Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2010, 19:03   #7
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Biegli ile mieli sił w nogach, gdy w końcu dopadli zarośli. Pierwsze uderzyły ich gałęzie w twarz, potem korzenie zaczęły podcinać nogi, gdy w końcu gęste jałowce zastawiać drogę a bieg przerodził się w pośpieszny trucht na ślepo poprzez mrok. Stacja już dawno za nimi zniknęła, ale lęk ciągle dmuchał im w kark. Sara ciągnięta za rękę krzyknęła do brata gdy ten ciągnął ją za sobą.
- Kamil stój! Psów nie ma, ale co gorsza nie widzę Karoliny! Kamil!
Gdy się wywróciła, a jej dłoń wyślizgnęła się z dłoni chłopaka, ten w końcu stanął i z lękiem kucnął na oślep wyszukując siostry.
- Sara nic ci nie jest? Sara!
Jego palce natrafiły na rękę siostry. Ta cicho jęknęła podnosząc się i delikatnie opierając o Kamila.
- Nie nic, ale nie mam już sił. Po za tym zostawiliśmy tą dziewczynę z tyłu.
Chłopak z lękiem sobie o niej przypomniał i wśród ciemności starał się wyszukać cokolwiek, co przypominało by Karolinę. Nic nie widział, ani nie słyszał. Nad sobą mógł jedynie dostrzec strzępy granatowego nieba, przedzierającego się przez wysokie i rozgałęzione czubki drzew. Siedzieli na wilgotnym wrzosie otoczeni przez fałszywą pustkę. Co jakiś czas liście zaszeleściły na wietrze, a pnie niektórych sosen nadganiały trzeszczeniem konarów przy mocniejszym powiewie. Boże jakże tu było pusto! Nagle Sara załkała cicho i skuliła się. Co mieli robić? Z nie przyjemnej opuszczonej stacji trafili do wilgotnego i ponurego lasu.
Tam przynajmniej mieliśmy światło. Pomyślał Kamil.

Karolina starała się nie spuszczać wzroku z rodzeństwa, jednak jej ciało po wypadku odmówiło posłuszeństwa. Nie była tak szybka jak zazwyczaj i do lasu wbiegła dobry kawał czasu po tamtej dwójce. Po chwili wiedziała już że ich zgubiła. Siarczyście przeklęła i z rozpaczą obejrzała się za siebie. Nic nie zdawało się jej gonić. W ogóle niczego tutaj nie było. Po za drzewami i wilgocią. Po kilku minutach wędrówki poprzez gęste jagodzenie, w końcu udało jej się wyjść na leśną drogę. Nierówną i nafaszerowaną wystającymi korzeniami, ale zawsze drogę. Tutaj u góry przynajmniej było widać wyraźniej szparę między gałęziami i wychylającym się z za nich niebem. Rodziło się pytanie w którą stronę powinna iść. Gdzieś zaskrzeczało jakieś ptaszysko. Niezwykle nie przyjemnie i ponuro. Giza mogła by przysiąc, że był to kruk.


Na stacji zapanował spokój, a psy spokojnie obserwowały uciekających powarkując od czasu do czasu. Po chwili odwróciły się i ruszyły z powrotem. Po chwili rozpędziły się i wskoczyły w mrok. Towarzyszyło temu dziwne wizualnie zjawisko. Ciemność bowiem zachowała się niczym tafla wody gdy wskakuje do niej nurek. Zafalowała, wybrzuszyła się i wchłonęła w siebie stworzenia, po czym po woli uspokoiła i wygładziła wracając do poprzedniego stanu. Czerwone jarzące się punkciki rozmyły się niczym latarka idąca na dno i znikająca w czeluściach zgubnej wody, tylko po to by po chwili zgasnąć. Gdy tylko do tego doszło zgasła latarnia po prawej stronie, po chwili to samo stało się z przeciwległą przy drugim peronie. Jedna za drugą wszystkie latarnie po kolei zgasły. A gdy zrobiła to ostatnia nikt nie uwierzyłby, że przed chwilą było tu cokolwiek.
 
Tasselhof jest offline