Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2010, 13:54   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pojawienie się „ronina” Jinzo przyjął z zaskoczeniem, ale i z ulgą. Kupiec był prostym człowiekiem oceniającym innych po wyglądzie. A wielki miecz Sogetsu robił wrażenie. Podobnie jak jego milkliwość. Wydawał się być samurajem o jakich opowiadano w opowieściach. I doświadczonym, w przeciwieństwie do gadatliwego oraz chełpliwego Kirisu.
Kolejny osobnik, wyglądał na żebraka bardziej niż na łowcę, ale gdy zaczął mówić...
Jinzo od razu zmienił zdanie. Tamten bowiem wiedział o czym mówi. To było widać w każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu. A kupiec takie szanował osoby.

Następnie weszła...ona. Niewątpliwie robiąc wrażenie na każdym mężczyźnie przebywającym w tej gospodzie.
I nie pasowała tu. Była urodziwa, a choć nie krzykliwa w stroju...to nie pasowała tu w ogóle.
Przypominała delikatny kwiat śliwy. Uwodzicielkę, a nie łowczynię.
Mimo to...Jinzo jej nie wyprosił. Nie zdążył. Kobieta w kilka sekund stała się panią sytuacji. Spojrzeniem i słowami dominując na kupcem, który stracił rezon zafascynowany tym...zjawiskiem, które zawitało do gospody. Nie wierzył jej, ale też i nie potrafił zabronić udziału w łowach.
Jej zachowanie, z jednej strony figlarne, z drugiej strony pełne ukrytej drapieżności sprawiło że Jinzo nie wiedział jak traktować ową łowczynię oni.
Jedyne do czego kupiec był zdolny, to potakiwać kobiecie.
Co innego Kirisu, młody pewny siebie chłopaczek. W jego oczach błyszczała żądza przygód...i nie tylko.
Nic dziwnego, więc że ruszył w kierunku Leiko i usiadłszy blisko niej, rzekł pewnym siebie głosem.- Jestem Kirisu Płomień, słynny łowca oni, pewnie o mnie słyszałaś?
Nie czekając aż odpowie (a może obawiając się jej odpowiedzi), kontynuował.- Ukatrupiłem już wiele tych stworów, a ty pani?
Leiko przesunęła wzrokiem po chłopaku. Rzeczywiście był młody, nieco szczupły jak no osobę używającą dwóch trójzębów, ale ruchy miał szybkie, energicznie, pewne. Może i nie był doświadczonym łowcą. Ale z pewnością umiał walczyć. Typowy młody wilk, który zachłystywał się swobodą, swą siłą i młodością. Iluż takich wilczków wyprowadziła, w pole? Przestała już liczyć.
Gdy Leiko patrzyła na Kirisu, w myślach przeglądała całą drogę jaką przebyła w Nagoi w poszukiwaniu tej karczmy. Nie śpieszyła, skręcała w kolejne zaułki, niby to gubiąc się. Prawda była jednak inna. Chciała być zauważona i sama spostrzec coś. I spostrzegła. Mon klanu którego szukała.


Gdzie to było? Chwilka czasu zdobyta delikatnym uśmiechem i spojrzeniem, wystarczyła by sobie przypomnieć. Miejsce, jedna z uliczek portowych.
Mon był na kimonie samuraja, któremu towarzyszyli dwaj gaijini z Chin. Ta trójka wydawała się kogoś, czegoś szukać. Jeden z chińczyków, bynajmniej nie kupiec, trzymał w ręku wisiorek.
Nie mogła im się bliżej przyjrzeć. Nie wtedy. Nie bez wzbudzania podejrzeń.
Nie...tą partię go, trzeba rozegrać na spokojnie.
Nim Leiko zdołała odpowiedzieć młodemu łowcy, do gospody zawitał ktoś jeszcze.

Ktoś kto zwracał na siebie uwagę. Ponad dwumetrowy mężczyzna, z olbrzymim mieczami robiącymi za daisho. Nie nosił katany, miecz przy jego obi każdy inny bushi nosiłby na plecach.


Miał paskudną twarz, wielkie usta, wąski nos, głęboko osadzone oczy. Uśmiechał się, ale nawet jego uśmiech był...złowieszczy. Rozejrzał się zebranych w karczmie osobach, po czym swe spojrzenie skupił na Sogetsu. I uśmiechnął się jeszcze bardziej. Zupełnie jakby zobaczył... glinianą butelkę z sake.
Jinzo spojrzał na nowo przybyłego i spytał.-Samuraj-san też w sprawie łowów?
-Łowów?-
krótkie zdziwienie zarysowało się na twarzy nowo przybyłego. Szybko kiwnął dodają.- Taaak...w sprawie łowów. Genba Hario.
Jinzo skinął głową i rzekł.- Więc...chyba już nikt się nie zjawi. Gdyby jednak było inaczej byłbym wielce zobowiązany, gdyby któreś z was... eee ... powiadomiło mnie o tym. Youjutsusha-san, mogę na ciebie liczyć w tej sprawie?
Potem kupiec wyjął zwój zapisany po części drobnym pismem.


I zaczął trajkotać nerwowo przy okazji zabawnie ruszając swoimi wąsikami.- Na czas łowów na bestie ta gospoda „Szczęśliwa Brzoskwinka”, będzie waszym...domem. Dopiero co została wybudowana, więc na niewygody narzekać nie musicie. Przyznaję, jeszcze nie ma zatrudnionej obsługi, ale opłaciłem wdowę Chen. Będzie ona zajmowała się posiłkami dla was, sprzątaniem oraz praniem. Tak jak wspomniałem do zarobienia jest 200 ryo pomiędzy tych łowców którym się uda ubić Oni. Aczkolwiek jestem skłonny podzielić tą sumę, w sposób jaki uzgodnicie między sobą. Niemniej musicie się podpisać na tym dokumencie, potwierdzając przyjęcie zlecenia. To kwestia formalna. W innym przypadku mógłbym popaść w niełaskę Hizuke-sama.
Jinzo podał pędzelek youjutsusha, a ten wykaligrafował swoje imię. „Kohen Takami”.
Kolejnym był Sogetsu. Jego litery nie były tak zgrabne jak poprzednika. Jednak szybko naniósł swe imię „Sogetsu Kazama” na zwój.
Potem zaś litery szybko i nerwowymi ruchami pędzla naniósł olbrzym. ”Genba Hario”.
Ostatnim piszącym okazała się kobieta. Z gracją w ruchach i z wyraźnym doświadczenie, pięknie postawiła rządek znaków kanji. „Leiko Maruiken”
Ale gdy przyszła kolej na Płomień, ten z wyraźnym zażenowaniem rzekł.- Ja.. Ja nie umiem pisać.
-No pięknie.-
westchnął teatralnie Jinzo. Po czym spytał.- Czy ktoś z was będzie uprzejmy i wyręczy Kirisu-san w podpisie?

Po zakończeniu sprawy z podpisami, Jinzo wstał i rzekł. – To chyba tyle na obecną chwilę.
Skłonił się całej grupce łowców oni, po czym rzekł.- Zjawię się wieczorem, by się dowiedzieć jak planujecie polować na stwory i... czy będzie potrzebna w tym moja pomoc.
Spojrzawszy na Kohena spytał.- Takami-san, czy mógłbyś mi towarzyszyć w powrocie do mego domu? Dobrze by było, gdyby choć jedno z was, wiedziało gdzie mieszkam.
Kohen skinął głową na zgodę. To rozsądna sugestia, aczkolwiek mężczyzna miał wrażenie, że stoją za nią ukryte motywy.

Sogetsu tymczasem, zerkał na olbrzyma. Hario wydawała mu się znajomy. Tylko skąd go znał?
„-Baaaaka.-” ironiczny szept rozbrzmiał głośno w jego umyśle.- „Znasz go z dzisiejszego ranka. Obserwował cię i rozmawiał z niskim mężczyzną. Chyba masz wielbicieli w tym mieście. Ciekawe za co cię nienawidzą?”
Tak...demon miał rację. Gdy szedł tutaj, minął ich...tego olbrzyma i towarzyszącego mu, pucułowatego bushi.


I choć wtedy nie zwrócił na to specjalnej uwagi, to teraz Sogetsu był pewien. Ten niski pokazywał go palcem temu Hario. W jakim celu?
„A jakie ma to znaczenie? Zabij go i przed śmiercią wymuś prawdę.”- zarechotał ze śmiechu oni.- „On i tak ci rzuca wyzwanie.”

Gdy Jinzo i Kohen wyszli, Kirisu zbliżył się do Leiko i rzekł wprost.- Myślę, że moglibyśmy nawiązać współpracę w walce z oni. Co prawda zwykle walczę sam, ale... myślę, że będzie nam obojgu łatwiej. A i to miła odmiana, po samotnym boju... walczyć we dwoje.
Dwuznaczne były jego słowa. Ale dziewczyna musiała przyznać, że nawet gładko się temu młodemu wilczkowi ustach układały. Pewnie miał się za takiego samego zdobywcę kobiecych serc, co łowcę oni. Ta pewność siebie połączona z młodzieńczą naiwnością, czyniła Kirisu łatwym do sterowania pionkiem w doświadczonych kobiecych dłoniach.

Jinzo dopiero, gdy oddalił się od gospody rzekł do Kohena. Choć właściwie nie mówił, do niego. Raczej po prostu rzucał słowa na wiatr.- Dwa miesiące temu, mniej więcej. Gdy zima opuszczała już Nagoję, zjawił się okręt. Zwykły okręt kupiecki, nic niezwykłego. Chińczycy przywieźli ze sobą zwłoki. Kupiec zmarł im w drodze do nas. Chcieli, żebyśmy go pochowali.
To już było dziwne. Droga do portów chińskich nie jest, aż tak długa. Zwykle więc Chińczycy nie chowają u nas zmarłych. Niemniej hojnie zapłacili, więc zgodziłem się. Zwłoki jednak znikły, zanim poddano je obrządkowi pogrzebowemu. A wkrótce po zniknięciu zwłok, ludzie zaczęli zapadać na tą chorobę. Teraz już wiemy, że... to sprawka oni. To był mój błąd Takami-san. I zatruwa moją karmę. Jednak mam prośbę, co by moja pomyłka nie została ujawniona.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem