Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2010, 13:42   #3
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Błędy
- Niech nas Szara Pani ma w opiece… - Mruknął Darleth, przyglądając się jak technicy ślamazarnie podłączają dodatkowe terminale do głównej jednostki okrętowej bazy danych. – Gdyby tym okrętem dowodziła moja siostra, bylibyśmy gotowi do startu dawno temu. Tak wspaniały kolos zasługuje na lepsze traktowanie. Pozostało jeszcze tyle do zrobienia. – Darleth przetarł okular cybernetycznego oka jedwabną chusteczką nasączoną specjalnym płynem.
- Czyżby panicz miał złe zdanie o naszym aktualnym kapitanie? – Brat Hecklerius przechadzał się wraz z seneszalem krętymi korytarzami okrętu. Dotarli do rzędu gotycko zdobionych okien, zza których można było obserwować przestrzeń kosmiczną. Przed ich oczami majaczyła Ascilla-Secundus.
- Trudno powiedzieć, mistrzu Heckleriusie. Jest młody, zupełnie niedoświadczony. Zdaje się też nie przejawiać odpowiedniego… zapału. Poza tym nasza aktualna załoga pozostawia wiele do życzenia.
- Czyżbyś więc przewidywał klęskę tej ekspedycji?
- To za dużo powiedziane. Obawiam się jednak, że bez nauki na błędach się tu nie obejdzie. Trzeba tylko dopilnować, by skutki tych błędów okazały się jak najmniej dotkliwe… - Wpatrując się w majaczący przed nimi glob musnął dłonią lunetę, wciąż tkwiącą w kieszeni u pasa. Gest ten najwyraźniej przyuważył kapłan maszyny.
- Do tej pory nie zdecydował się panicz, by odłożyć ten antyk na półkę?
- Nie mogłem się na to zdobyć. Przypomina mi o siostrze. W końcu to prezent, który od niej dostałem. Miałem wtedy dziewięć lat, ona dwanaście. Wręczyła mi tą lunetę ze słowami: „Kiedy ja zostanę kapitanem Gburki, Ty będziesz mi pomagał i przez tą lunetę wypatrywał skarbów i niebezpieczeństw.” W gruncie rzeczy miała rację. Taki stan rzeczy trwał przez całe lata. Chwilami żałuję, że nasze drogi się rozeszły.
- Sam podjął pan taką decyzję.
- Niestety. Pewne rzeczy muszą zostać zrobione.
- Prawda. Muszą zostać…


Nocne rozmowy
Wysokie tony muskanych smyczkiem strun wędrowały pod wysokim sklepieniem pomieszczeń głównej biblioteki Czarnej Gwiazdy. Ekrany terminali dostępowych jarzyły się w półmroku, oświetlając bladym światłem ściany zastawione potężnymi regałami pełnymi najróżniejszych ksiąg, map i nowoczesnych nośników danych. Na końcu, miarowym tykaniem dawała o sobie znać główna jednostka obliczeniowa pokładowej bazy wiedzy. Nieliczni adepci w ciszy i skupieniu katalogowali odnalezione zbiory, oraz mozolnie dodawali do systemu informacje, które przywiózł ze sobą nowy mistrz biblioteki, Darlethormilian Jaghatai. Dźwięki ushehk, tradycyjnego vostroyańskiego instrumentu smyczkowego, dobiegały właśnie od strony jego gabinetu. Darleth wybrał to miejsce nieprzypadkowo. Często zdarzało mu się pracować do późna, więc nie było sensu wybierać apartamentu z dala od miejsca najbardziej wytężonej pracy.

Apartament seneszala Czarnej Gwiazdy urządzono w tradycyjnym, vostroyańskim stylu. Podłogę zaścielały zwierzęce skóry, w tym okazałe białe futro niedźwiedzia z Iniquity i dość ładny okaz zdjęty przed laty z fenrisiańskiego wilka. Większość ścian zajmowały regały, na których starannie ułożono prywatną kolekcję map i literatury wszelakiej. W jednym z rogów, na stojaku, wisiała zbroja z utwardzanych syntetycznych płyt, oraz specjalny mundur szyty tak, by można go było swobodnie nałożyć na pancerz. Na jednej ze ścian można było zobaczyć wyświetlaną przy pomocy projektora mapę najbliższych rejonów galaktyki. Naprzeciwko stało potężne, drewniane biurko, oraz spory, dobrze zaopatrzony barek. Darleth siedział w swym ulubionym fotelu, który swoją drogą także przywędrował na pokład razem z seneszalem. Kiedy usłyszał komunikat o gościu przed drzwiami, odłożył swój instrument na niewielki stolik tuż obok fotela.
- Zapraszam do środka, panie de`Viraes. Mam nadzieję, że raczy pan wybaczyć zaproszenie o tak później porze, jednak jest kilka spraw, o których chciałbym z szanownym panem porozmawiać. Napije się pan czegoś? Proponuję rahzvod, bardzo mocny.

Max rozejrzał się po pomieszczeniu, było widać Jaghatai, lubi wygodę, ale Maxowi brakowałoby tu przestrzeni.
- Z chęcią, choć nie jestem zwolennikiem tak silnych trunków, to jednocześnie uważam, że co nas nie zabija to wzmacnia. - Opowiedział na propozycję napoju, - Pora jest młoda, a poza tym w moim apartamencie nadal pracują inżynierowie, więc i tak bym nie zasnął z powodu hałasu. Zamierzałem udać się na nie wielki spacer po statku, kiedy mój asystent przekazał mi pańskie zaproszenie. - dokończył czekając na napój i oglądając kolekcję map i innych dzieł, zapewne w większości prywatnych zbiorów. - Imponujący zbiór - powiedział wskazując głową na regały.

- To dopiero początek. Lubię kolekcjonować wiedzę. – Rzekł, podchodząc do barku, skąd wyciągnął butelkę, dwa kieliszki i kilka plasterków ogórków konserwowych na talerzyku. Wskazał Maxwellowi miejsce w drugim fotelu, umieszczając tymczasem trunek na stoliczku pomiędzy nimi. – Mam nadzieję, że w czasie podróży moje zbiory znacznie się rozrosną. – Nalał wódki sobie i Maxwellowi. – Z tego co zdążyłem się zorientować, panu również zdobywanie informacji nie jest obce. – Ujął w dłoń kieliszek. – Za Czarną Gwiazdę…

- Za Gwiazdę. - powtórzył toast, a następnie wzniósł kieliszek i wypił jednym łykiem. Ostry smak przeszedł mu przez gardło, co wywołało skrzywienie na twarzy, sięgnął po plasterek, ogórka, założył że ich obecność ma służyć temu czemu służy ser przy degustacji wina. Ma wyostrzyć smak i spotęgować doznanie, co też nastąpiło, ale o ile przy winie ser wyostrzał jego smak i poszerzał możliwości kubeczków smakowych, to w przypadku ogórka smak wódki został złagodzony, ale za to wydał się o wiele ciekawszy połączony z kwaśnym smakiem ogórka. - Ciekawe połączenie. Ale do rzeczy, rozumiem, że nie zaprosił mnie pan tu na degustację trunków, choćby tak znakomitych. - Zamilkł chwilkę i dodał - Tak zbieram informacje, choć ja interesuję się raczej bieżącymi. Relikty przeszłości interesują mnie tylko w takiej postaci, - tu dotknął jednego z swoich hellpistoi - tylko starożytne artefakty i związana z nimi tajemnica, potęga. Oczywiście stare manuskrypty także są cenne, ale one wymagają specjalistycznej wiedzy, której ja nie posiadam, toteż o ile nie zawierają konkretnych planów, maja one dla mniej jedynie wartość handlową. Zresztą na pewno sam pan wiem jakie jest ryzyko czytania odnalezionych starych manuskryptów. -

Uruchomił dataslate wmontowany w lewy nadgarstek, teraz Jaghatai mógł zobaczyć, że jego mundur jest tak uszyty, że w rękawie był otwór, a jego brzegi musiały zawierać jakiś mechanizm mocujący, bo przylegał dokładnie do brzegów ekranu. Max wstukał kilka komend, a potem powiedział.
- Co się stało Panie Jaghatai, że opuścił pan Gburkę? - bo stanowisko tutaj nie jest chyba awansem? Co najwyżej nie będzie degradacją, ale rezygnacja z stanowiska na rodzinnym statku, z zaufanymi ludzmi? Coś się musiało wydarzyć, tylko co? - jak tylko zaczął mówić patrzył prosto w oczy Darlethela, teraz zaś nie odrywając wzroku czekał.

Darleth również wychylił swój kieliszek. Parsknął radośnie, odstawiając szkło na stolik. Nie sięgnął jednak po zakąskę. Ta miała być dla gościa. Vostroyańczyk był przyzwyczajony do rodzimych specjałów.
- Widzę, że się rozumiemy. Bardzo dobrze, to wróży obiecującą współpracę. Czy degradacja? Pozwolę się nie zgodzić. Mały statek operujący w dobrze zbadanym sektorze i potężny krążownik przemierzający niezamieszkałe od dawna i niezbadane przez ludzkość obszary galaktyki. Jak pan sądzi? Który z nich ma większe szanse odkrycia starożytnych artefaktów, potężnych technologii o olbrzymiej mocy i jeszcze większej wartości? Myślę, że odpowiedź jest jedna. – Z uśmiecham napełnił ponownie oba kieliszki. – Co zaś się tyczy bezpośredniej motywacji. Napotkałem na swej drodze coś, co prędzej czy później trzeba będzie usunąć. Ale nie mówmy o mnie… Co pan sądzi o naszym obecnym kapitanie?

- Sądzę, że idealnym człowiekiem na tym stanowisku, dającym nieograniczone możliwości rozwoju załodze i statku, a także człowiekiem, którego nazwisko z pewnością będzie sławne ściągając na siebie całą niepotrzebną uwagę. - mówił głosem aż nazbyt jowialnym i wychwalającym, ale uśmiechał się. - Czy wiedział pan, że ponoć nasza astropoatka ma duże sukcesy w odczytywaniu myśli?

- Słyszałem o tym. Wielu astropatów posiada taki dar. Te umiejętności często idą ze sobą w parze. – Sięgnął ponownie kieliszek. Nim wypił zawartość, uśmiechnął się jeszcze, wpatrując w drżącą powierzchnię umieszczonego w naczyniu napoju. – Domyślam się też, że jest wśród nas ktoś, kto będzie się starał odczytywać myśli statku jako całości. – Celowo zaakcentował kilka ostatnich słów, by dać jasno do zrozumienia, że to tylko przenośnia. – Przyznam, że bardzo mnie raduje, iż takie próby są podejmowane. Nad załogą takiego trzeba sprawować pieczę. Trzeba do tego bardzo dużo wiedzieć. Zdrowie kapitana! – Wypiwszy, spojrzał Maxwellowi w oczy. Odstawiając kieliszek na miejsce powiedział z uśmiechem. – Technicy nie muszą się tak przede mną kryć z podłączaniem mechanizmów biblioteki do nowo powstającej sieci. Takie połączenie będzie przydatne. Popieram tę inicjatywę.

- Za kapitana, oby pozostał taki jaki jest. - powiedział z ironią i wypił następny kieliszek, ale tym razem idąc za przykładem gospodarza nie zagryzał, właściwiee napój nie był zły, ale większe ilości źle wpływały na refleks.
-Hmmm... domyślałem się, że prace moich ludzi nie pozostaną niezauważone, ale zakładam też, że nie każdy odgadnie ich przeznaczenie. Oczywiście archiwa nie zostaną naruszone, mój asystent potrzebuje tylko dostępu do danych, tak aby móc dostarczać mi na bieżąco potrzebne informacje. A co się tyczy czytania myśli statku, to jest to konieczność, i tak jak pan mówi ktoś musi wiedzieć, a najlepiej to nie tylko wiedzieć, ale słyszeć, widzieć i móc udowodnić. W końcu nasz statek to okręt wojenny, a co za tym idzie potrzebna infrastruktura już tu jest. - Zastanowił się przez chwilkę, a potem kontynuował – Na razie na tym statku nie ma wiele do obserwowania, jeśli chciałby pan skorzystać z pomocy Nicewy to proszę się z nim śmiało kontaktować. Prześlę mu upoważnienia, aby traktował pańskie zapytania i polecenia jako priorytety.

- Dziękuję, to wielkie udogodnienie. Do powierzonych mi systemów posiadam dostęp na bieżąco, jednak jeśli będę potrzebował aktualnych informacji o szerszym zakresie, z pewnością skorzystam. – Darleth sięgnął po butelkę, ale powstrzymał się przed rozlewaniem trunków do kieliszków. – Zaproponowałbym panu jeszcze jeden, ale jeśli czekają dziś pana jakiekolwiek obowiązki, doradzałbym poprzestać na dwóch. Ten gatunek rahzvod działa jeszcze mocniej niż smakuje. Tak czy siak jednak, chciałbym zasięgnąć pańskiej opinii w jeszcze jednej kwestii. Czy wie pan w jakim celu i z jakiego powodu na naszym pokładzie znalazł się wojownik Astartes? Przyznać muszę, że obecność takiej osoby na Czarnej Gwieździe jest dla mnie nie lada zaskoczeniem.

- Sam musiałbym odmówić - powiedział odnośnie alkoholu - Wojownik może być bardzo przydatny przy szkoleniu, ale także nie cieszę się na jego obecność. To może wiele spraw skomplikować. Nie wiem ile pan wie o mojej rodzinie, ale liczę na to iż uda się wynegocjować z kapitanem dobre warunki handlowe, ale towary którymi interesuje się mój ród, nie zawsze znajdują uznanie u ludzi pokroju naszego brata wojownika.

- Cóż. Wygląda na to, że dopiero czas pokaże jaką misję wykonuje u nas jedno z wcieleń stalowej pięści Imperatora. Co do kwestii jego ingerencji w sprawy handlowe, wątpię by był to duży problem. Wszystko jednak zależeć będzie od tego, po co tu naprawdę jest i jaki wpływ ma na kapitana. Z pewnością warto będzie wybadać jego motywy. – Darleth spojrzał na ustawiony na komodzie staromodny zegar. – Zrobiło się późno, jeszcze trochę i będę miał wyrzuty sumienia z powodu tego, że tak długo pana zatrzymuję.

- Proszę nie mieć, na naszych stanowiskach długa praca jest wliczona w obowiązki. - Wstał i wyciągnął rękę do seneszela - Cieszę się z tej rozmowy i liczę, że to początek długiej współpracy.

- Ja również. – Pożegnał swego gościa mocnym uściskiem dłoni. – Jestem pewien, że współpraca będzie owocna. Życzę dobrej nocy. – Rzekł, odprowadziwszy gościa do drzwi. Kilka chwil po tym, jak za Maxwellem zamknęły się drzwi, w korytarzach przyległych do biblioteki ponownie dało się słyszeć dźwięki skrzypiec.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"

Ostatnio edytowane przez Raghrar : 19-11-2010 o 18:14.
Raghrar jest offline