Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2010, 01:07   #13
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Kohen spojrzał na martwy zezwłok oni, a następnie na Kazamę. To, co czuł, kiedy Sogetsu zaatakował demona, nie było przewidzeniem. Powoli podszedł do Kazamy, tym razem szepcząc ciche mantry, a dłonią schowaną pod płaszczem, palcami wykreślał małe wzorki. Nie wiedział, czego spodziewać się po szermierzu, ale nie chciał ryzykować. Demon był demonem, a ten tutaj, nawet jeśli był człowiekiem, nie był nim do końca. Niezauważalne pasemko ognia wężowym ruchem okrążyło ciało Takamiego, po czym zniknęło nad jego głową. Temperatura wokół maga podniosła się, gotowa w każdej chwili odgrodzić napastnika od youjutsusha.
Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od Kazamy i przyglądał się mu z podejrzliwością. Teraz, gdy jego oko było nasycone, czuł się silniejszy.
- Kim jesteś, Sogetsu-san? - zapytał cicho, uważnie spoglądając na dłonie szermierza - Co z ciebie za oni?
- Oni ? Kazama mruknął bardziej do siebie niż do Takamiego. Spokojnie wytarł tachi o rąbek szaty, uniósł lekko w górę by przyjrzeć mu się dokładnie przy świetle księżyca i płynnym ruchem schował do pochwy. Jinbei jeszcze nie wyciszył się po krótkiej bitwie, ciągle czuł krew i sączył do umysłu Sogetsu słowa nienawiści „Zabij, atakuj, nikt nie widzi, powiesz że ubił go oni”, jounin jednak umiał odgrodzić się od jego słów, całkowicie je ignorując wręcz ich nie słyszał.
Nie jestem żadnym oni, Kohen-san – odparł spokojnie patrząc prosto w oczy youjutsusha – Może po prostu wyczuwasz ode mnie posokę świeżo ubitego Jiang Shi ? Albo to zapach pola bitwy którym przesiąkłem dawno temu ? Swoją drogą oskarżasz mnie o bycie demonem a z tego co widzę ludzkie rany nie goją się tak szybko jak twoje. Ale czas na pogawędki znajdziemy później wpierw zajmijmy się panem Jinzo, jakbyś mógł zlikwidować te płomienie to moglibyśmy go zanieść do domu a później rozejrzeć się jeszcze po mieście. Ten oni na pewno nie był jedyny który prześladował Nagoję. Może po drodze zechcesz mi opowiedzieć coś o tych swoich czarach, muszę przyznać że robią wrażenie Sogetsu uśmiechnął się lekko i lekkim krokiem ruszył w stronę Jinzo.
Kohen odprowadził spojrzeniem Kazamę, zastanawiając się nad jego słowami. Nie przekonywały go. Każdy łowca śmierdział demonem, jednak to, co wyczuł mag, to nie był zapach. To coś więcej... Coś, co pobudziło zmysły youjutsusha i nastawiło go agresywnie. Znał to uczucie, jednak nie czuł go nigdy w obecności człowieka. Czy na pewno?..., zastanowił się, wpatrując w plecy Sogatsu, jakby miał zamiar przewiercić go na wylot. Zobaczymy...
Szybkim ruchem dłoni wykonał parę gestów, a słupy ognia otaczające Jinzo zniknęło. Sam zaś kupiec zapadł się odrobinę pod ziemię, gdy gleba, przeorana ognistym czarem zapadła się pod ciężarem kupca..
- To był młody demon, Sogetsu-san - powiedział Takami, kiedy stanął koło szermierza - I to nie on jest odpowiedzialny za ataki. Coś jeszcze czyha pomiędzy ulicami Nagoi.
Jakby szukając potwierdzenia swoich słów zerknął w kierunku miasta. Pokręcił głową, zastanawiając się, jak powodzi się pozostałym. Jeśli to Jiang Shi powstało dopiero teraz, miał nadzieję, że bestie rosły w siłę z czasem. inaczej ich towarzyszy czekała ciężka walka.
- Zatroszczysz się o Jinzo-san? - zapytał Kazamę, spoglądając na nieprzytomnego kupca - Mi, jak widzisz, raczej nie starczy sił, by udźwignąć go. I możesz się nie obawiać. Nie wbiję ci sztyletu w plecy, gdy się odwrócisz. Jesteś zbyt... interesujący, niż możesz przypuszczać.
Posłał Kazamie lekki uśmiech, odsłaniając przy tym krzywe i łopatowate zęby.

Szermierz bez słów podźwignął nieprzytomnego Jinzo biorąc go pod ramię. – No cóż, nie pozostawiasz mi wyboru. Raczej nie wypada nam go tutaj zostawić. Tylko że i tak musisz iść przodem i prowadzić bo tylko ty znasz drogę do domu kupca.Sogetsu spojrzał w stronę miasta, które wyglądało jak zwykłe uśpione miasto. Nie ujrzał jakiś wyraźnych śladów walki, dymu ani ognia. – Co do miasta to masz całkowitą rację Kohen-san, coś tam jeszcze czyha ale prócz demonów jest tam jeszcze nasz kompan, Genba Hario co wcale nie napawa mnie zbytnim optymizmem. – Spoglądając na Takamiego i niosąc nieprzytomnego kupca, Kazame naszło pewne pytanie – Powiedzcie mi panie youjutsusha, czemu pańskie płomienie które odgrodziły oni od Jinzo, nie poparzyły też i jego ?

Na wieść o Genbie Hario Kohen spochmurniał. Jak widać, nie tylko on martwił się o niecodziennego olbrzyma. Przez chwilę szedł przodem, zastanawiając się nad odpowiedzią dla Sogetsu. Magowie rzadko wyzbywali się swoich sekretów. Kohen nie należał w tym wypadku do wyjątków. Postanowił więc dać odpowiedź, która zarówno tłumaczyłaby pobieżnie działanie czaru, jak i powinna była usatysfakcjonować Kazamę.
- Chodzi o rozstaw ognia, jak i jego natężenie - wyjaśnił - Jeśli Jinzo próbowałby się wydostać, moc ognia wzrosłaby, niechybnie powodując jego śmierć. Tak samo byłoby z oni, gdyby zaatakował je z zewnątrz. Ogień szerzy się w kierunku , z którego nadchodzi niebezpieczeństwo.
Zerknął za siebie, przez chwilę będąc całkowicie zazdrosnym o tężyznę fizyczną Kazamy. Lecz tylko przez chwilę. Bo być może, już wkrótce... Potrząsnął głową. Nie było teraz czasu na marzenia.
- Na szczęście dom Jinzo-san nie jest daleko - powiedział po chwili - Jeśli w drodze nic nas nie zaskoczy, to powinniśmy być tam za kilkanaście minut. A teraz moje pytanie.
Odwrócił się do Sogetsu i poczekał chwilę, aż niemal zrównał się z nim.
- Aura, która biła od ciebie w momencie ataku na Jiang Shi... - zaczął niepewnie - Czym była? To nie zwyczajny gniew, jaki można spotkać na wojnie. Coś głębszego.
Spojrzał na twarz Kazamy.
- Brałeś udział w wojnie Onin? Czy to, co widziałeś, mogło zmienić człowieka, by w momencie zabójstwa przeradzał się w bestię?
Sogetsu szedł dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią która zadowoliłaby ciekawskiego youjutsusha. Demon był czymś co raczej należałoby ukryć, zbyt niebezpieczne byłoby ujawniać te informacje, należało na razie z tym poczekać. Jinbeiowi na rękę byłoby udostępnienie informacji gdyż ciekawość mogła pokusić wielu do spróbowania swoich umiejętności w walce z nim, możliwe że kończąc w ten sposób jego niewolę. Sprawdził czy Jinzo nadal jest nieprzytomny i rzekł do Takamiego
Cóż, Kohen-san uważasz że utraciłem już swoje człowieczeństwo na rzecz bestii ? – pytanie to było bardziej stwierdzeniem w obliczu kolejnych oskarżeń
Gdy człowiek raz się podda i pozwoli bestii na przejęcie swego człowieczeństwa, nie ma już wtedy odwrotu. Nie można sobie pozwolić na utratę czujności, jeżeli pozwoli się bestii zabijać będzie ona zabijać już zawsze. Jeżeli poddałbym się bestii jak to określiłeś mój miecz nie zatrzymałby się już tylko na Jiang Shi. – po tych słowach sprawdził czy jego tachi jest dobrze zamocowane i ciągle na swoim miejscu lekko je poprawiając
Zawiodę cię niestety jeszcze raz, nie jestem ani oni ani nie tracę kontroli nad sobą na rzecz żadnych bestii. Tylko spokój i rozwaga mogą zapewnić zwycięstwo nad demonami. – Zatrzymał się na chwilę i spojrzał Kohenowi prosto w oczy
To co wyczułeś podczas walki, to nie byłem ja. Sogetsu spuścił wzrok i wpatrywał się przez chwilę tylko pod swoje nogi i po chwili milczenia kontynuował, jednak było widać że każde kolejne słowo wypowiada z trudem - Kiedyś podjąłem się walki której nie miałem szans wygrać, przypłaciłem ten wyskok prawie swoim życiem. Walka która miała stać się moją chwałą stała się moim przekleństwem, stałem się strażnikiem. – po tych słowach zawiesił głos gdyż rechot Jinbeia zaczął zagłuszać jego własne myśli „Powiedz mu, powiedz mu wszystko. Wiesz że zawiedziesz, wiesz że nie możesz mnie zabić. Ja mam czas młodziku, czas nie jest moim panem. A ty ? Umrzesz, zestarzejesz się, zabiją cię i wtedy ja wygram. Ludzkie życie jest takie kruche, nie możesz wiecznie żyć. Poczekam.” Każde słowo demona wywoływało wizje śmierci, konających ludzi i bitewnych trupów. Kazama stanął i rozejrzał się w około gdy uświadomił sobie że przerwał swoją wypowiedź w pół słowa, zorientował się też że muszą być już gdzieś w okolicach domu kupca.
Chyba już jesteśmy blisko celu, będziemy musieli dokończyć tą rozmowę kiedy indziej Kohen-san. Teraz najważniejsze jest odstawić pana Jinzo bezpiecznie do domu.
Kohen skinął głową. Jeszcze będzie czas, pomyślał. Ruszył w stronę widocznego już domu Jinzo.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem