Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2010, 16:27   #1
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
[7th Sea, 18+] W służbie Jej Królewskiej Mości

George Ward

Pech ciągnął się za tobą przez długi czas. W porcie Carbai dostałeś się na statek w ostatniej chwili i chyba tylko dzięki temu w jednym kawałku opuściłeś Avalon. Tyle, że statek płynął na wyspę Reilan, o czym początkowo nie widziałeś. Strasznie daleko od jakichkolwiek cywilizowanych terenów. Gdy tam dotarłeś, wszystko wyglądało normalnie. Tyle, że następnego dnia król Reilanu abdykował na rzecz tiurskiego hana Azbura i chciał wydać mu swoją córkę - Leilę. O tym wszystkim słyszałeś rzecz jasna w gospodach. Tiurcy kręcili się wszędzie i wyglądało, że lada moment przejmą całą wyspę siłą. Nie zamierzałeś na to czekać. W porcie, przy kei stał tylko jeden okręt. Ogromny, trójmasztowiec z trzema pokładami. O dziwo - strzegło go tylko dwóch tiureckich wojaków. Nie wyglądali na zachwyconych twoim wtargnięciem, ale ... odpowiednia wymowa, parę zdziwionych min i ... twoje pierwsze pchnięcie powaliło jednego a potem, po kilku złożeniach zabiłeś i drugiego.

Niespodziewanie stanąłeś przed problemem - jak odpłynąć? Przecież praktycznie nie znałeś się na statkach. Słyszałeś o stawianiu żagli ale nie potrafiłeś nic takiego wykonać. I wtedy na trapie zadudniły końskie kopyta. Na pokład wpadła amazonka w skórzanych nogawicach i ... koronkowym, białym gorsecie i ślubnym welonie ...

Leila Wornsmith

Wpadłaś na statek solidnym susem. Koń zatańczył na deskach pokładu. Na pokładzie leżały dwa ciała tiureckich strażników. Świerza kałuża krwi wsiąkała w deski pokładu. Jakiś mężczyzna powoli wstał za grupą beczek. Broń spokojnie schował do pochwy. Lekki ukłon ...

Leila Wornsmith i George Ward

- Kim jesteś, kawalerze i co robisz na moim okręcie?
- Jestem George Ward i ... miałem nadzieję wydostać się z tej wyspy ...
- Leila Wornsmirth. Żeglujesz, kawalerze?
- Ee ... nie, wasza wysokość -
zdziwienie zagościło tak w głosie jak i na twarzy szlachcica. Nazwisko królewny wyspy było jednak doskonale znane. Ta jednak natychmiast przejęła dowodzenie.
- Cumy rzuć i szpringi, zostaw tylko rufową..
Musiała jeszcze wytłumaczyć, czym są szpringi ... Sama zaś zniknęła pod pokładem. George przez moment mocował się, próbując zdjąć grubą linę z nagielbanku. Wreszcie sięgnął do pasa i jął ciąć ją sztyletem. Nim skończył, spod pokładu wyszła Leila z naręczem bloków. Sprawnie zaczęła przywiązywać bloki w kilku miejscach pomiędzy dziobem, a wielkim kabestanem windy kotwicznej na śródokręciu. Potem pociągnęła przez nie linę. I zabrała się do przecinania ostatniego szpringu. Dokończyli go razem.
- Chodź, musimy postawić ze dwa sztaksle.
Poszli oboje do kabestanu. Tym razem walce nie wyglądał jak jeż. Wetknęła tylko dwa handszpaki. Naparli na nie i zaczęły chodzić jak konie w kieracie. Wielokroć mniej siły potrzeba do wciągnięcia kawału płótna na maszt niż do wyrwania ciężkiej kotwicy. Tylko się nachodzić musieli. Fok piął się w górę niezmiernie powoli. Wiatr od lądu tymczasem obracał, trzymany za rufę ostatnią cumą state, dziobem na morze. Biały trójkąt żagla w końcu stanął jak należy. I wybrzuszył się napięty szotem.
Za nim, równie powoli, wspiął się na sąsiedni sztag kliwer. I też zapracował napinając jedyną, więżącą ich jeszcze, cumę. Strasznie już były umęczone gdy Leila zakomenderowała
- Tnij rufową.
Stanęła przy kole sterowym. Ostatnia cuma opadła. I kasztel zaczął się odsuwać od kei. Pół obrotu kołem zmieniło odrobinę kurs. Nie było to potrzebne. Chyba chciała sobie udowodnić, że rzeczywiście to ona kieruje wielkim liniowcem. Szli prosto na morze, wspomagane lekkimi podmuchami od lądu i odpływem. Elizabeth po raz drugi wypływała w rej. Lecz tym razem z tylko dwuosobową załogą.

Kurt Bachmaier

Siedziałeś na pokładzie wpatrując się w portrecik. Tyle zostało. Jest w połowie spalony. Xaver ma wypaloną dziurę w miejscu gdzie była ręka, Dianie nie widać sukienki. Ale są twarze. To najważniejsze. Tak jak i Evy. Evy, której nigdy już nie zobaczysz.

Trudno było reagować na marynarskie okrzyki, nie będąc nigdy na morzu. Na dodatek - zaczynały się jakieś nudności, dlatego siedziałeś przy burcie, nie wadząc nikomu. To, że zaczyna się morska bitwa zrozumiałeś dopiero gdy huknęły odległe działa. Od tego jednak momentu czułeś się jak w domu. Jak w Eisen. Jak na wojnie. Gdyby jeszcze pokład nie kołysał się tak bardzo.

Ingrid Oliver Eiche

Następny przystanek - Avalon. Tam miałaś dalej o niego wypytywać. Czy odnajdziesz jednego człowieka w śród tysięcy innych? Zamyślona wpatrywałaś się w morze. Dostrzeżenie nadpływającego okrętu nie było problemem, jednak zrozumienie, że jest on kłopotem - już tak. Dopiero okrzyki kapitana dały Ci do zrozumienia, że jesteście atakowani przez piracki bryg. Spokojnie poszłaś do kajuty po zweihander.

Felicjan de Bourchevaux

Interesy w Avalonie czekały. Straszny był tylko okręt, którym tam płynąłeś. Okręt wojenny Monegineskiej floty. Nawet ty nie mogłeś spać w osobnej kajucie. Siedziałeś więc w mesie oficerskiej i czytałeś książkę. To wtedy huknęły armaty a wroga kula przebiła burtę metr od ciebie. Drzazgi poleciały. Złapałeś swój podręczny pakunek i wypadłeś na pokład.

Beatriz Alvarez

Avalon. Ciekawe jak tam będzie. Lusita stała spokojnie na pokładzie z pyskiem w worku owsa. Byłaś oczywiście przy niej. Ty już parę razy znajdowałaś się na pokładzie. Ona jeszcze nigdy.

Zamieszanie na pokładzie nie umknęło twojej uwagi. Szybko narastało przerażenie. Co zrobić z koniem podczas walki na okręcie? Huknęły armaty. Kula zdmuchnęła marynarza stojącego tuż obok ciebie ...

Rosalinda de Villon

Królowa czasem pisała listy. Czasem były to listy sekretne, których nie można było powierzyć byle posłańcowi. Tym razem posłaniec był specjalny co się zowie. Ty. Z prywatną, nienapisana nawet wiadomością do królowej Elaine I z Avalonu. Posłanie od królowej do królowej. Apolityczne, czysto babskie i ... niezmiernie ważne dla obu pań. I tylko ty o nim wiedziałaś. To dla ciebie "Pirania", montegineski okręt wojenny wypływał z portu.

Co za klątwa mogła sprawić, że akurat wtedy zaatakowali piraci? Oczywiście nie było siły, by ktokolwiek z załogi zatrzymał cię wtedy w kajucie. Co prawda kiepsko się walczy na chwiejnym pokładzie, w podróżnej sukni, zdobionym rapierem ...

Rosalinda de Villon, Beatriz Alvarez, Felicjan de Bourchevaux, Ingrid Oliver Eiche i Kurt Bachmaier

Bitwa była przerażająca. Piraci najpierw ostrzelali wasz okręt, który praktycznie nie radził sobie ze zwrotami. Maszty i żagle waliły się w dół. W waszą stronę szła salwa za salwą. Wróg robił z wami co chciał i jasnym stało się, że zaraz pójdziecie na dno. Wszyscy chowaliście się po kątach. I wtedy stało się coś dziwnego. Piracki okręt zbliżył się nagle, przyjął potężną salwę z waszej burty (No dobrze, przed ostrzałem to była by potężna salwa, teraz raczej ratowanie honoru) i ... rozpoczął abordaż. Do tej pory nie za bardzo mogliście zrobić cokolwiek. Teraz jednak - wyciągnęliście swój oręż i zwarliście się z wskakującym na pokład piratami. Jednookie czy jednorękie karykatury ludzi za to niezwykle sprawne w walce. Jakie szanse z takim przeciwnikiem miała nawet świetnie wyszkolona, ale zmasakrowana ostrzałem załoga?

Beatriz Alvarez walczyła konno. Pomimo chwiejącego się pokładu, walających się rzeczy - koń stał a ona cięła nacierających piratów. Było to tak dziwne ... że aż budujące. Wprawni obserwatorzy szybko ocenili, że jakąś wyjątkową szermierka, to ona nie jest, ale animuszu jej nie brakowało. Tylko na proroków - czemu nie zsiadła z tego przerażonego zwierzęcia?!

Rosalinda de Villon zrzuciła spódnicę i nie przejmując się sytuacją ruszyła do walki w pantalonach. Jej rapier był niczym żmija. Uderzał natychmiast i bardzo, bardzo celnie. Wydawało się, że nie przeszkadza jej chwiejący się pokład, że walające się rzeczy tylko jej pomagają. A piraci nadal nie bali się jej. Błąd. Z jej reki padł Orlando Brater, najwyraźniej kapitan wrogiej załogi, gdyż zaraz po tym rzuciło się na nią trzech jego pomagierów. Oni także zginęli.

Bali się za to jak ognia olbrzymiego Kurta Bachmaiera. Po nim od razu było widać kunszt w posługiwaniu się panzerhandem oraz ciężkim mieczem. Czyżby szermierz Eisenfaust? Wszystko na to wskazywało. Wrogowie padali pokotem a on odnajdował się jakoś w tym ciągle zmieniającym się polu bitwy. To on zabił jeszcze większego od siebie usuryjskiego bosmana wrogiego okrętu. To on uratował zapewne życie waszego kapitana. Szkoda, że ten stracił je minutę później oddaliwszy się.

Ingrid Oliver Eiche miała natomiast sporo kłopotów ze swoim zweihanderem. Flamberg co i rusz zawadzał o liny czy połamane reje. A jednak ... nie dała się. uderzenia rękojeścią, chwyty za ostrze miecza, walka niczym włócznią ... wszystkie tak niestandardowe zagrania pokazały, że radzi sobie z tą bronią dość dobrze a oburęczny miecz nadaje się do fechtunku. Specyficznego niczym Legestra - ale jednak. Cóż, przeżyła a to już potężna rekomendacja.

Felicjan de Bourchevaux także nie próżnował i choć sposobu jego działania nie zobaczył nikt ... to jednak potem usłyszeli je wszyscy. Huk eksplozji z pokładu pirackiego statku zaskoczył wszystkich. Najbardziej oczywiście piratów. Co może zdziałać jedna celnie rzucona bomba, gdy wie się, gdzie ją cisnąć?

Od momentu eksplozji i panicznego cięcia lin abordażowych, piraci byli w defensywie. Próbowali zdobyć nadbudówkę - odparto ich. Ruszyli pod pokład - wyrżnięto bez litości.

Carlota Rivera

Siła eksplozji wyrzuciła Cię za burtę. Cud jakiś sprawił, że wylądowałaś koło dziobu "Piranii". Paniczne myśli przemykały przez głowę ale wreszcie wrzasnęłaś wściekle:
- Ratunku! Człowiek za burtą! Na pomoc!
Ktoś wyjrzał z pokładu i ... o dziwo rzucił linę. Długie minuty trwało jednak nim wyciągnięto cię na pokład. Wszak najpierw musiano wymordować piratów.

Rosalinda de Villon, Beatriz Alvarez, Felicjan de Bourchevaux, Ingrid Oliver Eiche, Kurt Bachmaier i Carlota Rivera

Statek ledwie unosił się na wodzie. Rannych było przynajmniej ze trzydzieści osób. Zginął kapitan i obaj oficerowie. Brak było masztów czy żagli. Z piratami nie ceregielono się - od razu lądowali w wodzie.

Kobietę wyciągnięta z wody przepytano naprędce. Odpowiedź wstępnie zadowoliła wszystkich, choć nie rozwiało wątpliwości.
- Jestem Carlota Rivera. Zostałam porwana z "Lusitty", karaweli Castylijskiej tydzień temu. Zapewne dla okupu. Bardzo dziękuję za ratunek. - strój kobiety i jej stan potwierdzał historię. Potrafiła też zachować się po szlachecku. Na dodatek - nie widziano jej podczas walki. Uwierzono więc. Tylko co dalej?

* * *

Dryfowaliście godzinę. Ranni odchodzili lawinowo z tego świata. Tylko wasza szóstka zaliczała się do "lżej rannych". Ingrid zawadzono kordelasem, Beatriz otrzymała niegroźny postrzał w biodro, Felicjan miał poszarpaną od wybuchu koszulę a setka małych drzazg powbijała się w lewy bok, Kurt miał kłopoty z mówieniem, od niedawnego uścisku usuryjskiej łapy, Carlotta zdawała się znacznie podtopiona a Rosalindzie zabłąkane ostrze rozcięło kubrak na plecach.

Wtedy na horyzoncie pojawił się okręt. Panna Rivera ujęła lekko uszkodzona lunetę kapitana i spojrzawszy obwieściła.
- Ogromny statek. Pod Avalońską banderą. Płynie prosto ku nam. Tylko nie wiem czemu płyną z rozwiniętymi tylko przednim i tylnym żaglem. Uszkodzeń nie widzę.
- Dobrze się pani zna na okrętach. -
nie wiedziała kto zapytał
- Na Lusitcie byłam nawigatorem. Pływam od pięciu lat.

Liniowiec Elizabeth zbliżał się powoli. Bardzo powoli. Całą godzinę trwało, nim zaczął przepływać tuż obok. Tak blisko, że można było zobaczyć stojącą przy kole kobietę w ... ślubnym gorsecie i ... śpiącą przy kole. Chyba nawet przywiązała się do niego, by nie paść. Co przydarzyło się tej jednostce? Zaraza?

Wszyscy

Felicjan jednak wystrzelił z pistoletu "na wiwat" i kobieta ocknęła się. Szybko zorientowała się w sytuacji. Odplatała się z lin i nim statek zdołał przepłynąć obok do końca - zakręciła wprawnie kołem.
- Prawy sztak ... cholera. George! Przetnij tamtą linę po prawej. Szybko.

Statek stanął w dryf.

Kwadrans później staliście razem na pokładzie ogromnej Elizabeth.

- Jestem Leila Wornsmith z Królestwa Reilan. Witam na pokładzie Elizabeth.

Oprócz niej na pokładzie był tylko jeden, nieco zaspany mężczyzna i ... nikogo więcej. Prawie że statek widmo. A przecież największy, jaki kiedykolwiek widzieliście w życiu! Tak ogromny kawał drewna nie ma prawa pływać! Nawet Castylijskie, czy Montegineskie galeony nie są tak wysokie! Pokład pasażerski, trzy artyleryjskie główny ... dwa dwupiętrowe kasztele a przecież jeszcze zapewne ładownia. Trzy ogromne maszty ... na których teraz wisi tylko po jednym najmniejszym żaglu na samej górze. I cała masa malutkich żagli ukośnych postawionych gdzie tylko było to możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 28-11-2010 o 21:49.
Bothari jest offline