Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2010, 01:40   #7
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko Maruiken.
Lśniącą, atramentową czernią opadły kolejne litery. Tak piękne i zgrabne, a przecież tylko bezwiednie, bez zbędnego starania napisane na zwoju. Przy tym jednak zbyt wyzywające w jej oczach.
Bez pytania bądź choćby słowa wyjaśnienia, wyciągnęła pędzelek spomiędzy bezradnych palców ognistego łowcy. Miała swe cichutkie podejrzenia, że każdy jeden z reszty obecnych prędzej by go pozbawił życia niż pomógł w tak trywialnej czynności. Kilkoma płynnymi ruchami podpisała się za Płomienia. Tym razem jednak znaki nie były tak urodziwe i wyglądem zupełnie odbiegały od tych nakreślonych wcześniej przez nią. Miały w sobie więcej.. roztrzepania i niedokładności w kolejnych muśnięciach, ponieważ kobieta chciała je dopasować do młodego łowcy. I w ewentualnej przyszłości nie mieć z tym nic wspólnego.
Po zakończeniu formalności zaś miała zamiar wybrać się w miasto w celu poznania go bliżej, ale niekoniecznie już mając w myślach wizję nocnych łowów.
Jednakże..

Gdy Jinzo i Kohen wyszli, Kirisu zbliżył się do Leiko i rzekł wprost.- Myślę, że moglibyśmy nawiązać współpracę w walce z oni. Co prawda zwykle walczę sam, ale... myślę, że będzie nam obojgu łatwiej. A i to miła odmiana, po samotnym boju... walczyć we dwoje.
-Z przyjemnością – odparła czarnowłosa z lubością, która przeciągnęła jej słowa w rozkoszny dla ucha pomruk. W podobnym, chociaż już trochę cichszym tonie kontynuowała, nie chcąc najwyraźniej aby jakie osoby trzecie niepotrzebnie zbyt dużo słyszały -Będę mogła się przekonać, czy tylko nazywasz i malujesz się płomieniem, czy może i prawdziwy ogień masz w sobie… Ki-ri-su-kun.
Język zatańczył po jej zębach i podniebieniu, gdy tak pieszczotliwie wręcz zwróciła się do swego towarzysza.
-Zapewniam Leiko-san, że...- wzrok młodzieńca wędrował po ustach kobiety, prowadzony jej językiem. Przy czym Kirisu gubił własny język, bowiem kolejne słowa ledwo wydukał cicho.- ...mam ...ognia, mam dość ognia... by rozgrzać... nas oboje. I w dzień i w nocy.
Było to urocze. Kiedyś będzie pewnie niezłym flirciarzem. Obecnie był jednak młodym niedoświadczonym kogucikiem, któremu brakowało opanowania w odwiecznej grze pomiędzy kobietą, a mężczyzną.
Ale nie inicjatywy. Bo w końcu zapanował nad sobą i rzekł.- Może przejdziemy się po Nagoi i... poznamy bliżej. By nasza przyszła współpraca była, bardziej przyjemna i udana?
Mogłaby się spłoszyć jak dziewczę niewinne i czmychnąć z gospody ze łzami w oczach. Mogłaby też zachichotać idiotycznie i zatrzepotać rzęsami. Albo zacisnąć dłoń w pięść i wyrżnąć nią w twarz bezczelnego chłopaczka. Nic jednak takiego nie miało miejsca, a i rumieniec nawet się nie zbliżył do jej porcelanowych lic. Ale za to rozświetlił je wyćwiczony uśmiech kryjący w sobie obietnic wiele.
-Będę o tym pamiętała, kiedy łowy już się skończą, a nocy nie będę chciała samotnie spędzić.. – szepnęła wpatrując się wymownie w oczy łowcy, w potrzask swych własnych starając się go schwytać.
Potem zaś, niczym w przypływie nagłej fali zawstydzenia całą ich wymianą zdań, rękę uniosła i rękawem kimona przesłoniła swe usta. Aby zakryć ten uśmiech, którego znaczenie się nieco zmieniło i już mniej czarujące było. Bądź co bądź już dawno nie miała do czynienia z kimś tak.. tak.. prawie płochliwie reagującym na jej słowa. Ucieszne to było, zaprawdę. Jednakże nie byłaby tym.. kim była, gdyby nie panowała nad swą własną mimiką. To i nic dziwnego, że wargi swe na powrót odkryła, przy okazji opuszką kciuka dolną musnąwszy w geście zaintrygowania.
-Znamy się dopiero od kilku chwil, a Ty co rusz masz dobry pomysł – odpowiedziała mu beztrosko, sięgając ku swej parasolce – Chodźmy na spacer, najchętniej to w kierunku portu. Pasuje Ci, czyż nie Płomieniu?
I znowu. Czy to było imię, czy po prostu przezwisko, każde z nich kobieta wypowiadała w specyficzny, dziwnie dodający temu pikanterii sposób.
-Za tobą w każdy ogień.-odparł Kirisu znów stosując dwuznaczności. Pewny siebie uśmieszek zdobił jego lico. Młodzian był przekonany, że właśnie osaczył ofiarę, nie zdając sobie sprawę, że to on został osaczony. Wstał, by podać jej dłoń, na której mogłaby się oprzeć sama wstając.


***






Port w Nagoi był pełen życia. Na przycumowanych okrętach panował spory ruch, marynarze rozładowywali ładunki ze statków, lub na odwrót. Rybacy przeładowywali złowione ryby i kałamarnice z porannego połowu. Tragarze przemierzali swe drogi tam i z powrotem przenosząc na plecach pakunki. Ale wielu mężczyzn zerkało na rzucającą się w oczy parę, zwłaszcza na Leiko. Nie było w tym nic dziwnego. Tak piękne i wystrojone kobiety, zwykle nie zapuszczają się w rejony portu, pasują bowiem do innych dzielnic Nagoi. Zaś sam Kirisu zabawiał Leiko opowieściami o swych zwycięstwach nad ożywionymi trupami, bakemono czy samotnym kappa. I nad niektórymi roninami. Wspomniał też, że monety z jego naszyjnika mają specjalne znaczenie. Że każda oznacza, jedno wykonane zlecenie. Chwalił się...Był jak kogut prezentujący swój ogon, przed kurami w nadziei na zyskanie ich aprobaty i zachwytu.
A Leiko wykazywała zainteresowanie. Może nie było ono nadmierne, na pewno nie przesadzone, ale było na tyle widoczne, aby młodzian nie mógł się pogniewać na jego brak. Szczególnie, że kobieta jeszcze go zachęcała do raczenia jej dalszymi opowiastkami. Właśnie tak, zachęcała już i tak wyjątkowo pewnego siebie Płomienia do puszenia się jeszcze bardziej i rozkładania swych barwnych piórek. Robiła to subtelnie i w taki sposób, aby on jak najwięcej mówił o sobie, z jak najmniejszym jej własnym wkładem. Kiwała głową w zrozumieniu, posyłała mu uśmiechy słodkie, rzucała spojrzenia, których znaczenie z łatwością można było uznać za pełne podziwu. A gdy zdarzało mu się zamilknąć na dłużej, tedy dłonią delikatnie dotykała jego ręki łącząc to z niewinnymi pytaniami o dalsze wyczyny. Dzięki tym wszystkim zabiegom każde z nich mogło się skupić na tym co ważne, Płomień na sobie, a ona zaś na poszukiwaniach. Bo ona słuchała, jak to się mówi, jednym uchem. Rzucając na siebie cień parasolką, obserwowała miasto niby to zaciekawiona jego życiem i wyglądem. Ale i w tak zwyczajnym zachowaniu czaiło się drugie dno, które lustrowało uważnie każdą mijaną uliczkę i przechodzącego człowieka. Wprawdzie były to tylko drobne ruchy oczu, czasami przechylenie głowy, ale to jej wystarczyło i Leiko tym samym nie zwracała na siebie uwagi.. większej niż samym wyglądem. Zaś głośne i swobodne zachowanie jej towarzysza z góry skreślało ich dwójkę z listy osób mogących być podejrzewanymi o szpiegowanie lub chociaż większe zaciekawienie sekretami mieszkańców niż było to dopuszczane. Toż to był po prostu spacer, czyż nie?

-Tyle osiągnięć jako łowca.. – pozwoliła sobie w końcu przerwać monolog Kirisu, gdy dotarli do portu -W takim razie tutejsze polowanie na oni nie powinno stanowić dla Ciebie dużego wyzwania, a tamte chłystki konkurencji. Oglądanie takiego ognia w walce musi być... fascynujące.
-Będziesz miała się okazję przekonać podczas naszej wspólnej nocy.- rzekł z wyraźnym zadowoleniem Kirisu bawiąc się tą dwuznacznością z wyraźną lubością. Po czym dodał.- Kiedy wyruszymy na łowy, trzymaj się blisko mnie. A gdy spotkamy oni, to...pokażę ci co potrafią moje trójzęby.
-Nie zamierzałam nigdzie się oddalać od Ciebie.

Zaśmiała się. Krótko, niezbyt głośno i bynajmniej nie dlatego, że rozśmieszyła ją w ogóle możliwość nie trzymania się go. Ale fakt, że Kirisu był tak przezabawnie pewny siebie i wyraźnie dawał znać, że opanował zawiłości stosowania dwuznaczności wolała zachować dla siebie. Skoro jednak młodzian był tak skory do wyręczenia jej, jeśli nie w całych łowach to przynajmniej w sporej ich części, to ona nie miała nic przeciwko i ze spokojem kontynuowała swoją grę. Kwestia tego co będzie później już jej się klarowała w czarnowłosej głowie.
-Oczywiście, jeśli tylko te Twoje trójzęby zapewnią nam nagrodę. Bo jeśli nam się nie uda to.. – zamilkła na moment i głowę zwróciła w przeciwnym kierunku niż znajdował się młody łowca. W strapieniu skubnęła ząbkami dolną wargę - ..będę zawiedziona. Bardzo zawiedziona.
-Ja nie zawodzę...Nie powstał jeszcze oni, który by... był w stanie mnie pokonać.-odparł z wyraźną pewnością w swoim głosie Kirisu. I Leiko była pewna, że w jednym miał rację. Płomień nie napotkał jeszcze oni, z którym by przegrał. Jego pewność siebie i wyraźne lekceważenie przeciwnika świadczyło o tym, że nie zaznał jeszcze goryczy porażki.
-Zatem nadal jesteśmy umówieni na noc, mój Płomieniu- powiedziała ponownie ku niemu się obracając. Dla efektu ukazania ulgi jaką właśnie przeżyła po jego słowach, dłoń na swej klatce piersiowej złożyła i odetchnęła. A dodatkowo jeszcze zamarła, chociaż to z poczuciem ulgi już niewiele miało wspólnego. Przesunęła kilka razy opuszkami w okolicach obojczyka, a potem mostka. I tylko to jedno widoczne dla reszty świata oko rozszerzyło się trochę bardziej, gdy nie wyczuła czegoś, co bezsprzecznie powinno się tam znajdować.
-Oh, Kirisu-kun.. –zaczęła nieco urywanym głosem -Chyba.. chyba.. gdzieś po drodze zgubiłam mój naszyjnik..
Wzniosła na niego spojrzenie wypełnione bólem z powodu domniemanej straty. Dla wzmocnienia swych słów przetańczyła szczupłymi palcami po długości, i to pełnej długości głębokiego dekoltu ukazującego jej jasną skórę – Czy mógłbyś…?
Przez chwilę na twarzy Kirisu pojawiło się zdziwienie. Przez moment wpatrywał się w szczupłe palce kobiety, bynajmniej nie z powodu zachwytu. Płomień się zastanawiał, próbując sobie przypomnieć, czy miała rzeczywiście naszyjnik. Niemniej, tylko przez chwilę. Zwłaszcza, że wędrówka jej palców po dekolcie, powodowała, że z czasem zapomniał o podejrzeniach. Poza tym Kirisu bowiem dostrzegł szansę przypodobania się Leiko. Więc zapomniawszy o swych wątpliwościach uśmiechnął się i rzekł pozwalając sobie na sporą poufałość. - Oczywiście Leiko-chan. Zaraz go znajdę. Nie oddalaj się zbytnio.
Po czym pognał niesiony skrzydłami wiatru, albo skrzydłami miłości jakby ujął to poeta, albo skrzydłami smrodu patroszonych ryb... jakby ujął to pijaczek zza rogu. Tak czy siak zaczął się oddalać wypatrując, zagubionego naszyjnika i wykazując się doskonałą pamięcią, jeśli chodzi o trasę którą przebywali.
Może ten płomyczek miał w sobie coś więcej, poza wielkim ego i wielkimi trójzębami?
Leiko odprowadzała młodziana dość zadowolonym wzrokiem, którego źródło można byłoby przypisać do tej jakże udanej sztuczki jaka przed chwilą miała miejsce. Ale też i dlatego, że zwyczajnie miło się na niego patrzyło. Był słodki, nawet ona nie mogła temu zaprzeczyć. Właśnie dzięki temu swojemu chłopięcemu, beztroskiemu czarowi mógłby sobie zjednać niejedno serce. Głównie młode i niedoświadczone, ale pewnie też i te nawet sporo starsze od niego, ale preferujące towarzystwo jędrnych ciał takich młodzików. Niejako miała pewność, że Kirisu z dziką chęcią opowiedziałby jej, co jeszcze ma wielkiego. Nie omieszkałby pewnie też zasugerować jej prezentacji.. umiejętności tego czegoś.
Odczekała aż łowca jej zniknie z oczu, a następnie ruszyła pośród uliczki okalające port. Była perfidna. Ale przecież zamierzała mu to potem wynagrodzić kolejnymi dawkami nadziei na „coś więcej”. Oraz jakąś historyjką dotyczącą jej zniknięcia i zawierającą w sobie zaczepiających ją nieokrzesanych marynarzy.


***


Uliczka była pusta, bliźniaczo podobno do każdej innej wijącej się przy porcie. Jedyną atrakcją na jaką się czasami pomiędzy nimi natrafiało, byli dość mocno podpici jegomoście. Zwykle wyjątkowo dobrze się kamuflowali w otoczeniu wszelkich skrzyń, szmat, rybnych resztek i ogólnego kolorytu tych mało reprezentacyjnych miejsc. Oczywiście, była tam też i Leiko, tak obraźliwie wręcz się wyróżniająca, niczym barwny, rajski ptak wśród szarego krajobrazu. Ale też i zagubiona w tym labiryncie miasta, będąca tak łatwym celem dla potencjalnego złodziejaszka. Pozornie, naturalnie . Może powodem była jakaś taka aura drapieżności ją otaczająca, negująca istnienie w niej wewnętrznej potulności i bezbronności. Może fakt, że zdołała szybkim i sprawnym ruchem pozbawić na dłużej czucia w palcach jakiegoś nazbyt ciekawskiego człowieczka. A może była po prostu tak nienaturalnym zjawiskiem w tym otoczeniu, że wszystkim się zdawała być tylko słodką marą. Obojętne co było przyczyną ważne było tylko to, że mogła względnie bez przeszkód sunąc okolicami portu w poszukiwaniu tego jednego, wcześniej dostrzeżonego miejsca. Ale czy naprawdę spodziewała się tutaj cokolwiek zastać? Była to tylko poszlaka, wprawdzie nie niosąca niczego wartościowego za sobą, ale nie mogąca zostać zignorowaną. Zaledwie iskierka, ale czyż z takiej drobinki nie mógł się zrodzić prawdziwy płomień?
Zerknęła na ściany okalających ją budynków, potem za siebie, aż w końcu w niebo, jakby, dla potencjalnych obserwatorów, poszukując swojej orientacji w terenie. W końcu cichy szelest kimona i stukot geta obwieścił jej dalsze ruszenie w drogę.

Normalne, codzienne życie Nagoi mieszało się z szemranym światkiem i tak razem w niej koegzystowały. Ale tak się zawsze działo, prawda? Każde miasto musiało mieć swoje lewe interesy i przymykać na nie oczy. Dlatego bez zbytniego zaskoczenia dostrzegła różnokolorowe tatuaże zdobiące ciała co poniektórych robotników w porcie, dzięki czemu z góry mogła dopasować ich do Yakuzy. A jeszcze tuż obok strachu przed śmiercią ze szponów oni, całkiem ładnie sobie działał hazard, polegający na zakładaniu się kto kolejny padnie ofiarą. Było to typowo ludzkie zachowanie – przystosować się do nowej sytuacji i jeszcze ją wykorzystać do czerpania zysków. Typowania kolejnych szczęśliwców były jednak dość losowe, zwykle kierowane jakimiś osobistymi zwadami. Nie, nie.. tutaj nie miała znaleźć swego źródła informacji wszelakich. A jakież miejsce było główną kolebką, zarówno matką jak i roznosicielką plotek? Targowisko, naturalnie, więc to tam skierowała swoje kroki.

Na miejscu zastała gąszcz wielobarwnych straganach i powietrze wypełnione gwarem krzyków, rozmów i śmiechów. Przejścia pomiędzy kramikami były ciasne i zatłoczone, wymarzone dla drobnych złodziejaszków i.. cóż.. jej samej. Też kradła, ale nie rzeczy materialne. Łupami Leiko padały pogłoski unoszone na skrzydłach ludzkich głosów, głównie szeptów o różnym stanie poufności. Jeśli człowiek potrafił się naprawdę skupić, to był w stanie spośród tak wielu nieważkich rozmów wyłuskać prawdziwe smaczki. Czasami ich właścicielami były osoby nieuważne i nieświadomie dzielące się swoimi informacjami z resztą przechodzącego obok nich świata. Zdarzało się też, że ten czy ów czerpał radość z opowiadania historii większej grupce, często zupełnie obcych postaci. W taki oto sposób kobieta usłyszała rubaszną, acz tragiczną w skutkach opowieść, w której główne role odegrali ronin i samuraj z klanu Hachisuka. Oraz alkohol, a raczej jego nadwyżka. A potem jeszcze katany, z czego pod ostrzem jednej z nich padł ten pierwszy. Owszem, nie było to jej zbyt przydatne, ale takie wydarzenia zawsze były popularne wśród ludzi, a Leiko przecież nie mogła przepuścić tak chętnie wpadającej do jej uszu historii.
Wiadomość o przybyciu łowców oni chyba dość szybko obiegła miasto. Mówiono o nich i to dość otwarcie. Byli jednym z tych tematów, który z łatwością przychodzi ze śliną na język i równie łatwo zostaje podchwycony. Mniemanie o ich zespoliku było .. różne i niekoniecznie pochlebne. Choć co poniektórzy mieszkańcy widzieli w nich szansę na ocalenie przed złymi duchami, to zawsze też była zwarta grupa tych wątpiących, dla których to był zwykły żart i trwonienie pieniędzy Nagoi. Gdyby ona sama przedstawiła się jako właśnie łowca.. a raczej kobieta podająca się za kogoś takiego, to z całą pewnością zostałaby zlekceważona i wysłana do jakiejś pracy odpowiadającej przedstawicielce płci pięknej. Ale przynajmniej ludzie nie kryli się ze swoimi opiniami, a każdy jeden chciał pochwalić się swoją wiedzą dotyczącą oni. A wiedza ta była.. niewiarygodna i w swej niewiarygodności także szczerze nieprawdziwa. Jeśli jednak się nią kierować, to nocne zmory tego miasta były olbrzymimi bestiami.. albo pokracznymi karłami o lodowym oddechu, którego smoki mogłyby pozazdrościć. Przybierały też postacie ponętnych kobiet i w czasie aktu wysysały życie z mężczyzn. Były wszystkim tym, co w danej chwili wydawało się być najbardziej przerażające.

Uśmiech nie znikał z warg Leiko, chociaż był tylko nieznaczny. Powodem jego powstania nie było przesuwanie palcami po delikatnych chustach prezentowanych na straganie przy którym stała. Źródłem były te wszystkie opowiastki, w których słowem kluczowym było „podobno”. Czasami przewijało się też dość znane twierdzenie, że znajomy danej osoby był świadkiem jakiegoś wydarzenia.. a później się okazywało, że wprawdzie tyle ludzi miało takich specjalnych znajomych, ale jakoś nikt nie kwapił się do podania konkretów. Żaden znajomy osobiście też nie zabierał głosu, więc wygląd i ilość demonów miały pozostać owiane tajemnicą, aż do nastania nocy.
Odstąpiła od handlarza, który już zaczął jej zachwalać swoje produkty i kroki kolejne zaczęła stawiać przez targowisko. Nieopodal wpadła jej w oko znajoma postać Jino rozmawiającego z jakimś samurajem. Gdy ją dostrzegł, tedy z cienia rzucanego przez parasolkę skinęła lekko głową w pozdrowieniu jemu.. oraz jego towarzyszowi. Niewinnie i kulturalnie, by zaraz potem pozostawić tylko wspomnienie po sobie i popłynąć dalej pośród ludzi. Aby napawać się i karmić ich sekretami. Całą resztę popołudnia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem