Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2010, 19:39   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Z zamku dwoje Jednorożców wyjechało, pod eskortą jedynie ronina. Co prawda Daidoji oferowali eskortę swych bushi, ale Iuchi dyplomatycznie odmówił. A argument "Przecież jesteśmy bezpieczni na waszych ziemiach", okazał się nie odparcia. Tak więc dwoje Jednorożców, nie musiało się martwić o wścibskie uszy Żurawi.

- Obawiam się Yakusai-san iż skończył się czas twego odpoczynku. Czas by twoja wiedza po raz kolejny mnie uszlachetniła. Otóż strzała zna drogę. Masz więc okazję sprawić swa mądrością by wypuszczane mą dłonią strzały znalazły drogę do naszego celu. – Ronin wyraźnie się zafrapował tą prośbą mówiąc.- Nie godzi mi się wskazywać drogę znaczniejszym od siebie.
Ale nie sprzeciwił się. Po swych słowach nałożył jednak strzałę na łuk, zamknął w oczy wypowiadając cicho prośbę do Fukurokujina - Fortuny Mądrości, by prowadziła jego dłoń. Naciągnął łuk kierując grot strzały prosto w niebo. Przez chwilę naciągał cięciwę, by puścić ją. Strzała poleciała w górę, by następnie opadać w dół.
-Kto pierwszy przy strzale?- zaproponował nagle stary shugenja z młodzieńczym błyskiem w oku i pogonił swojego wierzchowca. Było to zachowanie niestosowne do wieku, jak nie pasujące do pełnionej roli, ale... Byli z dala od zamku i jego konwenansów, a wyścigi konne, były też pasją Jednorożców. Czy Otaku mogła zignorować rzucone wyzwanie?
Krnąbrna miała okazję wykazać swą wyższość nad rumakiem Takage.
Dwa konie pognały galopem...coraz szybciej i szybciej. Iuchi był doświadczonym jeźdźcem, a i jego wierzchowiec nie był rokugańskim kucem.
Wiatr owiewał twarz Xin Xu, przyciśniętej do klaczy cały ciałem.
Szybciej, szybciej.
Konie gnały tuż obok. Żadne z nich nie chciało ustąpić. Żadne nie miało zamiaru zwolnić.
Szybciej, szybciej.
Serca jeźdźców biły wspólnym rytmem z końmi. Rytmem szybkim i pełnym radości.
Otaku zdobywała prowadzenie. Krnąbrna była młodsza od wierzchowca Takagiego, a i shugenja nie miał tylu okazji do jazdy konno, jak przed laty.
Krnąbrna wysuwała się o łeb przed Kuroichim na co ten reagował nerwowymi parsknięciami. Zapewne nie przywykł do porażek.
Ale Otaku wątpiła, by Takage chciał by dawała mu fory. Zresztą czy ona sama chciała dać.
Pęd powietrza, ziemia uciekająca spod kopyt i nagroda... wbita w ziemię strzała. Zbliżająca się z każdym przebytym metrem.
Coraz bliżej, coraz szybciej.
Już o łeb i szyję wyprzedziła rumaka shugenja, ale starzec nie zamierzał się poddać popędzając Kuroichiego. A może tylko zachęcając? Rumak Takagiego był ambitny i dumny. Przewaga Xin Xu zaczynała maleć.
Ale dziewczyna nie zamierzała oddać zwycięstwa tak łatwo. Sześć shaku*, pięć, cztery, trzy...oczy Otaku skupiły się na celu, na wbitej strzale. Pochyliła się na prawy bok, lewą dłonią trzymała uzdę, prawa wyciągnięta, palce rozcapierzone. Wszystko to kwestia, wyczucia czasu, oceny odległości i...refleksu. Dwa shaku, jedno. Zacisnęła dłoń. Pod palcami czuła wątłe drewno promienia strzały. Uniosła dłoń w górę w geście triumfu.
Zwolniła tempo, podobnie jak Iuchi. Wyścig się zakończył, jej zwycięstwem.
Takage zaś uśmiechał się radośnie, skinął głową mówiąc.- W pełni zasłużone zwycięstwo Otaku Xin Xu-san.
Pogłaskał po karku swego wierzchowca mówiąc cicho.- Nie dąsaj się. Nie będziesz wiecznie najszybszy.
Tymczasem Yakusai oraz Maki dopiero zbliżali. Służka na pewno dopilnowała, by zabrać ze sobą wszelkie pakunki. I w sprzątanie to zaangażowała ochroniarza. Dlatego też znajdowali się w sporej odległości o dwójki Jednorożców. I jechali tempem dostosowanym do możliwości jeździeckich ronina.

Jednak co innego przykuło uwagę shugenja, a potem dyplomatki. Grupka kilkunastu wieśniaków nad brzegiem ryżowego. Wyraźnie nad czymś debatowali.
A gdy zauważyli dwójkę Jednorożców, ich debata stała się bardziej energiczna. Wreszcie wypchnęli z pomiędzy siebie „przedstawiciela”.
Podszedł drobnymi kroczkami do Otaku i Iuchi i upadłszy na twarz przed nimi rzekł drżącym głosem.- Samurai-sama, Shugenja-sama ...przy brzegu pola ryżowego leży martwy samurai.
Te słowa niewątpliwie przyciągnęły uwagę ich obojga.

Na miejscu okazało się, że wieśniak mówił prawdę. Na ziemi, leżały bowiem zwłoki martwego bushi w pełnej ciężkiej zbroi płytowej, barwionej na czarno. Jego dłoń nadal była zaciśnięta na katanie. A twarz zastygnięta w wyrazie gniewu. Był wielki, koło dwóch metrów wzrostu, potężnie umięśniona sylwetka. Wielokrotnie łamany nos, nie zrósł się prawidłowo nadając twarzy kraba nieco groteskowy wyraz twarzy. Bo był to Krab. Na jego monach czerwonych szczypcach, na kremowym polu otoczonych błękitnym okręgiem, były plamy od krwi. Xin Xu rozpoznała mon rodziny Kuni. Ale co tu robił? Przybył jako przedstawiciel klanu?

Zbroja była stara i nosiła ślady po wielu ciosach. I tych najnowszych i tych starych. Bo ów Kuni zginął w walce z licznym przeciwnikiem. Trawa wokół ciała nosiła ślady dramatycznej utarczki. Krab zaś został wielokrotnie raniony, zanim dosięgnął go śmiertelny cios. Z pomiędzy szczelin zbroi wystawały strzały. Ile ciosów wytrzymał, zanim zginął? Pewnie wiele. Uśmiercenie kogoś takiego, w tej chwili wydało się Otaku czymś niezwykłym.
A ślady krwi wokół trupa, jak i na jego katanie, świadczyły o tym, że zabrał kilku ze sobą.
Jednak .... nie było innych trupów oprócz niego. Kim był?
Chłopi nerwowo tłumaczyli, że znaleźli go tu godzinę temu i już wysłali dwóch z pomiędzy siebie, by poinformować Rasuto Yume Shiro i sprowadzić grabarza.
Iuchi, zakrywając usta rękawem kimona podszedł do trupa bliżej niż ktokolwiek inny. Kucnął. Ocenił sytuację przyglądają się trupowi.- Nie wygląda na członka poselstwa. Kraby zresztą, mają dopiero przybyć. Może to... tsukai-sagasu**?

Zbliżało się południe...Zwiadowcy Daidoji donieśli, że poselstwo Lwa już się zbliża. Naprzeciw im wyjechał oczywiście sam Daidoji Chitose. Ale i Doji Saoro czekała na małym krzesełku w cieniu, przyniesionych specjalnie w tym celu parasolach. Wraz z nią czekała także shugenja Feniksa. Młoda dziewczyna, nie miała w sobie tyle cierpliwości co posunięta w latach Doji. Co tamta kwitowała jedynie uśmieszkiem.
Był tu też daymio klanu Borsuka, jak zwykle rozglądając się nerwowo dookoła. Siedział obok Saoro zamknięty w swej zbroi niczym w skorupie, z kamienną twarzą. Byłby jak posąg, gdyby nie poruszające się nerwowo oczy.
Byli też bushi Daidoji, zapewne mniej liczący się w rodzinie. Ubrani w pełne zbroje płytowe, mający zapewnie pokazać splendor armii Żurawia.
Otaku i Iuchi trzymali się razem, siedząc w pobliżu Doji na podobnych krzesełkach i też pod dużymi parasolami chroniącymi ich przed skwarem słońca. Nie musieli tu być, Skorpion wszak zlekceważył przyjazd Lwów i nie było go na dziedzińcu.
Niemniej shugenja radził by witać każde poselstwo przybywające oficjalnie do Rasuto Yume Shiro.- Okazja do przyjrzenia się im tuż po przyjeździe, jest czymś czego dobry dyplomata nie powinien marnować.

Poselstwo Lwów zjawiło się po godzinie od przygotowań.
Na jego czele jechał przedstawiciel klanu Lwa, jak i rodziny Akodo. Sam Akodo Yubei...


Generał był dość wysoki, lekko pucułowaty, ale mimo to przystojny. Siwiejące włosy dodawały mu dostojeństwa. A spojrzenie miał wesołe. Twarzy jego nie znaczyła, żadna blizna, ale rękojeść katany, była lekko wytarta. Co świadczyło o częstym używaniu. Generał Lwów bez skrępowania rozglądał się dookoła. Od czasu do czasu wymieniał uprzejme uwagi z jadącym obok Chitose.
Tuż za nimi jechała niemal młodsza kopia Yubei. Pucułowaty na twarzy, noszący tak samo jak ojciec samurajski kok, Akodo Ichizaki. Młodzieniec różnił się od ojca spojrzeniem. I wyrazem ust. Ponury wzrok młodego Lwa omiatał dziedziniec zamku, a na twarzy gościł pogardliwy uśmieszek...delikatnie maskowany, pocieraniem podbródka kciukiem. Ichizaki był dumny, dumny ze swego ojca, klanu, urodzenia...może nawet zbyt dumny.
Nieco dalej jechała młoda dziewczyna, w zbroi z monami rodziny Ikoma. Krótko obcięta, w dość skromnej zbroi jak na przedstawicielkę tego klanu. Ciekawska. Spojrzenie dziewczyny wędrowało od jednego bushi do drugiego, od twarzy do twarzy. Co ciekawe, ustawienie Lwów w tej podróży, było tak rozplanowane, że Ikoma znajdowała się w środku grupy. Najlepiej chroniona. A więc to była Ikoma Tsanuri. Gdy spojrzenie Tasnuri i Saiko się spotkały. Obie dziewczyny uśmiechnęły się mimowolnie. Musiały się znać.
Z tyłu jechało dwoje przedstawicieli pozostałych rodzin klanów. Kitsu Harame był zgrzybiałym shugenja o mocno wyłysiałym czole i resztą siwych włosów związanych w kok.Jego gładko ogoloną twarz pokrywały zmarszczki, a spojrzenie wydawało się śpiące. Mogły to być pozory jednak, bowiem lejce Kitsu trzymał zadziwiająco mocno. Może tą pozorną ospałością starego shugenja, krył się zamiar uśpienia czujności innych. Jak stary lew „odwracał się na plecy” by odsłonić brzuch i pokazać, że nie jest groźny...Przynajmniej dopóki nie ma ochoty, zapolować.
Ale ostatnia osoba, skupiła najbardziej uwagę Xin Xu.
Matsu Tenko...


Samurai-ko przybyła z głową odsłoniętą, ale w ciężkiej zbroi, podczas gdy reszta poselstwa wolała lżejsze zbroje lub nie założyła żadnej. Kobieta rozglądała się po Żurawiach z ciekawością i pogardą zarazem. Wzrok przesuwał się od jednego bushi do drugiego z wyraźnym wyzwaniem i wrogością w spojrzeniu. Zupełnie jakby szukała celu dla swej katany. Zacięty wyraz ust i to spojrzenie... Otaku już widziała już takie twarze. Twarze umarłych za życia. Twarze członków rodziny Moto. Ludzi, których hańba przodków, przygniata niczym głaz.
Matsu Tenko przybyła do Rasuto Yume Shiro, by umrzeć. Takie myśli nasunęły Xin Xu, gdy spoglądała na „dyplomatkę” rodziny Matsu.

Tymczasem Akodo zsiadł z konia i od razu został powitany, przez Saoro. Staruszka wstała i rzekła.- Witam w imieniu klanu Żurawia, Akodo Yubei. I całe przedstawicielstwo szlachetnego klanu Lwa.
Słowom tym towarzyszyło pogardliwe, acz ciche prychnięcie Matsu. Yubei i Chitose zachowali jednak zimną krew, udając, że nie zauważyli wyzywającego zachowania samurai-ko. Jednak generał Lwów zgromił dziewczynę wzrokiem, a jego spojrzenie zdawało się mówić. „Policzymy się później”. Potem w odpowiedzi na słowa Saoro Yubei rzekł bardzo formalnie.- Jesteśmy zaszczyceni tym, że zaproszono nas na tak ważną uroczystość.
Oczywiście „pominął” fakt, że ślub nie jest ważną uroczystością. Choć to, kim jest biorący ślub było już ważne. Przemilczał też sprawę, tego, że zaproszenia nie były personalne. Więc każdy Lew mógł być oddelegowany.
Potem zaś rzekł bardziej osobiście.- Zawsze chciałem zobaczyć słynny Zamek Ostatniego Snu, o którego pięknie krąży wiele opowieści.
Potem nastąpiło zaproszenie, na ucztę za półgodziny. I Chitose zaprowadził poselstwo Lwa do ich kwater. Zapewne, tak jak w przypadku Otaku, przedstawienie członków poselstwa klanu Lwa, nastąpi podczas owej uczty. Do której zostało jeszcze pół godziny.


* shaku – jednostka długości = ok. 30,303 cm
**tsukai-sagasu- łowcy zła, członkowie rodziny Kuni specjalnie szkoleni, do polowania na pomiot Fu lenga na terenie cesarstwa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline