Wrak statku wyglądał wyjątkowo posępnie w gęstych strugach deszczu, nienaturalnie przechylony i powyginany od zderzenia z ziemią oraz okolicznymi drzewami. Płyty pancerza gdzieniegdzie pokrywała cienka warstwa czerni, w miejscach gdzie tarcze energetyczne niewytrzymały temperatury towarzyszącej zdecydowanie zbyt szybkiemu przechodzeniu przez atmosferę planety, sam kadłub wyglądał jednak na względnie nieuszkodzony. Nie licząc oczywiście ogromnej dziury ziejącej w części, gdzie kiedyś była ładownia i jeden z silników. "Chyba wykorzystałem zasoby szczęścia na najbliższą dekadę."- przemknęło przez myśl Linthowi, gdy powiódł spojrzeniem po długim szlaku połamanych drzew i spalonej ziemi, jaki zostawił po sobie awarynie lądujący statek. "Albo jestem bardziej zajebisty niż myślałem, chociaż nie wiem co mnie bardziej przeraża."
Sam fakt, że ta kupa złomu była w jednym kawałku wydawał się cudem, nie mówiąc już o tym, że być może będzie jeszcze w stanie latać, o ile zdobędą odpowiednie częśći i sprawnego mechanika, który poskłada to wszystko w jedną całość. I chociaż Linth bardzo chciał wierzyć w drugą wersję ich ocalenia, musiał niechętnie przyznać przed sobą, że przynajmniej połowę zawdzięczali sporemu szczęściu.
Odgarnął wierzchem dłoni mokre włosy opadające na oczy i odwrócił się od pogorzeliska, chowając ręce do kieszeni długiej, skórzanej kurtki oraz spoglądając na tych co przeżyli oprócz niego. Wszyscy wyglądali na względnie spokojnych i trzeźwo myślących, co było już pierwszą pozytywną rzeczą; drugą był fakt, że byli dobrze uzbrojeni, przynajmniej w porównaniu do niego. Odruchowo pomyślał o swoim blasterze przypiętym do paska, skrzętnie czyszczonym, zadbanym... i nieużywanym od dłuższego czasu. Rozmawiający nieopodal ludzie nie sprawiali wrażenia takich, którzy nie potrafiliby korzystać ze swojego arsenału, a co więcej, sądząc po opinii ich pracodawcy, wręcz przeciwnie. Była jeszcze co prawda błękitnoskóra Twi'lek, na którą Linth zwrócił uwagę już wcześniej oraz... no właśnie, Cathar. Linth nie był pewien co o nim myśleć. Zawsze był przekonany, że Catharzy mają ogony.
Pochłonięty rozmyślaniami, słuchał wymiany zdań pomiędzy mężczyznami jednym uchem, ale gdy usłyszał wzmiankę o ładunku wybuchowym w jednym z napędów, momentalnie się zainteresował.
-Wiedziałem, że to nie awaria silników. Głupi Jeavins.- mruknął do siebie pod adresem nieżyjacego drugiego pilota, odchodząc od statku i podchodząc do pozostałych, omijając szerokim łukiem niewielką kałużę-bajorko, która stanęła na jego drodze.
-Wątpię, żeby ten kto podłożył ładunek, oczekiwał, że to przeżyjemy, szczególnie jeżeli mówisz, że to robota profesjonalisty.- odpowiedział na słowa Trasha, zwracając się w jego stronę.-Awaryjne lądowanie z przestrzeni na powierzchnię planety z niesprawnymi repulsorami oraz znaczną częścią pozostałych napędów przypomina awaryjne lądowanie kometą, więc oczekiwanie na ocalałych jest w większości przypadków stratą czasu. My mieliśmy szczęście.- potwierdził słowa Cathara, krzywiąc się i podsuwając wyżej kołnierz, gdy kilka kropel deszczu spłynęło mu po karku.-No, i mnie.- zakończył nieskromnie.
Propozycję wejścia z powrotem do statku skwitował kiwnięciem głowy, ruszając do środka. Miał już powyżej uszu moknięcia na zewnątrz.
__________________ "I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before." |