglądów, że aż na chwilę zamilkł. A w jego przypadku było to niezwykłe. Jednak już po chwili otrząsnął się z tego stanu rzeczy i postanowił odpowiedzieć na wcześniej zadane mu pytania. Najpierw zwrócił się do gnoma z żabą na ramieniu. Szczerząc swoje ostre kły w szczerym uśmiechu powiedział z dumą w głosie.

- A i owszem przykleiłem je, użyłem do tego swojego specjalnego kleju, ojciec przez kilka dni opracowywał formułę rozpuszczalnika! Ale to i tak nic, kiedyś z bratem wysmarowaliśmy tłuszczem całe schody w naszej rezydencji, pamiętam, że ojciec niesamowicie się wściekał po tym jak wraz z matką i gośćmi spadli na sam dół. Swego czasu był tez u nas pewien Kasnolud, nazywał się chyba Hrodryk, jakimś ważnym kupcem chyba był. Przywiózł do nas massssssseeeeeeeee – Zaklinacz rozłożył szeroko ręce obrazując ilość towarów. Zebrani nie wiedzieli, że oto nadciąga jedna z niekończących się opowieści smokowatego.- najróżniejszego towaru. Były tam flakony z miksturami jakich nigdy wcześniej nie widziałem! W ogóle ten krasnolud był bardzo niskie, prawie tak niski jak ty! A może to był gnom? – Młodzian zamyślił się, a miecz metalicznie westchnął zmuszony do słuchania opowieści swego właściciela.- No ale nieważne! Chodzi o to, że był zmuszony zostać u nas na noc jako, że słońce już zachodziło, a zmęczony był po długiej drodze. To wtedy ja wraz ze swym bratem postanowiliśmy zrobić mu mały kawał. W ogóle mówiłem wam już o moim bracie? Znaczy nie jesteśmy do końca braćmi, ale kuzynami, jednak wychowaliśmy się jak bracia, wiecie o co chodzi prawda? – Vincent zaczerpnął powietrza i łyknął bezalkoholowego napoju z kielicha który mu podano. Próbował mówić nawet wtedy gdy pił ale zdał sobie sprawy, że nie daje to rezultatów, toteż szybko połknął napój i otarł usta. Z uśmiechem, błyskiem w oczach oraz wypiekami na swej łuskowatej twarzy kontynuował. – No i mój brat jest bardem! Najlepszym z najlepszym, jeździ po świecie i jak on to mówi „Zbiera inspiracje” ale czasem do nas wpada! Przywozi mi różne pamiątki i ja zawsze pierwszy słucham jego gry! A naprawdę jego lutnia wydaje przepiękne dźwięki, a on sam śpiewa równie wspaniale co gra! Tylko matka zawsze narzekała, że muzyka jest za głośna. Ja zawsze się dziwiłem jak on jest w stanie grać na tym instrumencie ze swoimi wielkimi pazurami! Bo mój brat jest wielki, jest gdzieś taki! - młody rudzielec wstał na krześle obrazując wzrost swego ponad dwumetrowego, półsmoczego kuzyna – Jednak kiedy Hrodryk był u nas to mój brat bardem jeszcze nie był, było to dobrych parę lat temu. Postanowiliśmy więc zakraść się nocą do pokoju krasnoluda i trochę zmienić jego wizerunek. Pojawiły się oczywiście problemy ze znalezieniem pokoju, bo nasza Enklawa jest bardzo duża. Jak już mówię o rezydencji, to wiecie że mamy bibliotekę gdzie są chyba wszystkie książki? Jest ich tak dużo, że chyba trzeba by żyć z tysiąc lat ażeby je wszystkie przeczytać! Tam tez kiedyś trochę pogmerałem ale o tym innym razem. – Vincent wziął kolejny łyk swego napoju i kontynuował wylewanie z siebie potoku słów.- W końcu znaleźliśmy ten pokój w którym rodzice umieścili na noc naszego gościa. Była to dawna sypialnia wuja Asterona, ale on wyjechał dawno temu z Enklawy na poszukiwania jakiś ksiąg traktujących o smokach. Chociaż kiedy tam wchodziliśmy wciąż czuć było zapach chemikaliów jaki zawsze dookoła siebie roztaczał. – Młodzian który już siedział na krześle pociągnął nosem jak gdyby coś wąchał. – Kupiec spał mocno więc nie mieliśmy problemu z nasza operacją, szybko przy pomocy kilku wykradzionych ze składów maści sprawiliśmy, że wyglądał o wiele sympatyczniej! Nigdy nie zrozumiałem czemu rano się tak wściekał, ciemnogranatowe brwi i zielona broda moim zdaniem mu pasowały. Ojciec niestety szybko się z tym uporał, a potem zmienił zamki w pracowni alchemicznej... – ostatnie słowa młody zaklinacz powiedział niemal z wyrzutem w głosie.

Miecz szczęknął cicho z ulga gdy ta przypowiastka dobiegła końca. Jednak uwadze przedmiotu nie uszło pytanie co do tego czym jest. Oburzony metaliczny głos zaczął wydobywać się z pod poziomu stołu.
- Drogi panie jam miałbym być demonem, ja? – głos bez wątpienia skierowany był do niziołka.- Lepiej zastanów się nim coś powiesz, uwłaczasz mi tak impertynenckim zachowaniem. Jam posiadam wiedzę tak rozległą iż demony mogłyby jedynie mi pozazdrościć. – Vincent nie reagował na słowa miecza, jak gdyby zadufanie przedmiotu nie robiło na nim żadnego wrażenia. Zamiast tego przyglądał się żabie siedzącej na ramieniu gnoma. Ostrze zaś kontynuowało podwyższanie swego ego. – ... Wiem niemal wszystko mój drogi niziołczy rozmówco! Więc dobrze Ci radzę następnym razem waż swe słowa nim je wypowiesz. Czemuż nie mogłem trafić w ręce jakiegoś badacza? Czym sobie na to zasłużyłem? – ostatnie pytanie skierowane do ogółu świata zakończyło wypowiedź gadającej broni.

Pojawieniem rudowłosej chłopak się nie przejął, jednak już propozycja ochraniania kogoś niezwykle mu się spodobała. Gdy tylko padły te słowa smokowaty poderwał się z krzesła i głośno krzyknął.
- Ja pomogę! Ja, mogę prawda? Mogę, mogę, mogę!? – Rudzielec aż wibrował z ekscytacji, pierwszy raz miałby pomagać w tak ważnym zadaniu jak ochrona kogoś. Jakież to wspaniałe, już pierwszego wieczoru otrzymać tak ciekawe zadanie. Chłopak zajrzał pod stół i krzyknął w stronę swojego plecaka.
- Psikus wyłaź, będziemy pomagać, no chodź tu wyspałeś się już!

Coś pisnęło i zasyczało pod stołem. Chwilę potem po podłodze karczmy dreptał mały... smok! Przynajmniej na smoka wyglądał. Przeciągnął się i mlasnął głośno, otrzepując ciało jak pies który wyszedł z wody. Następnie rozłożył swe małe skrzydła i podleciał do góry lądując na głowie Vincenta Drakano. Ten wyszczerzył swoje kły ponownie i powiedział do wszystkich.

- To jest Psikus, bardzo się cieszy że was widzi! To możemy pomóc!? Jak trzeba to i po ubrania iść mogę!

Gdyby chłopak był sprężyną to od wibracji jakie targały jego ciałem latałby już po całej karczmie. Miecz gderał coś cicho pod nosem, a mały pseudosmok ponownie ziewnął siedząc wygodnie na głowie swego pana. Według zwierzaka była ona zupełnie wygodniejsza niż ciasna kieszeń plecaka. Albo te wszystkie rupiecie w pokoju młodziana.

 
Ajas jest offline