Cichy szept rozcinał ciszę nocy... Cichy szept rozcinał mrok jaskini niczym ostrze miecza.
- Wiem, że nie chcesz mi nic powiedzieć. Wyczuwam twój gniew. Wiem, że niszczę to co budowałeś za życia. Lecz nie masz wyboru. Ujawnij sekrety. Pokaż mi to czego szukam.- starczy głos, gniewny głos dudnił w jaskini rozjaśnianej blaskiem płomieni. Głos triumfujący.-
Pokaż mi co chcę zobaczyć. I tak nie masz wyboru!
***
Leśna dolina skryta mgłą, dogasające ognisko. Wczesny świt. Dwie sylwetki otulone kocami.
Jedna wyraźnie mniejsza od drugiej. Ta mniejsza śpi na leżąco, większa czuwa przy ognisku siedząc. Dwoje wędrowców.
Nagle z jednego z posłań odezwał się cichy szept.-
Nadchodzą.
Reakcja czuwającego mężczyzny była natychmiastowa. Wstał. Obnażona ostrze katany błysnęło w świetle wschodzącego słońca. Kilka minut później leśną dolinkę wypełniły krzyki bólu i agonii... a na leśną ściółkę polała się krew.
***
Nagoja była pięknym miastem.
Nagoja była spokojnym miastem.
Kiedyś wieś rybacka, obecnie mały port. Nagoja miała przed sobą świetlaną przyszłość. Ostatnia wojna co prawda dokonała pewnym szkód w infrastrukturze miasta, ale powoli wszystko wracało do normy. Zniszczenia były odbudowywane, a ludzie żyli dostatnio.
Jinzo był więc dumny. Był dumny z miasta, jak i z tego, że jest jego namiestnikiem.
Nieoficjalnym co prawda, bowiem
Jinzo był tylko bogatym handlarzem drewnem. Niemniej to właśnie dzięki jego staraniom Nagoja rozkwitała. To on sprowadzał rzemieślników, to on negocjował w imieniu miasta haracz za ochronę u pana
Hizuke. Co prawda pan
Hizuke nazywał ten haracz podatkiem należnym mu się z racji władania okolicznymi ziemiami. Niemniej kupiec miał inne zdanie na ten temat. Pan
Hizuke bowiem nie zajmował się swym lennem. Jego dni wypełnione były polowaniami, ucztami oraz kłóceniem się z sąsiadami.
Dobrze przynajmniej, że jak na samuraja pan
Hizuke, był osobą otwartą na uprzejmie sugestie
Jinzo. I zdawał sobie sprawę, że i w jego interesie był rozwój miasta.
Tak więc
Jinzo był dumnym kupcem. Dumnym zarówno z siebie, jak i z miasta.
Dumnym, ale nie zadowolonym.
Ostatnio ludzie zaczęli umierać, nagle i bez powodu. Wieczorem byli zdrowi, rankiem byli martwi, a ich ciała były wysuszonymi mumiami. Medycy mieszkający w Nagoi stwierdzili, że coś takiego nie jest naturalną chorobą. A świętobliwy i stary mnich opiekujący się świątynią w Nagoi, wyczuł złą emanację od zwłok. Ani chybi, zgony były sprawką złych duchów lub oni.
Jinzo więc udał się do pana
Hizuke o pomoc. Ten jednak odmówił, twierdząc, że jego samuraje nie będą bawili się w strażników miasta. Niemniej zrezygnował z jednego z haraczy na rzecz ufundowania nagrody za upolowanie. Nagroda 200 ryo powinna skusić wielu chętnych.
Jinzo był pulchniutkim Japończykiem, o dość okrągłej twarzy i pulchnych palcach.
Krótkie wąsiki jakie nosił, sprawiał że marynarze przypływający do Nagoi nazywali
Jinzo, Mongołem. Na co,dumny ze swej narodowości
Jinzo, zwykł się wściekać. Gładko uczesane ciemne i jeszcze dość gęste włosy, czyniły go nadal dość...przystojnym czterdziestolatkiem.
Zwłaszcza, że zawsze był ubrany w dobrej jakości kimona w pastelowych kolorach.
Gdy był zdenerwowany, zwykł miętosić rąbki rękawów swych szat. Tak jak teraz...
Włożył bowiem tyle wysiłku, by wieść o demonach i nagrodzie za niej rozniosła się po okolicy.
I jaki był tego efekt?! W gospodzie do której mieli przybyć chętni łowcy, zjawił się póki co tylko jeden zainteresowany! Jeden! I to w dodatku młodzik.
Chudy wymoczek, którego nie stać było na całą zbroję, bo nosił tylko jej kawałki. Za to wszystko pomalowane w krzykliwą czerwień.
Co prawda całkiem sprawnie wymachiwał tymi swoimi trójzębami popisując się przed
Jinzo.
Ale nie świadczyło to bynajmniej o sile młodzieńca. Po prostu drzewca trójzębów były wydrążone.
-Nie masz co się obawiać Jinzo-san. Kirisu, czyli ja, jeszcze nigdy nie zawiódł. Widzisz te monety nanizane na sznurku, na mej szyi? Każda z nich pochodzi z jednego ze zleceń, które udało mi się zrealizować. Każda moneta to jeden ubity potwór. Kirisu Płomień jest znany w wielu wioskach na północ stąd.-przechwalał się młodzik. A
Jinzo jedynie potakiwał, mając nadzieję że zjawią się i inni, bardziej wiarygodni łowcy.