Nastał świt.
Sara otworzyła oczy podniosła się po woli. Jej głowa leżała na kolanach brata, więc starała się to zrobić najdelikatniej jak mogła, nie chciała go budzić. Znajdowali się wciąż w lesie, z tą różnicą, że znaleźli starą ruinę z czerwonej cegły pośrodku tej dziczy. Delikatna mgiełka otulała pnie wysokich świerków, ptaki śpiewały ochoczo na gałęziach, a las który wydawał się być ponurym, teraz był niczym z bajki. Krople rosy, pokrywające gęste jagodzenie skrzyły się w promieniach słońca, a niebo było czyste od jakiejkolwiek chmury. Piękny błękit patrzył się na nich z góry poprzez korony drzew. Powietrze przesączone było zapachem żywicy i mchu. W sumie to nie wiele pamiętała z wczorajszego wieczora. Pociąg jak przez mgłę, potem stację i … psy.
Sara z lękiem rozejrzała się, ale nigdzie nie dostrzegł oznak obecności żadnego żywego zwierzęcia. Przyjrzała się zrujnowanym ścianom. Dach zapadł się już dawno temu i teraz smutny szkielet stał samotnie w środku dziczy. Nagle w sąsiednim pomieszczeniu ujrzała jakąś postać. Była to zdecydowanie dziewczyna ze stacji. Jak jej …
Karolina!
Sara podbiegła do niej i szarpnęła nią chcąc coś krzyczeć, bała się że dziewczyna nie żyje.
- Karolina!
Dziewczyna obudziła się nagle i z lękiem spojrzała na Sarę. Wyraz przerażenia szybko przeobraził się w błogi wyraz ulgi. Bardziej jednak zdziwiony był
Kamil, którego zbudził krzyk siostry. Cała trójka stała w ciszy i milczeniu i przyglądała się sobie nie rozumiejąc nic z tego co tu się wydarzyło. Przecież…
Kamil zaklął cicho kiedy bateria w telefonie spadła do jednej kreski. Rozejrzał się jeszcze raz dookoła. Ciągle tylko drzewa. I mrok. Jego siostra już nie krzyczała nie była w stanie a i
Kamil czuł, że jak tak dalej pójdzie to zedrze sobie gardło. Z niepokojem powiedział
Sarze, że musi wyłączyć telefon, aby oszczędzać baterie. Dziewczyna ze smutkiem kiwnęła głową gdy nagle coś zauważyła. Był to stary i zrujnowany budynek. Po krótkiej naradzie postanowili do niego zajrzeć. Dach dawno spadł, ale przynajmniej ściany osłaniały przed wiatrem. Niedługo potem dopadła ich senność i ułożyli się obok siebie.
Sara usnęła natychmiastowo,
Kamil natomiast jeszcze długo wsłuchiwał się w nocne krzyki jakiegoś ptaszyska. Zapewne Kruka. Sam nie zauważył kiedy usnął.
Sucha gałąź pękła pod naciskiem bosej stopy. Jakiś cień przemykał między drzewami i w końcu zatrzymał się nie opodal śpiącej
Karoliny. Pochylił się nad nią i zakwiczał chrapliwym głosem.
- Mamo! Proszę cię zabijmy ją!
Zapadła chwila ciszy po czym cień zakwilił znowu.
- Ale mamo! Po co ci oni! Co jak będą tacy jak tamci?!
Postać zdawała się wsłuchiwać w głuchą ciszę, po chwili tupnęła nogą i zaskrzeczała.
- To wszystko źle mamo! To wszystko nie tak! Oni są źli nie czujesz mamo! Masz już jednego, jeden wystarczy!
Nagle postać skuliła się i nakryła nieforemną głowę. Była całkiem naga i brudna. Cała drżała i wyszeptała.
- Przepraszam… nie będę więcej mamo obiecuję.
Podszedł do
Karoliny wziął ją na ręce i ruszył poprzez krzaki. Kruk zakrakał i ruszył po woli przysiadając co chwila na gałęzi tak aby nieznajomy go nie zgubił z oczu. Idąc tak przez las wyszeptał.
- Mamo… ale obiecasz że tym razem nie umrzesz prawda? Ja nie chcę cię już więcej zabijać… tak mamo co tylko nakażesz.