Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2010, 23:07   #27
Hesus
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dobry Boże kiedy to się skończy? - błagał o chwile wytchnienia od tej kobiety a ta ciągnęła go między sklepowe regały.
Na szczęście źle się poczuła, zganił się w myślach, nikomu nie życzył źle, ale odetchnął z ulgą kiedy zostawiła go samego z listą. Odnalazł wszelkie potrzebne artykuły i zapchał wózek powrotem na zaplecze sklepu. Zawahał się chwile widząc co się stało po zaaplikowaniu wojskowej szczepionki dwóm pracownikom. Odwrócił wzrok i przeszedł szybkim krokiem obok leżących.

Dopiero w samochodzie poczuł, że niebezpieczeństwo chwilowo minęło. Jechali w kierunku rogatek nie napotykając na żadne patrole. Jeszcze apteka po drodze i byli na prostej drodze w kierunku rezerwatu.

Czego tam szukajÄ…, kim sÄ…, co wiedzÄ…, dlaczego uciekajÄ…?

Te i wiele innych pytań kłębiło mu się w głowie, ale nie miał odwagi zapytać, zresztą wyszedł by na głupka. Tak, było już za późno. Po co mu to wiedzieć, zostawi ich gdzieś w najbliższym mieście i do wiedzenia. Tak, postanowił milczeć. Wolne żarty, to akurat zostało postanowione za niego.
Czego się boisz, nie załatwili Cię tam przy domu to nie zrobią tego i teraz.
Jak tylko się to skończy planował dostać się na wschodnie wybrzeże, zaszyć się u rodziny ze strony matki i przeczekać.
Samoloty pewnie nie latają. Samochodem zajmie mi to jakiś tydzień.
Ciał dwóch motocyklistów przy drodze, aż za nadto dały mu do zrozumienia jak jałowe są jego rozważania.

Siedział z nosem przyklejonym do szyby. Oczyma wyobraźni widział kładące się pokotem drzewa zdmuchiwane falą uderzeniową wybuchu jądrowego. Na twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia. Odwrócił głowę od okna i obserwował drogę przed nimi. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z gościem w uniformie Umbrelli. Jak na jego gust był zdrowo walnięty a takim nigdy nie wiadomo co strzeli do łba. Wiele by dał, żeby teraz poprowadzić, przynajmniej miałby się czym zająć. Oczywiście nie zapytał, po co, cholera.

Rezerwat przywitał ich zaskakująco przyjaźnie, znaczy jego mieszkańcy. Mark nigdy nie miał okazji być w tym miejscu mimo niewielkiej w końcu odległości w jakiej znajdowało się tych parę domostw. Mark nie miał okazji być w wielu miejscach. Wyglądało na to, że nie zabawią tam zbyt długo, komunikat z CB był jednoznaczny.
Nie przyglądał się zbytnio twarzom, nie chciał być nachalny, poza tym nie lubił jak mu się przyglądają. Stanął tak, żeby nie wzbudzać niczyjej uwagi, wyjął z plecaka termos z kawą i popijał małymi łyczkami parujący napój. Zmrużył oczy i zapatrzył się przez chwilę w niewielki głaz wystający z ziemi. Nie ogniskował na nim wzroku, zadumał się. Myśli przepływały przez niego wartkim strumieniem. Analizował sytuację i doszedł do wniosku, że w prawdzie nie jest w najgorszej sytuacji, ale jeśli dalej tak pójdzie wypadki mogą go zaskoczyć a on nie był przygotowany na niespodzianki.
Po pierwsze szczepionka oni byli zaszczepieni, on nie. Po drugie czemu armia ich ściga i co w ogóle robili w mieście, zbieg okoliczności? Po trzecie no właśnie.
Gdzie oni sÄ…?
Rozejrzał się szukając wzrokiem kobiety i pozostałych. Facet w mundurze i kobieta która wyszła im na przywitanie stali i rozmawiali. Odetchnął głęboko. Wylał resztki kawy, wytarł kubek chusteczką ,zakręcił termos i schował go do torby. Nabrał jeszcze raz powietrza i ruszył pewnym krokiem do rozmawiających. Zwątpił kiedy był o dwa kroki od nich. Zatrzymał się gwałtownie i znieruchomiał. Kobieta spojrzała na niego życzliwie, ale nie odezwała się ani słowem. Bił się z myślami, uciekać czy przeczekać?
- Cholera - wypalił a nie chciał powiedzieć tego na głos.
- Przepraszam - zmitygował się, odchrząknął. Był gotów wyrzucić z siebie masę pytań, ale stać było go tylko na - co się tu właściwie dzieję?
- Co tu się dzieje? Zbieramy się do wyjazdu. Co się dzieje na świecie? Szaleje wirus.
Uniosła brwi, jakby dziwiła się jego niewiedzy.
Zamurowało go, czego się właściwie spodziewał?
- No tak - słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, kątem oka widział jak David uśmiecha się pod nosem.
- Miałem na myśli, ten wirus, oni...
– oddychał powoli starając się opanować narastająca panikę, miał wrażenie, że spojrzenie kobiety przewierca go na wylot, jakby znała wszystkie jego tajemnice. Wzdrygnął się.
No dobra, weź się w garść i nie rób z siebie idioty.
- Chcę wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi – szło mu nad wyraz sprawnie – kim wy jesteście i dlaczego ściga was wojsko, czemu!? – chyba uniósł za bardzo głos.
- Uspokój się proszę – głos miała nad wyraz łagodny – nie ma powodu się denerwować, przynajmniej na razie, prawda David? – uśmiechnęła się – pozwól, że ci wytłumaczę.

Nie trwało to długo, ale to co usłyszał wystarczyło mu, żeby zrozumieć postępowanie tamtej czwórki. Tak po prawdzie to chyba zawdzięczał im życie, tam przed domem. Rzeczywistość nabrała innego wymiaru, teraz czy tego chciał czy nie był po stronie Marii Boven.
To co potem powiedział samego go zaskoczyło.
- Pomogę Ci – spojrzał jej w oczy, na krótko, ale jednak - pomogę, ale chcę dostać szczepionkę.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- I miejsce za kierownicą – te słowa skierował do Davida – chcę prowadzić to kojąco działa na moje nerwy.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 14-10-2010 o 00:05. Powód: nieścicłości, nieścisłości again;)
Hesus jest offline