Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2010, 11:33   #27
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Szermierz spokojnie patrzył jak wysłannicy daiymo opuszczają karczmę, nie miał czasu zastanawiać się nad ich wizytą jego myśli zajmował obecnie tylko jeden problem, jedna osoba: Genba Hario. Czekając na kolejne nocne polowanie nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie aż jego przeciwnik uczyni pierwszy krok. O ile tropienie i wyszukiwanie przeciwników nie było jego najmocniejszą stroną to wiedział jak ich sprowokować do pojawienia się. Ukłonił się lekko pozostałym w karczmie osobom i wyszedł kierując się na główny rynek miasta. Idąc odsłonił swoje tachi wystawiając je na widok publiczny, wiedział dobrze że plotki dadzą znać jego wrogom że przechadza się swobodnie za nic mając widmo walki z nimi.
Ta z pozoru zwykła nonszalancja miała jednak za zadanie wystawić Sogetsu za cel dla jego wrogów, jeżeli on nie miał czasu na wyśledzenie swoich przeciwników należało uczynić by to oni chcieli jak najszybciej wyśledzić jego, przeciąganie i odwlekanie starcia nic by nie zmieniło, zresztą uważał takie zachowanie za niehonorowe. Już dawno pogodził się z widmem porażki, wiedział że kiedyś przegra, czekał już tylko na swojego kata który miał wykonać wyrok. Jednak nie miał zamiaru ułatwiać mu zadania i na pewno nikt taki jak Hario nie mógł okazać się jego katem. Idąc spokojnie uliczkami Nagoi podziwiał, zapracowane kupieckie miasto gdzie każdy miał coś do roboty, niczym mrówki każdy znał własną rolę w społeczeństwie, czuł się w tym mieście obco. Żył z miecza i zabijania, żył z dzieła zniszczenia gdy reszta żyła z tworzenia. Wszystkie te rozmyślania wprowadziły go w dość melancholijny nastrój, jednak nie mógł sobie pozwolić na dłuższe rozmyślania o sensie swojej walki. Chwila spokoju i zadumy mogła prowadzić do zbytniego rozluźnienia a w perspektywie wieczornej walki z oni a może i wcześniejszej walki z olbrzymem lub jego poplecznikami należało zachować czujność.
Jakikolwiek trening fizyczny jednak musiał zostać wykluczony, należało dać ciału wypocząć przed czekającym go nocnym wysiłkiem. Należało odpocząć i poczekać na kolejny ruch przeciwnika w tych przedziwnych szachach które odbywały się w Nagoi. Podczas swojego spaceru napotkał na samotne drzewo na małym placyku oddzielającym domy, postanowił się tam udać i usiąść na chwilkę. Przewiesił swoje tachi za plecy, tak by nie przeszkadzało mu siedzieć ale miał do niego łatwy dostęp i spoczął pod konarami niczym zmęczony drogą wędrowiec, jednak to nie szlak go męczył a brzemię odpowiedzialności które nosił cały czas ze sobą. Jego celem jednak nie był wypoczynek, sam w środku miasta mógł zdawać się łatwym celem, pozostawało mieć nadzieję że skusi to jego przeciwników do podjęcia walki i rozwiązania szybko tego problemu. Mimo bezczynności ciała, mając za swojego nieustającego kompana i przeciwnika demona nie można pozostać biernym. Gdy z zewnątrz mógł się wydawać przysypiającym wędrowcem wewnątrz toczył walkę ze swoim demonem. Gdyby ktoś mógł podejrzeć ten bój zobaczyłby jak dwie smugi lawirują koło siebie z wielką precyzją, przypominało to bardziej taniec w którym ciosy były tylko dodatkowym smaczkiem. Przeciwnicy znali się doskonale, walczyli znając każdy swój kolejny cios ich style walki były wręcz symetryczne, żaden nie mógł przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Jinbei był nieustępliwy, nie znał zmęczenia, ani znużenia jednak póki był uwięziony Sogetsu mógł w każdej chwili zakończyć tą walkę, nie zwyciężając ale po prostu przerywając ją na jakiś czas. Kiedyś będą musieli ją rozstrzygnąć, jednak na razie traktował tą walkę jako formę treningu, gdzie mógł szkolić się stając przeciwko bardzo wymagającemu przeciwnikowi. Walka ta miała w sobie pewne hipnotyzujące piękno, wojownicy nie nacierali na siebie gradem ciosów ale krążyli w około siebie zadając proste szybkie cięcia, mijały jednak one celu ledwo o kilka mm gdyż przeciwnik zawsze jakoś się wywinął. Nie było słychać szczęku mieczy gdyż nie stykały się one prawie wcale, ciosy nie były parowane ale unikane lub lekkim płynnym przesunięciem po mieczu przeciwnika zostawałą zmieniona trajektoria ciosu by ten chybił. Kazama już dawno nauczył się odróżniać walki wewnętrzne od świata zewnętrznego więc nawet tocząc bój z Jinbeiem nie tracił czujności, reagując na bodźce zewnętrzne, jednak podczas walki tracił całkowicie poczucie czasu, więc co jakiś czas musiał przerywać by spojrzeć na położenie słońca by nie przegapić spotkania w karczmie przed wieczornym polowaniem.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem