Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2010, 14:23   #23
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Och... jak zabawnie było patrzeć, na jąkającego się Jinzo. Na jego nerwowe odwracanie twarzy, na jego walkę z pokusą, by zerknąć na nią jeszcze raz. By oczami wypatrzeć te momenty, gdy niesforny strój odsłaniał u niej więcej niżby chciała. Co prawda, było to kłamstwo. Leiko zawsze wiedziała ile chce odsłonić swego piękna, przy każdej zmianie pozycji. Ale była też świetną aktorką. I te kuszenie nagą skórą ciała, wydawało się takie... przypadkowe. I zupełnie "wbrew woli" właścicielki kimona, która albo tego „nie zauważała”, albo „skromnie rumieniła się w zawstydzeniu”. Doprawdy, mamienie kupca było takie łatwe.
I wydobycie z niego wieści co do pożaru, też. Powiedział jej wszystko co wiedział nerwowym głosem.
I o pożarze wywołanym przez Hario, który miał zniszczyć gniazdo oni. I o tym, że żadnych Jiang Shi rzekomo tam nie było. A Hario, który był zwykłym oszustem, uciekł przed konsekwencjami w ciemne uliczki Nagoi. I o tym, że Jinzo powiadomił o całej sytuacji odpowiednich ludzi. A mianowicie aniki Kuzai, miejscowego szefa Yakuzy działającej w porcie.
To była ciekawa opowieść. Sęk w tym, że kobieta nie do końca mu uwierzyła. Poczynania Hario nie pasowały do tego mężczyzny, którego spotkała. Nie... ten Hario, którego uśmiech widziała, nie był tchórzem, ni oszustem. To był bowiem uśmiech mordercy lubującego się w zabijaniu. Nie był też zainteresowany zabijaniem oni, interesował się głównie Sogetsu.
Leiko wiedziała też, że Jinzo jej nie okłamał. Wniosek był więc prosty. Kupiec został okłamany przez Kohena Takami. Czemu? Tą zagadkę należało rozgryźć.
Ach...Nagoia okazała się być pełna zagadek. Usłużny klan Hachisuka, tajemniczy uprzejmy tylko-ronin, Kohen i Sogetsu. Tyle słodyczy, by zaspokoić kobiecą ciekawość, ne?
Do niektórych zagadek miała klucze, aniki Kuzai... szef miejscowej Yakuzy.
Kupiec Wu Shen, zleceniodawca tajemniczego ronina.

Do innych klucze należało znaleźć dopiero... Choć już bystre oko Leiko zauważyło, że Takami i Kazama bardzo się zbliżyli. Zupełnie tak jak ona z Kirisu.Siedzieli bowiem naprzeciw siebie.
Ale podczas porannego śniadania, to właśnie partner Leiko brylował, opowiadając bardzo wyraziście i z wyraźnym dramatyzmem o swym boju z Jinag Shi. O tym jak jego jumonji-yari rozerwały stwora na strzępy. No i o tym, jak zdobyli wspólnie z Leiko-chan, aż trzy głowy demonów. Siedział blisko kobiety, na tyle blisko by było widać że są w bliskiej zażyłości, nie na tyle by być nachalnym. Siedział i spytał nieco ironicznym tonem głosu.- My ubiliśmy trzy oni, a ile wam się udało Kohen Takami-san?
Kirisu czuł się zwycięzcą i podkreślał to na każdym kroku. Niemniej rozgrywka jeszcze się nie skończyła. Po posiłku bowiem Jinzo obejrzał każdą głowę pokonanych oni. I w każdej rozpoznał osobę pochodzącą z Nagoi. W każdej rozpoznał ofiarę oni. Oznaczało to, że w mieście nadal ukrywa się przynajmniej jeden Jiang Shi. Progenitor pochodzący z Chin. Ten od którego się wszystko zaczęło.
Łowy więc, jeszcze się nie skończyły.
Póki co jednak, był dopiero ranek. Czwórka łowców miała cały dzień, na przygotowanie się do nocy. I niektórzy... na przygotowanie się do konfrontacji z Hario.

A miasto wrzało od plotek. Niewątpliwie najciekawszą z nich była opowieść o pożarze i ognistym olbrzymie, którym przy tej okazji widziano. Kolejne plotki, jednak były bardziej makabryczna, ale też i bardziej prawdziwe. W jednym z magazynów znaleziono, czterech rybaków z rozpłatanymi brzuchami z których wnętrzności rozlewały się po podłodze, z poodcinanymi rękami i nogami. Zginęli w bardzo brutalny sposób. Ale i nie bez powodu. W odrąbanych rękach trzymali długie noże do patroszenia ryb, włócznie. A jeden nawet katanę. Napadli kogoś i przegrali. Zapewne napadli na demona, sądząc po długich rysach na podłodze... Jakby rozpruwanej kilka razy.

Inną ciekawą plotką, była ta o Sakurze. Ponoć ta łowczyni zbliżała się do miasta. Nie wiadomo czy była najlepszą, ale na pewno była dobra w swym fachu. I to mimo okaleczeń, jakie doznała walcząc z oni. Przydomek „Sakura”, przybrała ponoć by ukryć swe prawdziwe imię. A wziął się on od barwy jej włosów, które krew jednego z oni trwale ufarbowała na barwę płatków kwiatu wiśni.
O miłosnym romansie przybocznego lorda Hizuke z tajemniczą nieznajomą, również było głośno. I ta historia, często opowiadana przy straganach przekupek, przyciągała więcej kobiecych uszu, niż opowieści krwawych porachunkach Yakuzy w porcie.

Przy obiedzie Jinzo potwierdził, że Sakura rzeczywiście zmierza do Nagoi. Ale też dodał, że nie dotrze wcześniej, niż pod wieczór. A póki co kupiec, przyprowadził kilku gości do karczmy. Wysoko postawionego samuraja z obstawą czterech yojimbo, oraz chińczyka.
-Pozwólcie że przedstawię Dasate Ginari-sama, jednego z przybocznych samego Hachisuka Sonoske-sama, daymio klanu Hachisuka.- rzekł Jinzo bijąc pokłony przed postawnym mężczyzną w czarnym i kimono i z daisho przy pasie wartym wiele ryo.


Ginari był mężczyzną w sile wieku o czarnych gęstych włosach i czarnej krótkiej bródce.
Nie wydawał się szczególnie przykładać wagi do swego wyglądu, ale miał maniery dworskiej samuraja. Bowiem siadając odłożył daisho obok siebie zgodnie z dworską etykietą. Zarówno spojrzenie, jak i sposób poruszania znamionowały w nim żołnierza. A co Leiko tylko dostrzegła, bardziej dowódcę niż szeregowego bushi.
-A oto gość klanu Hachisuka, mnich z Chin, Jing-Fei.- wskazał na swego towarzysza. Okrytego płaszczem mężczyznę o budowie ciała przypominającej niedźwiedzia. I o twarzy również tego zwierza przypominającej.


Słysząc swe imię Chińczyk zatrajkotał coś w swoim języku. A najlepiej obeznany z tym językiem Kohen, rozpoznał, że pozdrawia zgromadzonych tu gości. Czarownik jednak z trudem zrozumiał słowa Jing-Fei. Dialekt jakim się posługiwał chińczyk, był mu obcy. Dasate jednak mówił biegle po chińsku w tym dialekcie, bowiem przedstawił całą czwórkę łowców swemu towarzyszowi.
Następnie Jinzo wyjaśnił sytuację. –Dasate Ginari-sama z polecenia swego daymio wyszukuje łowców oni, by zwalczyć plagę. A szlachetny Jing-Fei-san pomaga mu wybrać odpowiednich ludzie. Jego yojimbo donieśli mu o waszych wczorajszych sukcesach i przyszedł ich wam pogratulować.

Oczy Leiko skupiły się na chińczyku. Rzadko spotykała takich ludzi jak on, nieodgadnionych. Owszem, wielu potrafiło przybrać maskę obojętności, by zachować twarz w krepujących sytuacjach. Lub by podjąć subtelną grę pozorów, tak jak ten ronin z wczorajszej nocy. Ale ten z pozoru ospały i niedźwiedziowaty chińczyk, miał kamienną twarz. Nic nie mogła z niej wyczytać. Absolutnie nic. I do tego cały czas cicho mrucząc bawił się wisiorkiem, który zdawał się lekko świecić.

Także ten wisiorek zwrócił uwagę Kohena, który wyczuł ukrytą w nim magię. Jak i Sogetsu, któremu Jinbei szeptał w głowie.- „Spójrz na chińczyka, nie tylko ty możesz się pochwalić w tym towarzystwie magicznym przedmiotem.”
Jedynie Jinzo i Kirisu zdawali się nie wiedzieć, o tych sprawach, toczących się poza oficjalną rozmową.
-Jeśli dzisiejsza noc przyniesie całkowity pogrom demonów nawiedzających Nagoję, to jestem pewien, że przynajmniej kilkoro z was, mój chętnie zatrudni.-rzekł Ginari uśmiechając się.
Zapowiadało się ciekawie...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-11-2010 o 14:37.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem