Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 19:42   #4
Lechun
 
Lechun's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał
Jedna z cel, więzienie na wyspie Barbados, kilka miesięcy temu.

W niewielkiej celi, w której jedynym umeblowaniem była sterta siana i worek z mokrymi trocinami(a także dziura w ścianie, wielkości pięści, która miała służyć za miejsce do wypróżniania się), znajdował się on, Claes Gerrittszoon Compaen, podstarzały mężczyzna, o nadal przystojnych rysach twarzy. Oczywiście nie licząc licznych siniaków i rozcięć, a także szpetnej blizny ciągnącej się przez czoło Holendra. Znajdował się w dość niewygodnej pozycji, gdyż był przykuty łańcuchami do sufitu. Odziany był w stare łachy barwy szaroburej, składające się z prostych spodni i koszuli, z której plecy były już tylko strzępem. To samo stało się z plecami Clausa, które zostały porozrywane na wskutek licznych chłost, którymi był raczony co niedzielę. Claus już nawet nie miał najmniejszej nadziei na ucieczkę, mimo zapewnień o odsieczy, które docierały zza jednej ze ścian. Chociaż i one ucichły.
Licząc od ostatniego chłostania przez angielskiego nadzorcę, dzisiaj była środa, a więc dzień, w którym zostanie stracony. Nie licząc już na żadną pomoc, Compaen wspominał, jak trafił do tej klitki.

Trzydzieści lat temu jego życie upływało na licznych zabawach, jak przystało na syna holenderskiego arystokraty i potentata handlowego. Do czasu, gdy ojciec nie zachorował na tyle poważnie, by żaden lekarz nie był w stanie poprawić jego stanu. W końcu umarł. Claes, jako niekoniecznie legalny syn, nie mógł liczyć na odziedziczenie majątku. Zapożyczył się więc u braci i zakupił bryg „Ciernistą Pannę”, rozpoczynając handlową karierę i podróżując wzdłuż wybrzeża Genui. Uznał jednak, że to nie jest życie dla niego, zostając holenderskim korsarzem i polując na okręty hiszpańskie i tureckie na Morzu Śródziemnym. I dopóki władze nie postanowiły ograniczyć jego jurysdykcji, szło mu całkiem dobrze, później górę wzięła chciwość Holendra. Na wskutek przyszłych wydarzeń, został wyciągnięty spod prawa i nazwany piratem. Nie pozostało mu więc nic innego, jak udowodnić innym, że naprawdę zasługuje na to miano. Do czasu, gdy nie został zaatakowany przez otomański okręt wojenny pod dowództwem Hajraddina Dujara. Po długiej walce, „Panna” musiała się poddać. Załoga licząca 200 ludzi została zniewolona, jednak 8 z nich zostało wysłanych do Holandii, by móc przekazać wiadomość o aktualnym położeniu piratów. Dotarł z nich tylko jeden, bo reszta po prostu uciekła, nie chcąc narazić się władzom holenderskim.
Okup został zapłacony jedynie za Clausa, jako że był kapitanem, więc miał zostać publicznie stracony. Udało mu się jednak uciec i zaciągnął się na hiszpański statek płynący na Karaiby.
Dotarł na wyspę Barbados, gdyż był tu pierwszy ze zdrajców. Był nim jego oficer - Louis Fearquer, francuski szlachcic, który wykorzystał urodzenie, by zostać ważnym urzędnikiem na dworze tutejszego gubernatora. Holendrowi udało się dostać do komnaty Louisa i stanąwszy przed nim, strzelił mu w brzuch z dwóch pistoletów. Zaalarmował tym straż, która wpadła do komnaty, jednak szybko została rozbita celnie rzuconym granatem. Mimo to Claus został postrzelony w ramię i wypadł przez okno. Okrążony i pozbawiony szans na ucieczkę, poddał się.
Został skazany na śmierć, jednak na wykonanie wyroku musiał czekać miesiąc. By wiedział, ile już czasu minęło, co niedzielę wpadał do niego nadzorca o sadystycznym usposobieniu, który go biczował. Siedem razy za pierwszą niedzielę, czternaście razy za drugą, dwadzieścia jeden za trzecią, dwadzieścia osiem za czwartą.

Wspomnienia przerwał mu eksplozja, która wyrwała jedną ze ścian. Przed nim stanął barczysty mężczyzna w czerwonej koszuli i z serdecznym uśmiechem na ustach. Z wyciągniętymi pistoletami podszedł do Compaen’a i przestrzelił łańcuchy, które go podtrzymywały. Upadł na ziemię, skąd pomógł mu wstać nowy znajomy.
- Mówiłem, że przyjdą. Zabrać cię gdzieś? – powiedział ze śmiechem
- Do Port Royal. Muszę się spotkać ze starym przyjacielem.

Tawerna „Pod złotym psem”, Port Royal, czasy obecne.

W podejrzanej tawernie, od której przedstawiciele prawa trzymali się daleko, gruby karczmarz patrzył na nowo przybyłego z przerażeniem, jak na ducha. Ów mężczyzna był człowiekiem po pięćdziesiątce w prostych, lnianych spodniach i czerwonej koszuli. Na głowie miał stary, kapitański kapelusz. Tym kimś był nie kto inny niż Claes Gerrittszoon Compaen, żądny zemsty, co było widoczne tylko po jego oczach.
- Jak… Jak mnie znaleźliście…? –wydukał, zupełnie zapominając o oddychaniu.
[i]- To było wyjątkowo proste, Smith. Jak uciekliście, trzeba była załatwić Małego Jo. Wygadał mi o waszych planach.
- Skąd mieliście pewność, że mówi prawdę?
[/I]- Nie wiedziałem. – Odpowiedział spokojnie Holender, dobywając kordelasa. Grubas, wyciągnął samostrzał spod szynkwasu, jednak szybko się rozmyślił, widząc, że w dłoni został mu tylko jego kawałek. Dobył więc szpadę. Walczyli długo, bo mimo swojej postury Smith był wyjątkowo zwinny. Jednak celnym rzutem został przybity za koszulę do ściany. Szybko wyciągnął ostrze, z satysfakcją stając uzbrojony w dwie bronie przeciwko bezbronnemu. Satysfakcja szybko zmieniła się w przerażenie, gdy przeciwnik wyciągnął dwa pistolety i strzelił w głowę szynkarza. Podniósł swój kordelas i po prostu wyszedł z przybytku.

Już na ulicy spojrzał w niebo, zastanawiając się, gdzież to mogli się ukryć pozostali zdrajcy. Nawet przez chwilę pożałował, że przed zabiciem Smitha nie pomyślał o jego przesłuchaniu, ale wnet uznał, że i tak ten o niczym pewnie nie wiedział. Ruszył więc do doków, sprawdzić, czy ktoś nie szuka pracy.

Widząc pewne ogłoszenie, podszedł do niego i zerwał ze ściany.
- Już wiem.
Mruknął, kierując się na miejsce rekrutacji.
 
__________________
Maturzysto! Podczas gdy Ty czytasz podpis jakiegoś grafomana, matura zbliża się wielkimi krokami. Gratuluję priorytetów. :D
Lechun jest offline