Hektor Firehand
Comlink zaczął buczeć. Po chwili odezwał sie głos Berry. Pani kapitan po raz kolejny powtarzała ten sam komunikat. Nikt nie odpowiadał. -Cholera!-zakląl mając w pamięci słowa Kotha. Sprzęt znów zawiódł.
[user=1413, 1420, 743]-Cholera, akurat teraz musiał się schrzanić. -namierzył kolejnego i przycisnął spust. Trafiony plecak ślicznie eksplodował razem z właścicielem. Przeciwnicy nie pozostawali dłużni. Odglos giętej blachy dawał do zrozumienia, że statek również jest ostrzeliwany.
Pokładowe działko siało kolejne błyskawice z zadziwiającą prędkością. Nieraz Hektor pokazał, że wkurzony bywa nieobliczalny. Reszta załogi wiedziała o tym dobrze, że lepiej zejść mu wtedy z oczu. Napastnicy mieli się dopiero przekonać. Działowy walczył zacięcie z przeciwnikami i z...własnym sprzętem. Działo ewidentnie uszokodzone podczas kraksy chodziło jak chciało, utrudniajac dobre nacelowanie. Hektor co chwilę walił pięścią stery i kląl na czym świat stoi. Nawet skutkowało, dwóch kolejnych poszło do piachu, ale reszta rozdzieliła się i zaczeła ostrożniej podchodzic do statku. Nie zważał na to ,był jak w transie, strzelał, aż nagle na konsoli zapaliła się cholerna czerwona lampka. Nastapiło przegrzanie sprzętu. "Co jest do cholery? " Prawdopodobnie chłodzenie również wysiadło. Jedno było pewne działo stało się bezużyteczne. Chwila przerwy wystarczyła, by nieznani jeszcze ludzie, niepewnie podchodzili coraz bliżej.
-Berry, zaraz się wedra. Nie ruszaj się stamtąd, idę do Ciebie.-krzyknął w interkom.[/user] |