Las żył. Zresztą jak każdy las. To bzdura, że w nocy w lesie nic nie słychać, zawsze coś chrobocze, cyka, pohukuje czy w inny sposób ogłasza swoje istnienie.
Bardziej niepokojąca była gęstość tego lasu, nieprzepuszczająca światła księżyca i gwiazd. Nie to, żeby Marek był specjalistą w określaniu kierunków ale coś tam wiedział. Gwiazda polarna, te sprawy...
No ale nic, trzeba sobie radzić. Chwilę stał i nasłuchiwał, potem powolnym ruchem wydobył z kieszonki gogle i założył je. Pierwszy przycisk od góry: "noctovision". Wszystko stało się jasne, niemalże nastała cholerna światłość wiekuista. Tylko, że w zieleni i czerni.
Las nie okazał się polskimi Beskidami czy Kanadyjską tajgą a raczej cholerną dżunglą amazońską. Genialnie. Las żył ale na całe szczęście w skali mikro. Raz tylko pojawiły się większe ślepia wpatrzona w Marka ale po chwili znikły. Pięknie, najpierw atakują go pieprzone świetliki a potem znikający tygrys czy inny "kotecek". Genialnie!
Nie klął tylko dlatego by nie ściągnąć sobie czegoś na głowę.
Wyłączył i schował gogle, baterie miał świeżo naładowane ale nie wiadomo ile jeszcze tu spędzi.
Przyczepił P90 na przód kamizelki i sprawdził czy reszta broni jest na miejscu. Nóż, FiveseveN w odpiętej kaburze i glock na kostce. Wszystko jest. Podobnie apteczka, maska, piersiówka, latarka, chusteczki, długopis i gogle oczywiście. Co prawda oddałby mega nowoczesny wizjer, maskę pe-gaz i dorzucił którąś armatę za zapałki.
Zapalił latarkę i przyjrzał się miejscu gdzie stał.
Zbocze góry, pięknie, w tych mrokach wystarczy jeden zły krok i musiałby pożegnać się z życiem. Za nim była grota i lekko wznosząca się jaskinia. Co ciekawe wejście było idealnym kołem, ewidentnie nie było to dzieło natury.
Skierował snop światła pod stopy. W ściółce znalazł jakieś nierówności. Chyba ktoś tędy przechodził. Chyba... Był, żołnierzem a nie cholernym Winnetou. Nawet jeśli były to ślady stóp to Marek nie potrafił określić kiedy ktoś je zrobił ani w którym kierunku poszedł.
Reasumując, był gdzieś w cholernej dżungli, bez prowiantu i ognia za to z masą morderczego i ciężkiego sprzętu. Nie wiedział w którą stronę jest cywilizacja ani jak już jaka to cywilizacja. Co powinien teraz zrobić? Załamać się. Co zrobił? Wyjął piersiówkę i upił łyk. Whisky. Już znalazł swoją cywilizację. Schował piersiówkę i ruszył w prawo. Czemu w prawo? Bo nie w lewo.
Decyzja okazała się słuszna, znalazł tam połamane gałęzie, ktoś tędy szedł. Chwila zabawy z organicznymi puzzlami i łamaniem nowych gałęzi pozwoliły mu odkryć następny wniosek. Ktoś szedł od groty. Czyli w tą stronę była cywilizacja.
Ruszył przed siebie oświetlając sobie drogę latarką. Wiedział, że to było jak wołanie: "tu jestem" ale może to i dobrze? Odstraszy zwierzęta i przyciągnie ludzi. Broni nie trzymał w dłoni, miał tylko odpiętą kaburę od pistoletu.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |