Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2010, 14:28   #4
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Śmiechu było co nie miara. Oczywiście zaśmiewali się wszyscy, włączając siedzącego w kącie starca i karczmarza, a wyłączając biedną ofiarę żartów Argeny. Gdy mężczyźnie udało się już pozbierać z podłogi i rozwiązać poplątane sznurowadła, zaczął wściekłym wzrokiem rozglądać się po sali w poszukiwaniu sprawcy jego poniżenia. Jego wzrok na dłużej zatrzymał się na kobiecie, która powoli spożywała mięsiste pieczyste, a dokładniej na jej wydatnym, opiętym w materiał biuście. Argena uśmiechnęła się do niego czarująco. Mężczyźnie najwidoczniej przeszła ochota na dalsze poszukiwania sprawcy, gdyż siedzących pod ławą chochlików nie dostrzegł. Podszedł natomiast do stołu zajmowanego przez Argenę i nachylił się nad nią, niby to w ukłonie ale wiadomo było, że z tej perspektywy miał lepszy widok.
- Witaj pani - powiedział, lekko zezując. - Czyś aby nie widziała kto mi tą ujmę uczynił? Chciałbym honoru mego bronić, ale nie wiem komu wyzwanie rzucić.

Argena tylko zaśmiała się perliście i pokazała szlachcicowi język. Miał jeszcze coś powiedzieć, ale towarzysze odciągnęli go i opuścili lokal. Argena w spokoju dokończyła posiłek. Zapiła winem i ruszyła na spotkanie z Silo.

Bez większych problemów odnalazła dom, który miał należeć do człowieka posiadającego wiedzę o Talizmanie. Był to budynek w starym stylu, wzniesiony z szarego kamienia, którego ściany porastał zielony, wijący się bluszcz. Na piętrze znajdował się balkonik z żelazną balustradą. Wokół dachu zainstalowano rynnę, zakończoną w czterech rogach, mosiężnymi rzygaczami. Dom otaczał niski murek, za którym znajdował się porośnięty krzakami trawnik. Furtka była uchylona, więc Argena ruszyła ku domowi, wysypaną żwirem ścieżką.

Masywne drzwi prowadzące do wnętrza zaopatrzone były w kołatkę w kształcie gwiazdy. Argena chwyciła ją w dłoń i zastukała. O dziwo, pod naciskiem drzwi uchyliły się nieco. Z wnętrza dochodził zapach wosku i starych pergaminów, ale panowała dziwna cisza. Kobieta przestąpiła próg. Nikt nie przyszedł jej powitać ani zapytać czego chce. Znajdowała się w dużym hallu, z którego wychodziło kilka drzwi i schody na piętro. Ściany przyozdobione były obrazami w złotych ramach i szkarłatnymi draperiami.
- Jest tu kto? - zapytała. - Panie Silo...

Odpowiedziała jej cisza. Albo nikogo nie było w domu, albo coś było nie tak. Zaczęła przeszukiwać budynek, pomieszczenie po pomieszczeniu. W kuchni, jadalni i salonie znajdujących się na parterze niczego nie znalazła. Weszła więc po schodach na górę. Jedne z drzwi były otwarte więc zajrzała do środka. W przestronnym gabinecie, pełnym książek i papierów panował bałagan. Wiele tomów leżało na podłodze, krzesło było wywrócone, a biurko pozbawione szuflad. Tak jakby ktoś tu czegoś szukał. Jednak nadal nie dostrzegła właściciela domu.

Znalazła go w kolejnym pokoju. Leżał na podłodze w kałuży krwi, a z piersi wystawała mu bursztynowa rękojeść sztyletu. Nie był jednak martwy. Ledwo dostrzegalnie poruszał ustami. Argena pochyliła się nad nim aby usłyszeć co mówi.

- To Sihoi... - wyszeptał. - Wiedzą gdzie jest... Błagam... Zatrzymaj ich...


Więcej nic nie powiedział. Jego głowa opadła na bok, a z ust popłynęła strużka krwi. Argena stała bezradna nad jego trupem.

Irg

Z rykiem wyskoczył z skalnej szczeliny. Tuż przed nim, zasypani śniegiem stali dwaj... No właśnie co? Jeden był krępy, pokryty futrem, z wielką głową zaopatrzoną w pokaźnych rozmiarów szczękę. Musiał to być gribber. Drugi chudy i wysoki, o niebieskawej skórze i patykowatych kończynach. Krasnolud skojarzył rycinę z książki opisującej potwory. Ten był jakąś odmianą skelczaka. Więcej ich Irg nie oglądał. Zamachnął się toporem i z całej siły spuścił go na bark tego kudłatego. On chyba stanowił większe zagrożenie. Futrzak zawył i zwalił się w śnieg, znacząc biel kroplami czerwonej posoki. Ten drugi natychmiast cisnął butelkę z olejem w kierunku krasnoluda, ale chybił o włos. Lepka ciecz tylko ochlapała Irga. Niebieski patyczak odskoczył, ale potknął się i runął w śnieg, zabawnie machając kończynami. Cofał się na plecach przed szarżującym na niego krasnoludem tak zapamiętale, że nie zorientował się, że znajduje się na skraju przepaści. Z krzykiem poleciał w dół, niknąc w zadymce.

Walka trwała kilka sekund. Irg nawet nie zdążył się spocić. Przeglądnął rzeczy należące do zabitego stwora. W sakwie znalazł kilka monet, dwa kawałki suszonego mięsa, sztormową latarnię i jeszcze jedną butelkę oleju. Znaleziska schował do swojego plecaka i wrócił do snu.

Rano nie padało. Ciało gribbera zniknęło przysypane przez śnieg, zresztą co się z nim stało, Irga zupełnie nie obchodziło. Ruszył w dalszą drogę ku Saghart. Jeszcze kilka dni i droga opuściła niemalże góry. Przed sobą Irg dostrzegł położone na dwóch wzgórzach miasto. Jego kamienne budynki przykryte były warstewką śniegu i lodu. Do bram zmierzały od strony równin karawany wypełnione jedzeniem, piwem i drewnem, niedostępnym w tej części gór. Irg szybko ruszył ku bramom.
- Czego tu szukasz, nieznajomy? - zapytał go strażnik. Niemal kwadratowy krasnolud, o czarnej brodzie zaplecionej w warkocze, ubrany w pozłacaną brygantynę, trzymał groźnie wyglądający berdysz.

Gdy Irg wszedł do miasta, nagle poczuł się zagubiony. Nie wiedział gdzie zacząć poszukiwania tajemnego przejścia. Wiedziony instynktem skierował się w kierunku centralnego placu miasta. To tam, wokół kwadratowego, wybrukowanego rynku znajdowały się wszystkie urzędy publiczne, co ważniejsze świątynie i kilka gospód, w których można było spróbować zasięgnąć języka.
 
xeper jest offline