Karczma „Po starym bażantem” nie była wykwintnym miejscem. Drewniane ściany z nieheblowanych bali. Podłoga wysypana piaskiem i słomą, drewniane ławy, drewniane siermiężne stoły. Kontuar...Nieco większa ława robiła za kontuar, za którym siedział łysy krasnolud o siwej rzednącej brodzie. Goście byli mieszaniną wojowników i łowców.
I spoglądali kosym okiem na wchodzącego półorka. Były to nieufne spojrzenia zazwyczaj, choć nie tak wrogie, jak się Thog spodziewał. Zasiedli z Greenbo, zamówili posiłek który niziołek opłacił z własnej kiesy... i piwo, którego półork nie pił stanowczo zbyt długo.
Wszystko przyniosła nieco pulchniutka ludzka służka krasnoludzkiego karczmarza.
-Kurwa pójdę spać i znowu będą mi się śniły te pierdolone koszmary. Jest tu jaki szamana?- spytał niziołka -T
aki, co to mi powie, co za zioła wziąć, żeby mi przeszło.- wyjaśnił po chwili.
-Cóóż...są dwie świątynie. Jedna krasnoludzka, więc omijaj z daleka. Druga należy do Tempusa, to ludzki bóg wojny... czy coś w tym rodzaju.- niziołek machnął ręką wskazując mniej więcej położenie owego przybytku względem karczmy. A w każdym razie, kierunek w którym trzeba iść do przybytku Tempusa.
-Greenbo, a gdzie Darios?- odezwała siedząca w rogu ciemnowłosa kobieta, przeliczająca właśnie monety. Uzbrojenie jej w oczach orka przypominało igiełki. Niemniej, zapewne groźne igiełki.
-Zajmuje się negocjacjami.- odparł niziołek.-
Wykończyliśmy szefa tej bandy goblinów, co się kryła w górach.
-Taaak.- uśmiechnęła się kobieta. –
I ile za niego zgarniecie? Jakieś resztki? Trzeba było trzymać się mnie.
-Może następnym razem.- dyplomatycznie wyłgał się Greenbo. Kobieta przysiadła się do obu mężczyzn mówiąc.-
Mam ciekawszą robotę i bezpieczniejszą. No i nie trzeba się szlajać po dolinach górskich.
-Dobrze wiesz, że on to lubi. Żebyś ty widziała, jak się ślinił, gdy znaleźliśmy ukrytą świątynię...- zaczął mówić, Greenbo, ale jakiś niziołek wtrącił się do rozmowy.
-Ukrytą świątynię? I co tam było?- spytał spoglądając na Greenbo, po czym zerknął na Ur’Thoga. A półorkowi ten niziołek wydał się bardzo znajomy. Ale, przecież to niemożliwe, prawda?
Greenbo musiał podzielić uwagę, pomiędzy nagabującą go kobietę, a wypytującego o szczegóły niziołka. A i tak zauważył wchodzącego do pomieszczenia karczmy, wysokiego ciemnoskórego mężczyznę w pełnej zbroi płytowej.
I na jego widok rzekł do Ur’Thoga.-
O wilku mowa, a wilk tu. Tamten typek to Gunnar, naczelny kapłan świątyni Tempusa we Frostguard.