Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2010, 21:53   #5
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Tass brnął, od kiedy pamiętał brnął w szelakim gównie. Błoto było miłą odmianą, tutaj na tym zadupiu był wreszcie spokojny. Nowi towarzysze jak zwykle tylko go niepokoili, bardzo żałował kolejnego rozstania z Tupikiem, prawdopodobnie na bardzo długi czas.

Jego noga z impetem wylądowała w błocie, jak zwykle nie wzruszony ruszył dalej. Nie mógł już słuchać przekleństw i narzekań krasnoluda. Czy oni wszyscy nie potrafili przez pięć minut z pokorą znieść tego co im zgotowało życie. Rycerz dzielnie i z dumą uwalony błotem z siodłem i bagażem, szedł przed siebie nawet przez chwilę się nie krzywiąc. Tass nie lubił krasnoludów, miał kiedyś wątpliwy zaszczyt mieć za towarzysza jednego z nich. Hałaśliwy, markotny, zarozumiały i wywyższający swoją rasę ponad innych. Wielkie krasnoludy i ich wspaniałe budowle, rzekomo o wiele lepsze od ludzkich, obecnie w całości prawie były w rękach chord chaosu. A ludzkie mizerne osiedla, stały niewzruszone. Myślał by kto, że będą mieli się ci brodaci z pyszna, ale nie! Ich głupia duma nie pozwalała im dojrzeć faktu, że są już reliktem, zabytkiem, wręcz antykiem. Żywą skamieliną, która na zawsze próchnieć będzie pośród swych kochanych kamieni skazana na zapomnienie.

Tass głęboko westchnął, po czym pogłaskał wiercącego się wokół niego Avro. Ten zamerdał szczęśliwy ogonem i nie odstępował pana na krok. Najwierniejszy towarzysz jakiego miał, któremu wiele zawdzięczał i któremu mógł bezgranicznie ufać. Często z Tupikiem naśmiewali się z siebie nawzajem. Grotołaz wraz ze swoim kucem i Greenhill z psem.

Uwagę Tasa zwrócił na kolejne ciekawe indywiduum w drużynie. Leonardo często mówił sam do siebie w swym dziwnym melodyjnym języku, a i imperialny język wymawiał często z ledwo dostrzegalnym zagranicznym akcentem. Reszty starał się nie oceniać, a łowcy nagród w pewnym sensie się obawiał. W końcu znał doskonale swoich „kolegów po fachu”.

- Ej, ty z nożem! - Krzyknął Leonardo, wnioskując z akcentu. - Odłóż ten scyzoryk!
Tass podniósł wzrok. No nie. Brakowało im tylko powodu do zatrzymywania się w deszczu i opóźniania marszu. Westchnął cicho i się zatrzymał głaszcząc i drapiąc psa za uchem. Rycerz i krasnolud ruszyli zaraz za szlachcicem. Bretończyk oczywiście wyrwał do białogłowej w „opałach”, a krasnolud prawdopodobnie sprawił, że napastnik, z wyglądu ożywiona kupa szmat i pleśni, najprawdopodobniej narobił w gacie. Tass się uśmiechnął, tej zalety krasnoludom nie mógł odjąć. Świetnie nadawali się do zastraszania. Nie ma nic gorszego niż krasnolud z półtonowym toporem, przekrwawionymi oczami i pianą z ust na brodzie, pędzący szarżą na ciebie.

Ze spokojnym uśmiechem przyglądał się całej scenie. Przy okazji ukradkiem po cichu rozejrzał się czy oprócz nich nigdzie nie ma żadnego rodzaju innej widowni w krzakach. Nie lubił niespodzianek tego rodzaju, a po głupocie swoich dawnych kompanów została mu maleńka blizna na policzku. Przysiągł sobie, że jeśli kiedykolwiek zobaczy jeszcze tego Łowcę Czarownic nogi z dupy mu powyrywa.
 
Tasselhof jest offline