Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2010, 16:05   #25
Feataur
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Kohen ukłonił się zarówno Ginariemu jak i Chińczykowi.
- To zaszczyt was poznać - powiedział uprzejmie, jednak w duszy zastanawiał się nad tym wszystkim. Minęła dopiero pierwsza noc od polowania, a już klan Hachisuka zaczynał działać na własną rękę - Mam nadzieję, że nasze dokonania zadowolą czcigodnego Hachisuka Sonosuke-sama, jak i was.
Ukradkiem zerknął szybko na naszyjnik Jing-Fei'a.
Spróbował przemówić do niego w najbardziej znanym w Japonii dialekcie używanym w Chinach, którego nauczył się podczas pobytu w klasztorze.
- Witaj w Krainie Bogów, szanowny Jing-Fei-san - powiedział do Chińczyka - Niestety, znam jedynie ten dialekt waszego kraju, więc jeśli nie rozumiesz, proszę o wybaczenie.
Przełożył to również na japoński, kierując te słowa do Dasate i prosząc go o przetłumaczenie Jing-Fei'owi, gdyby nie zrozumiał.
Mnich uśmiechnął się, odpowiadając wprost w swym dialekcie, z czego Kohen wyłapał jedynie słowo witam, szczęśliwy, zobaczyć... Chińczyk musiał pochodzić z głębi kraju, bowiem Kohen znał tylko dialekty wybrzeża Chin.
Dasate zaś przetłumaczył.
- Jing Fei-san, jest szczęśliwy, że poznał kogoś, kto włada jego rodzimym jezykiem. Niemniej on sam pochodzi z podnóża wielkich gór... Himalajów. Dlatego nie radzi sobie z akcentem swych pobratymców znad brzegów morza.
Chińczyk z naleciałościami dialektów tybetańskich. Nic dziwnego, że Kohen miał trudności z jego zrozumieniem.
Takami pokiwał glową i jeszcze raz ukłonił się Chińczykowi. Żałował, że nie będzie miał okazji porozmawiać z nim na osobności. Zaciekawił go, jak i stanowił nowość w jego dążeniu do wyznaczonego sobie celu. Być może mnich ten wiedział coś, co mogłoby pomóc mu uporać się z dręczącym go problemem. Niemniej, obecnie nie miał na to szans. Jednakże, kiedy sprawa zostanie rozwiązana, być moze uda się znaleźć czas, aby podchwycić niego języka i wtedy poprowadzić rozmowę. Teraz jednak miał inne sprawy na głowie. Spojrzał na Dasate.
- Czy klan Hachisuka wie juz o podpalaczu, niejakim Genba Hario? - zapytał, chcąc dowiedzieć się co nieco o szybkości, z jaką rozprzestrzeniają się plotki.
- Iye...tylko plotki. - uciął sprawę Dasate dając tym wyraźnie do zrozumienia, że osobie o jego statusie nie wypada plotkować.
- Rozumem - powiedział, po czym zwrócił się do gospodarza - Jinzo-san, jeśli mógłbyś, opowiedz szacownemu Dasate-sama, jak wygląda sytuacja. Sądzę, że czcigodny daimyo powinien wiedzieć, że taka osoba jak Hario grasuje po tym pięknym mieście.
Jego plan był prosty. Zająć czymś Hachisuka, nim sami nie zabiją oni i nie znajdą Hario. Nie sądził, żeby klan ten sprawiał zbyt wiele problemów, ale już samo to, że wziął się za pracę tak niebezpieczną, jak polowania, było kłopotliwe. Znał dobrze zapalczywość kasty samurajskiej, by nie wątpić, że każdy z nich z krzykiem ruszyłby na demona, jednak byłoby to równie bezcelowe, jak atakowanie uzbrojonego człowieka gołymi dłońmi.
- Nie trzeba, dobrze znamy sytuację w Nagoi - rzekł w odpowiedzi Dasate, wyciągając dłoń do przodu w geście powstrzymania Jinzo. Im dłużej Ginari rozmawiał z Kohen, tym częściej widać było u niego nawyki dowódcy. Ginari uśmiechnął się i dodał. - Przyznaję, że Jing-Fei-san ma duże oczekiwania, jeżeli chodzi o troje z was. Liczę, że dorównacie owym oczekiwaniem. I rozwiązanie problemu oni, nie zajmie wam długo.
- Doskonale
- oznajmił Kohen uśmiechając się - Jednak jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym cię prosić, Dasate-sama. Chciałbym zadać szacownemu Jing-Fei-san kilka pytań odnośnie oni.
To mogła być okazja, której nie warto było marnować.
- Chodzi mi o to, iż demony, które nawiedzają Nagoję, pochodzą z Chin - rzekł - Co więcej, mam spore podejrzenia, iż ktoś z Państwa Środka specjalnie wypuszcza demony na Krainę Bogów. Jeśli to możliwe, chciałbym aby Jing-Fei-san pomógł mi rozwikłać ten mały problem. Domyślam się, że wpłynie on pozytywnie na dalszą walkę z tymi diabelstwami.
Słowa te przetłumaczone przez Dasate, wywołały krótką wymianę zdań pomiędzy Ginari a Jing-Fei. Zbyt szybką i zbyt cichą, by Kohen mógł wyłapać jej sens. Niemniej po jej zakończeniu, Dasate Ginari stwierdził
- Jego cesarska mość Chenghua Ming, władca Chin nie toczy wojen poprzez oni. Armia wierna dynastii jest wystarczająco liczna i potężna, by nie sięgać po tak plugawer środki.
- Upraszam o wybaczenie, gdyż nie miałem tego na myśli
- powiedział pośpiesznie Takami, pojmując swoją pomyłkę - Chodziło mi o to, że musi to być ktoś z Cesarstwa Chin, skoro potrafi sprowadzić demony na naszą ziemię. Najprawdopodobniej to jakiś zbieg, czy osoba wyjęta spod prawa. Dlatego liczyłem na pomoc szacownego Jing-Fei w jego ujęciu. Sądzę, że to mogłoby nawet poprawić stosunki między Nefrytowym Tronem, a Krainą Bogów.
Krótka rozmowa pomiędzy chińczykiem, a samurajem dała równie krótką odpowiedź Ginari.
- Jing-Fei-san nie zna nikogo takiego.
- Rozumiem
- skinął głową youjutsusha - W takim razie, czy Jing-Fei-san wie może coś więcej o oni z Chin? Ja, niestety, dysponuję jedynie wiedzą, którą wyczytałem w zwojach z kraju Wu, czyli praktycznie czystą teorią. Dziś w nocy walczyłem z Jiang Shi, co tylko upewniło mnie w moich obawach. Nie jestem pewien, co możemy jeszcze napotkać na swojej drodze, a wolałbym być na to przygotowany.
Jing-Fei opowiadał, a Ginari tłumaczył. W zasadzie chińczyk nie powiedział, nic czego Kohen by nie wiedział, choć dla pozostałych informacje czym są Jiang Shi i jakie mają słabości, były pewną nowością.
Jedyna nowa interesująca informacja, była taka, że nad Jiang Shi można zapanować umieszczając magiczną formułę spisaną na kartce ryżowego papieru. Niestety chińczyk nie znał owej formuły.
Przez chwilę milczał, zastanawiąc się, gdy na jego twarzy pojawił się wyraz zadowolenia.
- Jinzo-san - zwrócił się do kupca - Czy mógłbyś więc przygotować dla każdego z nas woreczek z niełuskanym ryżem?
Gdy Jinzo skinieniem głowy potwierdził, czarownik z powrotem wrócił do Dasate.
- Będziecie nam może towarzyszyć w dzisiejszym polowaniu? - spytał.
- Iye...moi yojimbo wspomogą was patrolami, ale ja i Jing-Fei-san mamy inne obowiązki związane z rozkazami mego daymio. - zaprzeczył Ginari.
- Przykro mi to słyszeć, gdyż liczyłem, że zdążyłbym porozmawiać nieco z Jing-Fei na tematy dogmatyczne - stwierdził Kohen, jednak to nie był jego główny motyw - WIęc będziemy się widzieć nazajutrz o świcie?
- Hai.
- potwierdził krótko Dasate Ginari.
- W takim razię życzę przyjemnego dnia i spokojnej nocy, Dasate-sama, Jiang-Fei-san - ukłonił się im na pożegnanie, czekając aż Ginari przetłumaczy jego słowa Chińczykowi - Do zobaczenia nad ranem.
W odpowiedzi i Chińczyk i Japończyk ukłonili się odchodzącemu Kohenowi bez przesadnej grzeczności, lecz i bez lekceważenia. Krótko i z szacunkiem.
Po tych słowach skierował się do stolika. Przez chwilę siedział przy niskim meblu, wpatrując się w kubek z wodą i trawiąc rozmowę z członkiem Hachisuka. Jednak bardziej intrygował go Chińczyk. Nie wydawał się on mieć nic wspólnego z tymi oni, jednak w tym wypadku nie można było niczego wykluczyć. Postanowił posiedzieć jeszcze chwilę, obserwując zachowanie swoich towarzyszy. A szczególnie mieć na uwadze Leiko. Ta kobieta była groźniejsza, niż wydawała się z pozoru.
Kobieta jednak tylko siedziała skromnie.. na tyle skromnie na ile pozwalała jej cała urodziwa aparycja. Wprawdzie wcześniej powitała gości ukłonem pełnym gracji, ale to było wszystko i teraz nieruchome spojrzenie półprzymkniętych oczu miała zawieszone na blacie stolika. Niezainteresowana, bardziej w labiryncie swych własnych myśli krocząca niż pośród obecnych postaci.. takie sprawiała wrażanie. Ale słuchała. Jej uszy wyłapywały każde wypowiedziane w izbie słowo, magazynowały je wszystkie w czarnowłosej głowie do możliwego przyszłego użytku. Jeśli tylko towarzyszące im informacje okazałyby się cenne, bądź chociaż ciekawe.
Zamilknięcie łowcy Leiko skwitowała opuszczeniem ciężko powiek, ukrywając przy tym iskierki się w nich czające, dla siebie tylko pozostawiając ich znaczenie. Upiła niewielki łyczek sake z trzymanej w dłoniach czarki.
Nie można było powiedzieć, że Dasate Ginari nie zauważył zjawiskowej Japonki, jaką Leiko. Bo na pewno zauważył. I zdecydowanie zrobiła na nim wrażenie. Ale był wojownikiem. Bardziej pewnie czuł się na polu bitwy niż w rozmowach towarzyskich. To było widać... I pewnie dlatego nie wchodził na grunt towarzyskiej rozmowy. Jeszcze mniej można było powiedzieć o samy Jing-Fei. Opuszczony nisko, ni to hełm, ni to kapelusz, krył jego oczy. A krótkie ożywienie, na jakie się zdobył znikło, gdy Kohen zakończył rozmowę.
Ale nawet to ożywienie, nie odkryło przed Leiko intencji mężczyzny. Chińczyk nadal był nieprzenikniony niczym głaz.
Sogetsu całkowicie zignorował pojawienie się nowych gości, nie ruszył się nawet od stolika żeby się przywitać. Nie znał ich a poznawanie nowych ludzi i rozmowy towarzyskie nie były przez niego lubiane ani nie czuł się w nich wystarczająco dobrze żeby robić sobie dodatkowy problem. Jednak gdy usłyszał tytuły bushi w ciemnym kimonie oraz kim jest niedźwiedziowaty mnich czuł że te odwiedziny nie są tylko wizytą towarzyską, zwiastowały problemu i kłopoty. Jeżeli ich poczynaniami zainteresował się sam daimyo klanu Hachisuka to musiał mieć ku temu jakiś ważny powód. Pod maską obojętności pilnie słuchał rozmowy jaką toczył Kohen z wysłannikami klanu, jednak nie było w niej nic co by go zainteresowało. Jedyny skuteczny sposób na oni to je po prostu zabić. Bez technicznego rozważania, że skuteczniejszy byłby łuskany ryż od ziaren pszenicy, miecz ciął każdego jednakowo i tylko od umiejętności walczących zależało kto umrze, a kto będzie żył. Jinbei marudził coś o magicznym przedmiocie jednak raczej nie było szansy że dogada się z Chińczykiem i wiedza co to za przedmiot raczej tez by nie przyniosła niczego dobrego. Jednak mantry mnicha mogły być niepokojące, jeżeli demon może wyczuć jego aurę to możliwe że i on wyczuje demona. Należałoby się jak najszybciej oddalić by nie sprowadzić sobie na głowę kolejnych problemów. Co do intencji tak ważnych gości wiedział że jeżeli będą coś od niego chcieli na pewno go o tym poinformują, nie było sensu narzucać się rozmową. Kazama zwrócił się więc spokojnie do kupca który ich zatrudnił.
- Jinzo-san, czy będziesz potrzebował naszych usług przed wieczornym polowaniem na oni? - w duszy liczył że zostanie zwolniony z słuchania tej wymuszonej pogadanki z wysłannikami daimyo.
- Iye. - odparł roztargnionym głosem Jinzo, a Kirisu tylko obrzucał obu wysłanników daimyo obojętnym spojrzeniem. Zupełnie jakby młodego łowcę nie dziwiło zainteresowanie klanu Hachisuka. A może rzeczywiście nie dziwiło? Wszak Płomień uważał się za wspaniałego i słynnego łowcę oni. Więc zainteresowanie wysłanników daimyo, było dla niego czymś naturalnym. O wiele bardziej drażniła go sprawa Sakury, łowczyni której sława rywalizowała z jego własną.
Ginari i Jing-Fei wstali po chwili i przyboczny daimyo skłonił się pozostałym gościom karczmy mówiąc
- Skoro sprawy z którymi tu przyszedłem zostały już omówione, to nie będę wam przeszkadzał. Życzę owocnych łowów na oni i... oczekuję, że spotkamy się jutro.
Po tych słowach pożegnał się i wraz mnichem opuścili Szczęśliwą Brzoskwinkę, odprowadzany przez czwórkę ochraniających yojimbo. Bystre oko mogło zauważyć, że samuraj i mnich prowadzili ożywioną dysputę... ale o czym? Tego nie wiedział nikt, poza nimi.
Kohen odprowadził wzrokiem Gianri i Jing-Fei’a. Zastanawiało go, o czym mogą tak dyskutować. Po raz kolejny pożałował, że uczył się jedynie języka wybrzeża. Jednak nigdy nie sądził, że dialekt kontynetalny będzie mu potrzebny.
Powoli przeniósł spojrzenie na pozostałych w karczmie łowców. Była ich teraz czwórka. Wkrótce miała przybyć niejaka osławiona Sakura, a przecież Hario nadal krążył ulicami Nagoi. Robiło się coraz ciaśniej, a dalej nie wytropiono wszystkich oni. Wiedział, że będą musieli się śpieszyć. I działać razem, lub przynajmniej sobie nie przeszkadzać.
Kirisu nieco go zaskoczył. Patrząc na jego naszyjnik z monetami, nie spodziewał się, że ubije on aż tylko demonów jednej nocy. I nie chodziło tu o zakład. Takami był zaskoczony liczebnością, jak i siłą przeciwnika. Nie miał pojęcia, na kogo natrafił Płomień, jednak jeśli on sam z Sogetsu mieli mały problem z zabiciem świeżego Jiang Shi, to oznaczało to tylko jedno. Albo to, że oni dwaj są niespodziewanie słabi, w co youjutsusha nawet gdyby miał mówić skromnie, nie raz zabił demona, albo po prostu ktoś postarał się o różnorodność demonów. Z tego co było widać po łupie Leiko, oni były odmienne.
Jiang Shi... był młody, to było widać. Jednak jego siła nie była przeciętna. Nie myślał źle o Kirisu, ale wątpił, by w pojedynkę dał radę jednemu z nich.
Była jeszcze jedna rzecz. Jiang Shi pojawił się na cmentarzu... czyli w miejscu, którego ludzie unikali. Reszta demonów grasowała po mieście. Jeśli mag dobrze myślał, ktoś wskrzeszał umarłych z dala od miejsc, gdzie młodym osobnikom może stać się krzywda. Niby to nie było głupie... Jednak umysł Kohena nieustannie pracował. Starał się powiązać ze sobą fakty i wiążące się z nimi następstwa.
Do tego jeszcze Hario... Takami skrzywił się w duchu, wspomniając olbrzyma. Wiedział, że od teraz będzie musiał uważać na swoje plecy. Nawet, czy może tym bardziej, w obecności Kazamy.
Poza tym wiedział, że gdy teraz pojawi się Genba, nie będzie się on powstrzymywać. Takami stwierdził, że on też nie zamierza. Musiał się więc przygotować.
- Wrócę przed zmierzchem - zwrócił się do zebranych, chociaż słowa te kierował głównie do Kazamy. Nie wątpił, że dziś również dane mu będzie polować wraz z nim. I Jinbei’em - Miłego dnia.
Wstał, po czym wyszedł na ulicę, zakrywając się obdartym, czarnym łachem. Kierował się w stronę dachów pagody miejskiej świątyni, jednej z wielu znajdujących się na terenie miasta. Jeszcze nie zdążył się zorientować, do jakiej sekty ona należy, ale czasy wojny Onin minęły i nie zostało już wiele nienawiści między poszczególnymi dogmatami. Zresztą nie chciał rozmawiać. Potrzebował skupienia i wyciszenia.
Gdy dotarł na miejsce akurat rozlegał się gong na popołudniową modlitwę. Kiedy Kohen wspinał się po schodach, podziwiając majestatyczną bramę główną świątyni, malowaną na krwistoczerwony kolor. Było widać, iż jest ona dość stara i nieco nadpalona. Świadczyły o tym smugi sadzy znajdujące się nieco ponad wzrostem przeciętnego Japończyka. Sama brama miała kilka metrów wysokości, a jej rozłożysta górna część pokryta była misternej roboty ozdobami. Takami minął ją, kierując się w stronę wewnętrznego placu kompleksu świątynnego. Na wprost niego znajdowała się właściwa brama. Obok niej stały posągi demonów-królów Niou. Z prawej strony, mając szeroko otwarte usta, stał potężny Naraen Kongou, symbolizujący początek, zaistnienie życia. Z lewej zaś wejścia pilnował Misshaku Kongou, oznaczający śmierć i koniec. Usta jego były zamknięte.
Obaj spoglądali na drogę, jakby chcąc swym spojrzeniem przewiercić na wylot każdego przechodnia. Kohen wzdrygnął się na tę myśl, wiedząc, że zawsze będzie obawiał się kary bogów. Gdyż skoro demony istnieją, to jak mają nie istnieć bogowie?
Wchodząc na dziedziniec dobiegły go głosy mnichów.
YouTube - The Lotus Sutra
Wsłuchał się w ich śpiew, rozpoznając znaną niemal każdemu buddyście Sutrę Lotosu. Przez chwilę stał tam, zauroczony znajomym mu pomrukiem męskich głosów, ich harmonii i jednostajności. Postanowił, że dołączy do nich w modlitwie. Mimo, iż już zauważył, że to sekta NichIrena, czcząca Buddę Amidę, nie wahał się zbliżyć do klęczących mnichów. Usiadł jednak nieco w oddaleniu, by nie przerywać medytacji świętych mężów, choć szczerze wątpił, czy w tej chwili zwróciliby na niego uwagę.
Zatrzymał się w cieniu jednego z drzew rosnących przy trzyjpiętrowej pagodzie i usiadł w pozycji lotosu. Przez moment wsłuchiwał się w głos przewodni starszego mnicha, którego ascetyczna postura nie posądzała o tak potężny głos. W chwilę później Takami również odmawiał mantrę, dołączając do chóru. Miał przed sobą dużo czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Feataur : 25-11-2010 o 16:08.
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem