Demon znalazł. Był tego pewien, gdy tylko zobaczył dom. Rudera jak wszystkie w tej dzielnicy. Tu mogła by mieszkać taka złodziejka. Ostrożnie porozsyłał duszki pod okna i drzwi, by w razie czego nie zgubić swojej ofiary. Nie przejmował się tym, że jeżeli złodziejka jest aktywna magicznie, to je zobaczy. O ile nie jest magiem - nic im przecież nie zrobi. Przywołał też jedną dość paskudną bestię i uczynił ją niewidzialną. Nie, żeby bestia była niebezpieczna, tylko wyglądała ohydnie jak demony z piątego kręgu. Do tego - był to ciekawy numer. Przyzwanie czegoś takiego pstryknięciem nie było możliwe nawet dla super potężnego maga. Ale gdy było już przyzwanym i niewidzialnym, zdjęcie zaklęcia ukrywającego zajmowało mniej niż oddech. To robiło odpowiednie wrażenie.
Wcześniej też ubrał się niczym schludny i dość bogaty mieszczanin i tak przygotowany wkroczył do domostwa. Za plecami zaś ukrywał bukiecik kwiatów. - Dzień dobry dobrodziejko. - powiedział wesoło - Rad jestem, ze was widzę. Córuchny waszej szukam. - A czego wy chcecie? Nie ma jej od dawna przecie
- Oj Dobrodziejko ... kwiatuszki przyniosłem. - sprawnym ruchem wyjął bukiet i wręczył kobiecie. - Bo wszak to o matki błogosławieństwo najpierw trzeba prosić ... bo zapewne od waszego męża to był pierwej po grzbiecie zarobił - chłopak uśmiechnął się widząc jak zmienia się twarz kobiety. - I ... w o moją Arelcie mnie prosić chcecie? - kobieta najwyraźniej oniemiała. Więcej wykrztusić nie potrafiła. - Owszem, miłością do niej zapałałem, bo śliczna z niej dziewczyna.
Nagle przypomniała sobie o świecie
- No to wejdźcie, wejdźcie. A jak się nazywacie? - zapytała sadzając gościa i pędząc do szafek, by poczęstować choć szklanicą piwa. - Isaak Dewour, do usług dobrodziejki. Na uniwersytecie bakałarzem prawa jestem. Teraz to nie jest może jeszcze dobra posada, ale niech tylko egzamin czeladniczy zdam i na pisarza grodzkiego pójdę. Tam mój kuzyn już robi i wezmą mnie od ręki. Egzaminy za dwa miesiące. I wtedy będzie i na wesele i na wszystko co sobie Arelcia zażyczy.
- No ... pięknie pieknie a ... a jak się wam układa kawalerze? - kobieta ani myślała dawać do zrozumienia, że córuchna ani słowa o chłopaku nie wspomniała, przecież na jaką matkę by wyszła ...
- No ... tu muszę przyznać dobrodziejko, że nijak. Zobaczyłem ją raz drugi dziesiąty i ... zakochałem się po uszy. Dowiedziałem się, że tu mieszka, że zacna z niej dziewczyna choć ... no ... wszędzie jej pełno. I pomyślałem, że wejdę, z Wami porozmawiam i może i ją spotkam. Może mnie polubi od razu ... a może Wy z nią dobrodziejko porozmawiacie ...
- No ... tędy poczekać na nią trzeba. Obiecała wrócić niedługo ... - starannie ukrywała swoje zaskoczenie i zdziwienie. Czekali jednak dość długo rozmawiając leniwie badając siebie na wzajem. Młodzieniec nie spieszył się. Matka pracowała spokojnie. Zgodził się nawet pomóc i wody przynieść ze studni a nawet drobne zakupy zrobił i pieniędzy oddać sobie nie dał. Późne po południe już było, gdy Lisek przekroczył progi domu. I wtedy matka przystąpiła do działania. - Arelis - powiedziała do zaskoczonej obecnością obcego córki - To jest Isaak Dewour, bardzo miły kawaler i prawnik, który przyszedł tu do mnie, prosić o twoją rękę. Co mi powiesz na ten temat moja droga? - teraz już matka z trudem hamowała uśmiech. Kawaler zaś stał godnie i skłonił się przed dziewczyną bez słowa. Kwiaty stały w wazonie. Na stole dzban z winem. Kawaler niczego sobie ...
Ostatnio edytowane przez Bothari : 29-11-2010 o 11:31.
|