Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2010, 21:58   #5
MadWolf
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Awaryjne oświetlenie nie radziło sobie z ciemnością zalegającą puste korytarze Gwiazdy. Niedługo ta część statku wypełni się nowymi członkami załogi i światłem, ale póki co nie było to zbyt popularne miejsce odwiedzin. Ventidius kilkakrotnie widział marynarzy wykonujących znaki ochronne za każdym razem gdy mijali któreś z zapieczętowanych przejść prowadzących w nieużywane części statku. Ludzie z rzadka i tylko w grupach zapuszczali się w te okolice, nawet wtedy pracując pośpiesznie i w niemal całkowitej ciszy. Z tego powodu większość robotników wysyłano tu za drobne przewinienia, a pozostałe prace pozostawiano serwitorom. Odpowiadało mu to, gdyż po kilku godzinach pilnowania i pouczania ludzi Kradów potrzebował chwili samotności. Pół biedy z tymi którzy okazywali zabobonny lęk przed Immaterium, powtarzając w kółko modlitwy i obwieszając się talizmanami ochronnymi.
- Błogosławieni niech będą w swej ignorancji – westchnął, jednak drażniło go lekceważenie dla zagrożenia jakie okazywali pozostali. Spodziewał się pewnej... niefrasobliwości i rozluźnienia dyscypliny już po zapoznaniu się z kapitanem, ale to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
- Żadnego szacunku dla duchów maszyn, modlitwy o błogosławieństwa Złotego Tronu odmawiane przez niewielu i z daleką od wymaganej czcią – wyliczał w myślach – lekceważenie przełożonych, nielegalne używki – tą listę mógł ciągnąć jeszcze długo - Ci ludzie potrzebują imperialnego komisarza, nie mnie!

Zatrzymał się zaciskając pięści, przecież nie tak miała wyglądać jego pierwsza wyprawa. Miał zabijać i zwyciężać w imieniu imperatora, do tego był szkolony i takie było jego przeznaczenie! Zamiast tego musiał pilnować bandy zdemoralizowanych głupców... Naturalnie w jego obecności żarty cichły, praca przyśpieszała, a ręce robotników jakby same składały się w ochronne znaki przeciwko złemu. Nie mógł być jednak wszędzie na raz, a jego przestrogi o koszmarach z Osnowy nie wydawały się budzić odpowiedniego przerażenia w słuchaczach.
- Nie do takiej walki zostałem stworzony – wyrzucał sobie – Gdyby tylko stał przede mną przeciwnik którego mógłbym ściąć mieczem, ale jak walczyć z tym co jest w ich głowach? ...nie rozbijając ich przy tym – dodał po chwili, jakby chcąc przegonić myśli o najbardziej kuszącym rozwiązaniu. – Być może nowo zwerbowani będą w stanie wpłynąć na tą rozbestwioną bandę... Tak czy inaczej Imperator wskaże mi drogę – pokrzepiony tą myślą ruszył dalej.

Zatrzymał się dopiero przy jednej z zaplombowanych grodzi i zajrzał przez niewielki wizjer na korytarz po drugiej stronie. Nie zobaczył niczego niepokojącego ani w żaden sposób odbiegającego od normy, ale to nie uspokajało młodego Marine w najmniejszym stopniu. Cudowne odnalezienie statku i to w tak niezwykłych okolicznościach dla wielu było szczęśliwym zrządzeniem losu i niechybnym znakiem odnowionej łaski Imperatora dla rodu Kraad. Równie dobrze jednak mogła to być pułapka Mrocznych Sił, jak zawsze spiskujących przeciwko ludzkości, ale chciwość przezwyciężała rozsądek. Myśląc o tym jak łatwo plugastwo ze Spaczni może znaleźć drogę do wnętrza okrętu poprzez słabe umysły załogi i jakie istoty mogą wciąż czaić się w trzewiach Gwiazdy Ventidius rozumiał dlaczego przeznaczenie skierowało go w to miejsce. Kto, jeżeli nie wybraniec Boga Ludzkości, mógł za w czasu dostrzec i powstrzymać grożące im niebezpieczeństwo?
- Cokolwiek spróbuje nam stanąć na drodze – uśmiechnął się – Ja jestem gotowy.

Kiedy pierwszy raz pokazano mu jego kabinę, okrętowy kwatermistrz oddał mu do dyspozycji kilku ludzi aby dostosowali apartament do jego potrzeb.
Nie trwało to długo.
Marine kazał po prostu wynieść wszystkie 'zbędne' przedmioty, pozostawiając na miejscu jedynie to co było absolutnym minimum. W ciągu niecałej godziny zamienił luksusową sypialnię w mnisią celę, salon w którym poprzedni właściciel przyjmował gości zmienił się niemal w pokój przesłuchań, a bawialnia w kapliczkę połączoną z salą ćwiczeń.
W tak ascetycznych warunkach łatwiej było mu się skupić i choć w tej cząstce pełnego przepychu pokładu oficerskiego czuł się jak w domu. Konserwując broń wspominał niedawną odprawę w fortecy Pretorian. Sam kapitan wręczył mu jedną z relikwii zakonu: prochy Świętego Aeliusa. Sprasowane pod ogromnym ciśnieniem w wąski pasek grafitu i wprawione w złoty naszyjnik nie ważyły wiele, ale Ventidius trzymał artefakt obiema rękami w pełnej czci ciszy.
- Wyruszasz na długą pielgrzymkę bracie, ale wierzę że przetrwasz tą próbę i odprowadzisz urnę męczennika na miejsce jego ostatecznego spoczynku.
- Będę strzegł jej choćby za cenę własnego życia.
Dowódca skinął z aprobatą głową, nie spodziewał się innej odpowiedzi.
- Twoja droga prowadzi przez mrok, ale nie zapominaj iż jesteś Jego pochodnią która zniszczy cienie!
- Chwała wiecznemu Imperatorowi!
- Chwała!

Pociągnął za spust i zamek pistoletu zaskoczył z suchym trzaskiem, przerywając ciąg retrospekcji. Załadował broń i ruszył do kaplicy, zbliżał się czas modłów.
 

Ostatnio edytowane przez MadWolf : 25-11-2010 o 08:17.
MadWolf jest offline