Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2010, 03:48   #21
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Otwarte na oścież okno wpuszczało do środka delikatne muśnięcia wiatru wprawiające w nieznaczny ruch nocną halkę, w którą jeszcze była ubrana. Poranny chłód tych powiewów mieszał się z ciepłem promieni słońca na nią padających i przyjmowanych z błogością przez Leiko obserwującą powoli budzące się do życia miasto. Ot, była jak kot wylegujący i wygrzewający się w strugach słonecznego światła. I tak samo jak takie stworzonko reagowała na każdą zmianę w najbliższym jej otoczeniu, a w tym przypadku był to szelest rozsuwanych drzwi od jej pokoju. Zerknęła krótko za siebie i wargi rozchyliła w uśmiechu.

-Ohayou gozaimasu, Chen-san – przywitała kobietę uprzejmie, bardziej jak przystało na damę niż budzącego strach łowcę demonów -Cudowny i spokojny poranek w Nagoi, pomimo nocy pełnej wrażeń.
-Hai Maruiken-sama, bardzo ładny.- odparła grzecznie kobieta, po czym dodała.- Przyszłam wymienić futony, chyba że zamierzasz jeszcze wypoczywać?
-Ależ nie, wystarczy mi na dzisiaj – odpowiedziała Leiko, po czym w milczeniu głęboko się zaciągnęła orzeźwiającym powietrzem. Obróciła się od okna i w zadumie przyglądała się kilka chwil wdowie, aby w końcu swe myśli ukształtować w słowa -Czy może zajmujesz się też szyciem? Mam problem z moim wczorajszym kimonem, a swoim umiejętnościom nie ufam na tyle, abym sama miała się o nie zatroszczyć..
-Jeśli sobie nie poradzę, to znam takie co poradzą, możesz je pokazać?- spytała wdowa wymieniając futon. Robiła to z wyraźną wprawą i nie zerkała za bardzo po pokoju, by swym spojrzeniem nie naruszać prywatności łowczyni.
Ta zaś dłużej nie czekając przeszła przez pokój i podniosła schludnie poskładane odzienie. Rozłożyła je szybkim ruchem, aż materiał zafurkotał w powietrzu, po czym przyłożyła kimono do swego ciała. Jedną ręką przytrzymując je na wysokości klatki piersiowej, drugą wygładziła miejsce rozdarcia.
-O tutaj. W trakcie polowania jeden oni zdołał mi je rozedrzeć swymi pazurami – wytłumaczyła z ciężkim westchnieniem, gdy tak palcami wodziła po poharatanym materiale. Zdecydowanie to ją bolało bardziej niż draśnięcia na udzie – Wprawdzie mu się za to odpłaciłam.. ale to przecież wiele w tej kwestii nie zmieniło, niestety.
Kobieta podeszła i z chwyciła materiał przyglądając się mu, dłonią przesunęła do rozdarcia.- To drogie kimono i paskudne rozdarcie. Nie jestem pewna czy da się je zszyć bez zostawienia śladu.
Przybliżyła materiał do twarzy.- Hmmm... może... nić o podobnym kolorze. Dwa dni.
Spojrzała na łowczynię, prostując się.- Dwa dni, jeśli to ma być zrobione porządnie Maruiken-sama.
Leiko na te słowa wzruszyła ramionami -Dwa dni, więcej.. ile tylko będzie trzeba, Chen-san. Jest ono dla mnie zbyt cenne, abym miała kogokolwiek poganiać i narażać kimono na niedokładność kosztem krótkiego czasu.
Ujęła dłońmi za gładki materiał i poczęła ostrożnie składać odzienie. Posłała przy tym kobiecie czarowny, jakże dziewczęcy uśmiech -Będę bardzo wdzięczna.
-Zobaczę co da się zrobić Maruiken-sama.- kobieta pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, odbierając uszkodzony strój.- To zbyt piękny strój, by narażać na dalsze uszkodzenia. Śniadanie już jest podane w główniej sali gospody.
-W takim razie przyjdę, jak tylko będę gotowa – odpowiedziała na te wieści Leiko, po wcześniejszych skinięciu głową.
Bosymi stopami wykonała kilka kroków, aby dotrzeć do szafy. Rozsunęła jej drzwiczki i palcami jednej dłoni przebiegła po ubraniach tam się znajdujących. Rzuciła wdowie jeszcze jedno spojrzenie wraz z magicznymi słowem - I dziękuję. Naprawdę.
-Iye... to żaden problem Maruiken-sama.- odparła z ciepłym uśmiechem wdowa wycofując się tyłem i zasuwając za sobą drzwi pokoju, aby zostawić łowczynię samą sobie.

Proces doprowadzenia się przez Leiko do stanu użyteczności bywał może i długotrwały, ale zdecydowanie wart tego czasu. Nie, nie była kobietą zapatrzoną w siebie i w swój wygląd, choć ludzka ignorancja mogłaby podsuwać takie myśli na jej widok. Swoje ciało traktowała jako kolejną broń, które w połączeniu ze szczwanym umysłem potrafiło być równie zabójcze co każde ostrze tego świata. I tak jak one potrzebowały dbałości w wykonaniu, rękojeści oraz wprawnego właściciela, tak samo to ciało nie mogło być zaledwie skupiskiem niewątpliwie godnych pożądania atrybutów. Wszelkie olejki o tajemniczym składzie wpływały nań kojąco i oddalały straszny proces starzenia się. Piękne kimona dodawały gracji i elegancji, jak pióra u rajskiego ptaka. Zawsze coś odsłaniały na zachętę, ale jednocześnie coś innego zakrywały, kusiły.. wyzwalały chęć zobaczenia więcej, nawet jeśli miałby to być tylko nadgarstek lub ramię. Wszystko, zaczynając od mocnego makijażu podkreślającego oczy, przez zdobną kreację sięgającą aż po końcówki szpil we włosach, aż po samo zachowanie, tworzyło zgodną, fascynującą i niepokojącą całość. Żyjące dzieło sztuki. Zawsze nieco odległe, jakby z czyjejś łaski kroczące pośród innych, na pozór nie do końca świadome ich reakcji na jej osobę.

Kimono na które padł jej wybór zmuszało patrzącego do użycia swej wyobraźni.
Góra część odzienia przylegała ciasno do ciała kobiety uwydatniając smukłą sylwetkę i jędrny biust. Długą szyję przesłaniała stójka spięta drobną broszą, a miejsce cieszącego oczy głębokiego dekoltu zastąpiła łezka odsłaniająca trochę jasnej skóry i rowek tworzący się pomiędzy piersiami. Całość była w kolorach najbardziej lubianych przez Leiko i ze wzajemnością, gdyż przeważająca czerń pozytywnie wpływała na jej prezencję. Monotematyczności odbierały białe wstawki oraz szlachetny, acz wyrazisty fiolet pasa oni. Zdobił on sobą także końce obszernych rękawów oraz skraje dolnej części kimona, a te haftowane motyle były tak drobne, liczne i delikatne, że przypominały mnogą ilość kropel atramentu rozpryśniętych pięknie na materiale.
Zdawać by się mogło, że Leiko złośliwie i nogi skryła przed potencjalnym pożądliwymi spojrzeniami, gdyż te przybrane były w czarne pończochy trzymające się na paseczkach przecinających gładkie uda. Tę drobnostkę jednak mało kto mógłby dostrzec. Wprawdzie cieszyła oczy widokiem swych łydek i dawała nadzieję kimonem rozchodzącym się na boki na wysokości kolan, jednak.. niewiele ponad nimi ta radość się kończyła. Nakładające się na siebie warstwy odzienia zawsze były w stanie przesłonić dalsze, interesujące partie kobiecego ciała. Zaś tylko prawdziwy szczęściarz i uważny obserwator mógłby spostrzec cienki bandaż oplatający nogę w miejscu, gdzie wczorajszej nocy podrapał ją oni i dzięki takiemu opatrunkowi wszystko mogło się goić w spokoju. Bez pozostawienia po sobie szpecących śladów.
Może i tego dnia jej krokom nie miał towarzyszyć szelest materiału sunącego za nią po ziemi, gdyż kimono nie było aż tak powłóczyste, ale obecny był stukot geta zwiastujący opuszczenie przez nią pokoju. Jak śliczna, porcelanowa laleczka gotowa nacieszyć świat swoją osobą. Śliczna, porcelanowa laleczka z zawsze czujnym instynktem drapieżnika, ukrytymi ostrymi pazurkami i nie tak kruchym ciałkiem.





***


-Jestem żonaty..

Nie próżnowała. Ostatniej nocy po pozbyciu się swojego uroczego adoratora wcale się nie wymknęła z gospody. Ale patrzyła z okna swego pokoju na płomienną łunę i towarzyszącą jej smugę dymu. Słuchała odgłosów nocy, wśród których nie było wrzasków cierpienia, a tylko nawoływanie się mieszkańców i brzmienie dzwonów alarmowych. Nie wyczuwała przyłożenia szponiastych łap oni do tego zdarzenia, ale i tak wygłodniała była wiedzy o pożarze.

-…szczęśliwie..

Akurat Jinzo miał tego pecha, że wszedł do Szczęśliwej Brzoskwinki w odpowiednim dla Leiko czasie. Już poprzedniego dnia dało się zauważyć, że nie czuł się przy niej zbyt pewnie, ale za każdym razem ratowała go obecność innych osób. Tym razem nie miał takiej możliwości obrony, a zaś ucieczka zostałaby potraktowana jako wybitnie niekulturalne zachowanie.

-Jestem.. szczęśliwie żonaty..

Z tych powodów siedział teraz jak na szpilkach, uporczywie starając się wywiercić dziurę w blacie stolika, gdyż każde podniesienie wzroku kończyło się gwałtownym przypominaniem światu o jego najdroższej żonie.
A Leiko przecież tylko subtelnie i nieprzerwanie się uśmiechała od czasu do czasu zadając pytanie. Widziała w Jinzo źródło informacji dotyczących pożaru, dzięki któremu nie musiała specjalnie wychodzić na spacer w miasto, aby się dowiedzieć wszelkich plotek na ten temat. Chociaż nie siedziała blisko niego, a z boku wyglądałoby to tylko jako uprzejma rozmowa, to jednak więziła go w swych sidłach mając zamiar wyssać z niego wszystko co wie o tamtym wydarzeniu. Naturalnie, mogła odrobinę naruszyć jego prywatną bańkę poprzez muśnięcie dłonią jego szyi, gdy strzepywała mu z ramienia jakiś niewidoczny pyłek. Możliwe też, że spoglądała na niego z dość wymownym wyrazem wyciągającym z najdalszych zakamarków jego umysłu fantazje, o których wolał nawet nie wspominać swojej żonie. A gdyby ktoś spytał, to nie mogłaby zaprzeczyć, że jej wypowiedzi miewały w sobie wiele znaczeń. Wszystko to razem wzięte powodowało u kupca zabarwienie twarzy na soczystą czerwień i swego rodzaju skurczenie się, jak gdyby pragnął jak najszybciej się wydostać z opresji, najlepiej zniknąć i pojawić się w swoim szczęśliwym miejscu. Co kilka chwil powtarzał swoją mantrę brzmiącą: „ Jestem żonaty.. szczęśliwie żonaty.. „, z czego kobieta miała wrażenie, że bardziej to na zapewnienie samego siebie brzmiało niż na subtelne wytłumaczenie braku zainteresowania jej osobą. Pewnym minusem tej strategii było jąkanie się mężczyzny, które objawiło się w chwili stresu. Chwil skupienia ze strony kobiety wymagało złożenie jego słów w zrozumiałe zdania.

Miała dobre wrażenie, że pożar wybuchający akurat w noc polowania na oni był zbyt podejrzany, aby nie był związany z ich obecnością. Może nie konkretnie z jej, ale z innymi łowcami. Chociaż równie intrygujące było to, że tamta dwójka nie trzymała się tak mocno cmentarza jak wynikało z ich wspólnej dysputy przy kolacji. Samo zachowanie Hario niezbyt ją zaskoczyło. Cała jego postać, zarówno wygląd jak i zachowanie wręcz krzyczały o ostrożność względem niego. Ale przyjęła z zadowoleniem fakt, że rosły mężczyzna nie upatrzył sobie jej na ofiarę, bo Leiko osobiście obawiałaby się trafić na niego choćby w jakiejś uliczce. Miał w sobie coś przerażającego, co oblewało ją zimnym dreszczem niepewności graniczącym ze strachem. Jego aura była dla niej straszliwsza od co poniektórych napotkanych oni. Całość opowieści kupca jednak miała w sobie sugestię zbiegu okoliczności. A wprawdzie ona nie wierzyła w takie zjawiska, to całe zdarzenie nie leżało w gestii jej zainteresowania, które zmusiłoby ją do dokładnego szukania prawdy.
Po otrzymaniu wszystkiego co chciała podziękowała Jinzo, który z łatwo zauważalną ulgą uwolnił się od tej czarnowłosej persony. Czmychnął w jakieś bezpieczne dla siebie miejsce zostawiając swoją oprawczynię samą w izbie.

Oni. Klan Hachisuka. Bezimienny „tylko ronin”.
Każde z nich było fragmentem układanki, której tłem była Nagoja. Niektóre w jej myślach miały ze sobą połączenie, jednak ciągle pozostawało wiele niewiadomych, przez które nie była w stanie dostrzec dokładnego obrazu sytuacji. Noc może i nie pozostawiła po sobie powracającego wspomnienia żywych koszmarów, ale w zamian zrodziła tylko więcej pytań bez odpowiedzi, które aż się prosiły o odkrycie.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-10-2014 o 01:44.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem