Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2010, 13:30   #4
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Atmosfera była radosna niczym na stypie.
Piątka dzieciaków - od piętnastu do osiemnastu lat - siedziała w kręgu na stołkach, podpierając głowy na dłoniach, bądź wlepiając oczy w podłogę, czy też dłubiąc w nosie; słowem - prezentując obraz intensywnych i niewesołych przemyśleń.
- Ale dlaczego? - Lisica przerwała w końcu niewygodną ciszę - Skąd w ogóle ten pomysł, Maro? Przeszkadzamy im czy co?
Chudy chłopak, pełniący od roku funkcję lidera grupy, od kwadransa siedział w tej samej pozycji: z łokciami opartymi o kolana i splecionymi palcami dłoni; patrzył na nie, przygarbiony, będąc myślami gdzieś indziej i najchętniej z dala od wszelkich pytań.
- Co jeszcze powiedzieli ci na tym spotkaniu? Mamy tylko nie strzelać, czy inna działalność jest dozwolona? - pytanie dziewczyny uruchomiło kolejne dociekania.
- I co my w ogóle teraz, pierdzieć w stołki tylko możemy? - denerwowali się chłopcy.
- Macie przestać chodzić do Willowej - przerwał Maro twardym głosem - Michael sobie tego nie życzy. Psujemy im interesy.
- Jakie interesy, do kurwy nędzy - sapnął Kubek - Przecież właśnie dlatego trzymamy się razem, by utrudniać życie zasmarkańcom.
- A co to za typ, ten Michael? - zapytała zniecierpliwiona rudowłosa - I kto mu dał prawo tu rządzić?
Po minach kolegów odgadła, że chyba tylko ona nie jest w tej kwestii uświadomiona.
- To prawa ręka Szefa, Lisku. Mają pod sobą największy gang, tych starych wygów - Złodziei. Im się nie odmawia ani nie robi na przekór - wyjaśnił Wycior.
- Pieprzenie tam - warknęła - Ja nie zamierzam przed nikim stać na baczność. To jest nasze miasto!
- Lisica - zabrzmiało ostrzegawczo. Na próżno.
- Dziś nam zabraniają swobody, a jutro co? Będą szły już regularne rozkazy? Tego chcemy? Być czyjąś pacynką?
- Arelis - Maro wyprostował się powoli. Dziewczyna zamknęła natychmiast usta, bowiem zawsze gdy padało jej własne imię (a zdarzyło się to z ust lidera chyba ze trzy razy w życiu) miała potem same kłopoty (czasami zastanawiała się, czy to imię nie jest jakimś starożytnym zaklęciem ściągającym pecha).
- Twojej głupocie już nawet odwaga nie sięga pięt. Jeśli nie zastosujesz się do polecenia Szefa, skończysz jak Szczur.

Zapadła tak drętwa cisza, że słychać było ruch uliczny za oknem. Wszyscy patrzyli na swojego szefa.
- To ty wiesz, co się stało ze Szczurem? - odezwał się cicho Kubek.
- Wiem. I nie życzę wam jego losu - padła odpowiedź i chłopak wstał, sięgając po swój kaftan - Liczę, że weźmiecie sobie te słowa do serca. I nie zrobicie niczego durnego - tu popatrzył na jedyną przedstawicielkę płci pięknej w bandzie. Potem wyszedł.

***
Leżała na wznak i machała sobie przed twarzą wisiorem jak wahadłem; w przód i w tył, w przód i w tył. Teraz, kiedy pożerała ją nuda, zrozumiała jak bardzo bezcelowe jest jej życie, gdy nie może robić tego, co do tej pory ją napędzało.
W przód i w tył.
Dopiero po dłuższym patrzeniu na brzydki obiekt zabawy, zrozumiała co nie pasuje jej w zachowaniu przedmiotu. Jakkolwiek by nie kręciła łańcuszkiem, wypustki po jednej stronie amuletu (te przypominające piórka), zawsze tkwiły w miejscu, wskazując wciąż ten sam kierunek. Próbowała obrócić go na siłę palcem (przypominało to przekręcanie łopatki w budyniu), ale zaraz potem przedmiot wracał do poprzedniego położenia, zupełnie jakby przywiązany był jakimiś niewidzialnymi nitkami.
Zaskoczona swoim odkryciem aż usiadła. Po czym zaczęła chodzić po spichlerzu, niczym różdżkarz, wpatrując się we wskazania wisiora. Nogi zaprowadziły ją aż na ulicę, gdzie też krążyła przez chwilę. Piórka z brązu nieodmiennie celowały na południe, obojętnie jakby się nie kręcić. Ruszyła przez Tartak zafascynowana nową zabawą, a znajomi bywalcy ten dzielnicy podśmiewali się na jej widok i krzyczeli “Lis, jak szukasz wody to minęłaś już studnię!”

Nie zwracała specjalnie na nich uwagi. W ogóle nie odrywała wzroku od wisiora, toteż zamrugała zdezorientowana, gdy nagle znalazła się za bramą miasta, w Podgrodziu Hutniczym. No tak. Droga na południe biegła przez podgrodzie i lasy otaczające od tej strony Thalaf, w głąb Imperium. Ale po co wisiorek miałby prowadzić ją do podgrodzia? Tu przecież mieszkała biedota gorsza od niej samej. Na dodatek śmierdziało, huczało, stękało i syczało - bo takie odgłosy wydawały miechy, kowadła i wyroby schładzane wodą. Główna droga, biegnąca przez tę dzielnicę, była jeszcze brukowana, ale poza nią grzęzło się już w błocie bądź piachu. Bogaci podróżni trzymali się bruku tak skrupulatnie, jakby zjechanie z niego oznaczało zarażenie się trądem czy inną równie przykrą chorobą.
Ranek był dość wczesny, ale ruch spory. Część ludności pchała się do miasta (pewnie na Diamentowy, albo do swego łóżka z nocnej zmiany), część za miasto (pewnie do pracy w hutach albo w ogóle w siną dal), ale strażników nie było widać żadnych. Zresztą w Hutniczym żadna z młodych band nie kradła. Bo nie było tu dla dzieciaków nic wartego uwagi, a przejezdni prowadzali ze sobą zbrojną obstawę.

Lisek człapała z wisiorem skrajem drogi, a ponieważ nie wyglądała wiele zamożniej niż pracujący tu biedacy, nikt nie podnosił nawet głowy, gdy przechodziła. Za to ona patrzyła na nich. Nie bardzo rozumiała potrzeby tyrania w pocie czoła, podczas gdy można mieć wszystko za darmo. Wprawdzie okupionego chwilami stresu, ale przecież bez tej adrenaliny życie nie miałoby smaku. Gorzej gdy przychodził czas nudy. Ruda nie umiała trwać długo w tym stanie; zachowywała się jak mysz zamknięta w klatce, musiała robić cokolwiek, nawet biegać dookoła, byle tylko mieć zajęcie.
Zabudowania podgrodzia przerzedziły się, aż w końcu dziewczyna stanęła przy ostatnich barakach. Amulet uparcie wskazywał płatkami, niczym paluchem, kierunek południowy, zgodnie z biegiem drogi w stronę widniejących na horyzoncie lasów.
- Chyba żeś się ochwacił - burknęła do przedmiotu niezadowolona - I po co ja tu lazła, żeby popatrzeć sobie na piece hutnicze?
Klapnęła na przydrożnym wielkim kamieniu, na którym namazana była jakaś półwytarta cyfra. Właściwie to całe życie spędziła w mieście, nigdy nie ruszyła się dalej niż do portu - ogromnego portu rzecznego Thalafu zagnieżdżonego na styku Laawy i Rzeki - gdzie zawsze panowało takie gorączkowe poruszenie, noszenie pakunków, wożenie skrzyń, praca drewnianych dźwigarów, pokrzykiwania tragarzy, marynarzy, wrzask szarych mew i ogólny rozgardiasz mrowiska, w które ktoś wetknął kij. W dodatku widok Rzeki... Ogromnej wody, której drugiego brzegu nie dawało się dostrzec na horyzoncie. Mówiono, że kryją się tam bestie z którymi walczą legendarni Strażnicy Pustkowi, mężczyźni o zimnych oczach i wilczych ruchach, okutani w grube płaszcze z futrzanymi kapturami. Bo ponoć na Pustkowiach jest strasznie zimno.
Ach być marynarzem. To jedno z młodzieńczych marzeń Liska. Wcześniej zamierzała być żołnierzem, naukowcem, woźnicą i gońcem. Nawet dziwką, ale tylko przez chwilę, gdy dowiedziała się ile owe panny zarabiają. Cóż, plany się zmieniają. Co z tego, skoro bała się wyjść poza okręg miasta, gdzie nie znała żadnych ścieżek, nie było tuneli ani innych bezpiecznych schronień. Zresztą... ten wisiorek pewnie i tak jest popsuty.

- Jesteś głodna, dziewczyno? - odezwało się tuż nad nią.
Uniosła odruchowo głowę i spotkała się ze spojrzeniem małej elegantki, może w porywie piętnastoletniej, w ciemnozielonym płaszczyku haftowanym złotą nitką i w zielonej jedwabnej sukience. Szlachcianeczka uśmiechnęła się na widok jej miny, zdjęła z palca mały pierścionek i położyła na kolanie Lisa.
- Kup sobie za to jedzenie.
Ruda popatrzyła na błyskotkę jak na węża. Dopiero potem zaczęła myśleć szybciej. Fakt, musiała wyglądać jak żebrak, siedząc tak smętnie przy drodze. Ale żeby jakiś bachor rzucał jej łaskawie jakiś śmierdzący fant? Już zamierzała powiedzieć, gdzie dziewczynka może wsadzić sobie ten pierścionek, ale zauważyła, że za nią stoi potężny mężczyzna, trzymając dwa konie za wodze. Uzbrojony, długowłosy, z krótkim zarostem i śladem przeżytych lat na twarzy. O chłodzie wyździerającym z oczu, niczym jeden z tych Strażników zza Rzeki. Nie podobało mu się to, co robiła jego podopieczna i chyba tylko czekał na jeden niewłaściwy ruch obdarowanej.
Lisica wyszczerzyła się więc w uśmiechu do panienki i schowała podarek w kieszeń. Pewnie zaraz ją pogonią i powiedzą że ukradła. A figę.
Elegantka wróciła do konia, zaś ruda pozbierała się z ziemi. Nie upadła jeszcze tak nisko, by zbierać pieniądze od każdego przejeżdżającego. A pierścień (okazało się że naprawdę złoty!) był jakiś taki... niezasłużony. Niezapracowany. Ot tak, spadł jej bez emocji zdobywania. Nie wiedziała co z nim zrobić.
Poza tym, dlaczego ta mała dała jej tak cenną rzecz? Żebrakom dawało się miedziane monety, a nie wartą... (no właśnie, ciekawe ile) biżuterię. Nadszarpywało to nieco pogląd o skąpstwie bogaczy, ale wspomniana przedstawicielka owej nadętej rasy była młoda; zapewne ma jeszcze czas, by jej odbiło.
Uspokojona tą myślą, porzucając amulet w dłoni, skierowała się z powrotem w stronę bram miasta.

Gdy tylko weszła na teren Tartaku, dopadł ją zdyszany Kubek. Był poddenerwowany i śmierdzący; musiał się doprawdy gdzieś spieszyć, by wpaść w tunelu do kanału ściekowego... Bo tylko tam można tak śmierdzieć.
- Lis, wszędzie cię szukam. Gdzie Vak?
- A co ja, jego niańka? A co z nim?
Kubek zaklął.
- Nie poszedł z tobą? Kurwi syn, to polazł sam i przepadł. Na własną rękę, chciał się popisać chyba przed nami i jakąś akcyjkę urządzić. Myśleliśmy, że ty go wzięła.
Dziewczyna przybrała urażoną minę.
- Wiem, że Maro ma mnie za głupią, ale ty też?
- On nie wrócił, Lisica. Vak wpadł - chłopak zignorował jej stroszenie piór i położył jej ręce na ramionach z poważną miną.
Nie komentowała dalej. Oboje wiedzieli co to oznacza.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.

Ostatnio edytowane przez szarotka : 31-10-2010 o 14:15.
szarotka jest offline