Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2010, 00:21   #28
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Umówmy się. Nie umierał. Dokoła dramatyzowali. Wszyscy dramatyzowali. Czuł się świetnie. Miał przecież tylko naście szwów na plecach, kilka gram śrutu w plecach, mroczki przed oczami, nie potrafi przejść samotnie kilku kroków, ledwo co unosił broń. A no i jeszcze krwawił.
Pierdolicie, nic mi nie jest.
Budził się. White powoli otworzył oczy. W pomieszczeniu nie było nikogo. Zostawili go. Całkiem samego. On kontra on. Prędzej czy później, jeden wykończy drugiego. Odstrzeli mu łeb i zatańczy tango z trupem. Czemu to wszystko zaczęło go tak tragicznie śmieszyć? Pogrzebał w kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej rozbite okulary. Założył je i wyłowił otaczającego przedmioty. Był w gabinecie lekarskim. Na wypucowanych kafelkach leżały zapaćkane krwią bandaże. Jego krwią. Pootwierane naprędce szafki wyczyszczone były z zawartości. Obok niego leżała duża strzykawka. Pusta. Leki przeciwbólowe. Aż już myślał, że jest nieśmiertelny.
Całkiem wyraźnie do jego uszu dobiegał ryk silników i przytłumione rozmowy. Wygląda na to, że towarzystwo się zjechało. Musiał ruszać. Nie może zostać sam. To świństwo było gdzieś tutaj. Prędzej, prędzej byle dalej od tej bestii. Nie może zostać sam.
Wstał powoli z kozetki. Próbował postawić kilka kroków. - Kurw... - wycedził i usiadł z powrotem. Opuścił głowę i wtedy w głębi pokoju, przy zwalonych meblach zobaczył swojego tymczasowego przewodnika. Nie mógł się nie uśmiechnąć.


Przekraczał próg, gdy usłyszał z sąsiedniego pokoju - Maria, co u was? Gdzie White? Musimy zyskać trochę przewagi. Jesteście tutejsi? - Głos Thomsona. Kto, jak kto, ale ten suczysyn dalej się o niego martwił. No pięknie. White powoli wtoczył się do pokoju. Zebrani jakby nie zauważyli go. Nawet nie miał specjalnej ochoty im się pokazywać. Niech gadają, niech ustalają, niech postanowią, kogo jeszcze trzeba będzie odstrzelić.
On zagubione stworzenie, któremu na przemian albo zależy, albo nie. Bezwolne żyjątko poruszane przez wiatr. Nawet nie chcę mu się udawać, że jest inaczej. Dajcie mu kilka dni. Wróci do siebie. Udowodni jeszcze wszystkim. Ale nie teraz.
Powoli, tak by nie naruszyć świeżych szwów. Schował twarz w dłoniach. Choćby świat miałby przyjść po niego i odgryźć głowę, nie ruszy się stąd.
Przytłumiony odgłos radiostacji. - Do wszystkich jednostek w Darrington. Uciekinierzy skierowali się na zachód, prawdopodobne miejsce pobytu: rezerwat Indian. Czas przybycia wsparcia: trzydzieści minut. Czekać na dalsze rozkazy. - A jednak. Uciekać.
 
Lost jest offline