Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2006, 19:09   #2
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Caroline Schatte


Caroline inaczej niż zawsze, bo ubrana w czarną, jedwabną suknię, w czarnych butach na obcasie, który sprawiał wrażenie, iż Caroline jest wyższa i z czarną parasolką w dłoni oraz równie ciemną torebką ruszyła w stronę Katedry gdzie miał się odbyć pogrzeb jej przyjaciela. Jedynego i najlepszego. Kobieta wzrostu ok 170cm w obcasach i 178cm z parasolką opartą na ramieniu by słońce nie dotykało jej kasztanowych włosów, które często, a nawet prawie zawsze były poczochrane przez niesforny wiatr. Oczy ciemne, bliżej nieokreślonego koloru. Niektórzy powiadają, że to czerń nocy, w którą jeśli się zgłębić można zostać pożartym przez dzikie wilki. Inni zaś, że to czekoladowy, jesienny liść, kruchy i delikatny, pełny nadziei, optymizmu i przemijający wraz z zimą. Skóra blada i gładka niczym w mleku skąpana. Dłonie delikatne i zadbane. Podobnie jak promienista twarz, która mimo czasu nadal pozostaje młoda. Caroline Schatte znana bądź mniej znana pisarka i rysowniczka oraz przyjaciółka Leonarda usiadła na ławeczce nieopodal katedry gdzie trwały przygotowania do pogrzebu. Cała załamana, roztrzęsiona dziś nieumalowana. Tylko usta mają swój pełny czerwony kolor. W oczach ma łzy zaś w ręku jedwabną chustkę, którą co chwila pociera oczy. Głowa powinna być spuszczona, lecz nie dziś. Dziś podniosła ją i rozglądała się wokół. Patrzyła, kto przyszedł uczcić jego cześć, a kto tylko przechodził i przez przypadek natchnął się na ceremonię. Tych drugich raczej nie dostrzegła. A może nie chciała dostrzec? W gruncie rzeczy liczyła na to, że ktoś do niej podejdzie, może nawet zagada. Albo niech chodziaż usiądzie obok niej i powie "Gdziekolwiek teraz jest na pewno jest mu tam lepiej". Wtedy z dumą i ledwo wydobywającym się z jej wnętrza głosem odpowiedziałaby pewnie patrząc temu komuś w oczy "On nie jest gdziekolwiek...On jest w niebie". Ale niestety. Nikt do niej nie podszedł. Nikt nie zagadał. Nawet nikt się nie uśmiechnął. Chodziaż to ją nie zdziwiło. Bo i ona niechętnie się uśmiechała. Przynajmniej nie dziś...i nie w tych okolicznościach...może jutro. Za tydzień. A może dopiero po śmierci kiedy stanie obok niego przed obliczem Boga...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline