Baalord wydawał się być z jakiegoś powodu wściekły. Nie powiedział na ten temat zbyt wiele - tylko że otrzymał złe wieści. Emilia słuchała siedząc cicho. Wszystko wydawało się jaj obce. Jeszcze właściwie tego samego dnia została porwana, potem obudziła się w jakimś magazynie, jak niedawno się dowiedziała, wiedziała śmierć dziesięciu osób. Przedstawił jej się niejaki Baalord - "ostatni z pierwszych".
Emilia nie rozumiała tego. Nie znała się na magii i wiedziała niej tyle ile jej koledzy i mieszkańcy miast plotkowali między sobą. Historię ogarniała, ale nauki nauczyciela sprowadzały się do wychwalania inkwizycji i jej zwycięstw. Zapewne w jej podręcznikach będzie coś napisane na ten temat. Problem taki że jej podręczniki są raczej niedostępne. Czasem miała wrażenie że nie urodziła się tak sobie - ktoś zaprojektował ją sobie w głowie i rzucił w świat, przy tym świetnie się bawiąc. Może nawet nie miała własnej woli, tylko wszystko co robi - ba, a nawet myśli - jest kaprysem tej istoty. W każdym razie ostatnie wydarzenia ostatnie, od porwania z domu począwszy były dla Emilii coś jak dziwnym snem. Grą, można by rzec.
Odrzuciła te myśli, zastanawiając się nad słowami istoty. Mówił wszystko tak, jakby Taś-Taś już pogodził się z myślą że został "złym lordem". Albo raczej tak, jakby Baalorda to w ogóle nie obchodziło. W sumie nie miała wyboru. Z tego co mówił mógł ją w tempie natychmiastowym zabić. Brzmiało nieprawdopodobnie, ale Emilia wcale nie miała ochoty tego sprawdzać.
Nagle coś ją uderzyło, a raczej rozgniotło. To mogło zmienić cały jej dotychczasowy pogląd na świat. O w mordę. Smok. Nawet smok się znalazł w tym całym szaleństwie.Mieli przechodzić przez próby. Mieli go pokonać. Baalord mówił o nim jakoby nie był silny jak kiedyś. To znaczy, że nie potrafił jedną szarżą skosić oddziału. Mieli go pokonać na słowa - tutaj Emilia po raz pierwszy zaczęła wątpić w swoje gadane. Bez cienia wątpliwości jest bardziej wygadana niż jakiś ćwok z dzielnicy, ale czy jest lepsza od smoka?! Emilia szczerze w to wątpiła. Właściwie, była niemal pewna że tak nie jest. Liczyla na resztę towarzyszy. Oj tak. Czy którykolwiek wyglądał jednak na dyplomatę, można by było się spierać. Z wojownikami było już lepiej - był przecież golem który wyglądał na silnego i ktoś kto mówił o mieczu i rusznicy. Ach, no tak. Proch. I tak nie ma to znaczenia... Ale co jeśli smok zaatakuje właśnie na nią? Zapewne tak właśnie będzie - jest chyba (na pewno) najsłabszym ogniwem w walce. Co wtedy zrobię? Zacznę uciekać? Nie wiem...
Trzecia próba nie wyglądała na zbyt.. trudną. Mieli dać smokowi jajo. "Tylko" czterdziestoletnie, w zamian za jakiś róg. Róg na demony.
Starała się nie widzieć tego, jak Baalord spokojnie wyjmuje z niczego owo jajo. A potem cały kufer. Zabrała tylko co trzeba i odwróciła się na pięcie... Z pewnym podnieceniem (takim samym jak u żołnierzy przed bitwą) wkroczyła w portal. Znów poczuła mdłości. Zdawało się że lecą i lecą bez końca. Ta, tyle że w końcu ktoś wpadł na pomysł żeby zapalić pochodnię. Ależ zabawne. Szli wiec korytarzem, mijając mnóstwo tajemniczych odnóg. W sumie, aż chciało się tam wejść. Jednak pamiętając słowa Baalorda, Taś-Taś nawet nie próbował tam zerkać. Żeby pozbyć się grobowej atmosfery, Emilia zaczęła : Hmm... Jak myślicie, co jest w tych bocznych korytarzach? Co tam tak błyszczy?