Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2010, 14:58   #7
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Oględziny domu nie przyniosły właściwie żadnych istotnych informacji. Możliwe, że takich informacji tu nie było. Ale istniało też prawdopodobieństwo, że zabójca też czegoś szukał i to znalazł. Ale były to tylko przypuszczenia.

Powiadomieni o zabójstwie strażnicy natychmiast udali się na miejsce zbrodni. Argena została poinstruowana, że powinna udać się do komendantury znajdującej się w rynku. Nie mając nic innego do roboty poszła tam, aby złożyć szczegółowe zeznania. Oficer straży, który ją przyjął okazał się miłym i szarmanckim młodzieńcem, w nienagannie odprasowanym mundurze. Usadził ją wygodnie w fotelu, poczęstował winem i ciastkiem i ogólnie starał się być bardzo przyjacielski. Kobieta oczywiście wiedziała dlaczego tak się dzieje. Taki wpływ miała na mężczyzn.

Pytania, jakie zadawał jej oficer należały do gatunku standardowych. Jak się nazywa? Czy z poszkodowanym łączyły ją więzy pokrewieństwa? Co robiła w jego domu? Co robiła w czasie przed wizytą u denata? I tak dalej...

Po jakiejś godzinie, znudzona Argena opuściła siedzibę straży. Teraz musiała zastanowić się co robić dalej. Jak na razie jej jedyny trop wiodący do Talizmanu był martwy. Zastanowiła się po raz kolejny nad słowami Silo i ją olśniło. W końcu skojarzyła kim byli Sihoi. To o nich wspominał karczmarz, gdy wypytywała go o Silo Spurrana. Określił ich jako zakazany albo przeklęty kult... Czyli tędy droga. Argena skierowała swoje kroki do lokalnej świątyni, aby tam zaczerpnąć informacji.

Wnętrze pachniało kadzidłem, które wąskimi smużkami unosiło się z kadzielnic umieszczonych przed ołtarzem. Samego posągu bóstwa nie było widać, gdyż poza nabożeństwami zasłonięty był przez granatową kurtynę. W obszernej nawie nie było wielu ludzi. Pod ścianą siedziała pogrążona w modlitwie staruszka, a dwoje akolitów ubranych w szaty w identycznym kolorze co zasłona, zamiatało podłogę. Podeszła do nich.

Pytanie o Sihoi spowodowało, że na ich twarzach pojawił się wyraz zaniepokojenia. Jeden z akolitów natychmiast pobiegł po jakiegoś starszego kapłana, z którym wrócił po niecałej minucie.

- Dziecko, słyszałem, że wypytujesz o kult Sihoi? - zwrócił się do Argeny, zupełnie ignorując jej wdzięki. - To niebezpieczni ludzie. Ich wiara w Sihoi nakazuje zabijanie i składanie krwawych ofiar. Wierzą, że ich bóg żywi się krwią ofiar. Ten kult jest zakazany w niemal każdym miejscu Trzech Krain, poza Królestwem Arganu i dzikimi obszarami Subaa-Sal. Czemu o nich pytasz w tak spokojnym miejscu jak Kąsimory?
- Strzeżcie nas wszelcy bogowie
- zakrzyknął i podniósł ręce, gdy Argena wyjaśniła przyczynę. - Oni tutaj! Jeśli pragniesz dowiedzieć się czegoś więcej o nich, a sądzę, że chcesz, pojedź do Brata Aureliusa. Ten święty mąż mieszka w pustelni na wzgórzach, na zachód od miasta. W przeszłości zajmował się badaniem różnych herezji i kultów. Z pewnością udzieli Ci pomocy.

Wiele się nie dowiedziała, poza samą istotą kultu i miejscami jego występowania. Chyba trzeba się było udać do pustelnika.

Irg

Piękna noc przerodziła się w koszmarny poranek. Irg zdołał wypróbować kilkanaście gatunków lokalnego piwa poczynając od Czerwonego Olbrzyma i Trzech Snopków, poprzez Goblińskie Przekleństwo, Czarną Wdowę, Płomienną Zorzę i Mocarza, a na Postrachu Świtu i Białym Zvirgu kończąc. Co jeszcze pił, nie pamiętał. Potem wszystkie smaki i aromaty zlały mu się w jednen ciąg, który nagle się zakończył miękkim lądowaniem pod stołem.

Wstał z bolącą głową i klnąc udał się zjeść śniadanie. Z doświadczenia wiedział, że spożycie obfitego posiłku poprawi jego stan. Karczmarz podał mu dymiącą michę i bochen chleba. Krasnolud spałaszował wszystko i z świstkiem papieru adresowanym do pracownika archiwum, udał się do biblioteki.

Znajdowała się ona w dużym, ponurym budynku stojącym na końcu jakiejś bocznej uliczki. Budynek zbudowany został z czarnego kamienia w stylu virgu-khaz, charakteryzującym się kwadratowymi kolumnami i wykorzystaniem w nadmiarze formy trójkąta. Masywne, okute mosiądzem drzwi z czarnego dębu otworzyły się z jękiem zawiasów przed oczekującym na wizytę, krasnoludem. Wszedł do pogrążonego w półmroku wnętrza. Oczekiwał na niego niski jak na krasnoludzkie standardy, urzędnik, który dokładnie obejrzał sobie pismo od karczmarza i poprowadził Irga wgłąb biblioteki. Jak okiem sięgnąć, wszędzie stały tonące w mroku regały wypełnione rękopisami, księgami, woluminami i inkunabułami. Chyba to wszystko było jakoś poukładane, ale Irg nie orientował się w układzie biblioteki. Bibliotekarz nie był zbytnio pomocny, wskazał jedynie drogę do kilku regałów i zaopatrzył Irga w świecący kryształ.

Krasnolud ruszył na poszukiwania. Najpierw zajął się wyszukaniem recptury dla karczmarza. To dzięki niemu trafił do biblioteki i mógł swobodnie po niej myszkować. Znalezienie receptury piwa żurawinowego nie było zbyt trudne. Już za piątą próbą miał to czego potrzebował. Przepisał składniki i sposób przyrządzenia, po czym zabrał się za swoje sprawy.

I na poszukiwaniach spędził resztę dnia. Miał szczęście gdyż w woluminie zatytułowanym „Glabraka Przewodnik po Miejscach Dziwnych”, znalazł wzmianki o przejściu do systemu jaskiń. Odwołania jakie tam się znajdowały skierowały go do "Grymuaru Górniczych Osobliwości", w którym odkrył mapę kierującą chętnych do wejścia.

Zadowolony udał się do karczmarza i oddał mu przepis. Potem niezwłocznie wyruszył do dzielnicy miasta, w której znajdować się miało wejście do jaskiń. Zrujnowany budynek, w piwnicach którego było przejście od dawna nie miał lokatorów. Wszędzie leżał gruz i sterty śmieci. Irg odnalazł schody do piwnicy i zszedł do wilgotnego, pełnego szczurów i nietoperzy pomieszczenia. Korzystając ze wskazówek zawartych w księdze, odszukał kilka delikatnie wyżłobionych cegieł i wcisnął je we właściwej kolejności. Coś zazgrzytało i fragment ściany odsłonił kolejne, wąskie schody prowadzące w dół.

Powiało stęchlizną i wilgocią. Irg z płonącą pochodnią w ręku, ostrożnie zagłębił się w mrok. Schodów naliczył dwieście osiemdziesiąt trzy. W końcu stanął w szerokim tunelu, którego ściany połyskiwały wilgocią. Parę kroków dalej korytarz rozgałęział się, prowadząc w prawo i lewo. Idąc w stronę rozstajów potrącił coś nogą. Spojrzał w dół. Sądząc po rozlatującym się rynsztunku, były to szczątki krasnoludzkiego wojownika.

Na rozdzielającej tunele ścianie widniał symbol, którego Irg nie umiał jednak rozszyfrować.
 
xeper jest offline