Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2010, 20:28   #2
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Ziemia, planeta ludzi, trwała jak pomnik wyrzutów sumienia, przestroga dla współczesnych czym jest druga twarz postępu. Minęło dziesięć lat odkąd opuścili to co wielu nazywało domem, przez ten czas nie podejmowano prób powrotu, obawa przed tym co mogło czekać na zniszczonej wojną planecie była tak silna. Zamiast tego na orbicie rozciągnięto żelazny płaszcz instalacji bojowych, gotowych zestrzelić wszystko co zechce opuścić planetę. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Planeta była martwa i jedyny ruch w atmosferze tworzyły kłębiące się chmury radioaktywnego pyłu niesionych huraganem.

Dr Michi Gakusha obserwował przez iluminator manewry stacji i oddalającą się kulę Ziemi, z każdym dniem coraz ogleglejszą. Znajdował się na pokładzie orbitalnego wahadłowca na kursie z Erato do Mitre. Gros podróżnych stanowiły pracownicy hiperkorporacji korzystających z liberalnego podejścia do bezpieczeństwa technologicznego na Mitrze. Większość z nich od początku lotu zapadła w własne wirtualne biura, gdy morfy leciały na habitat Agronautów Ego prowadziły interesy.
- Szanowni Podróżnicy, jest godzina 20:00 GMT, lot #815 linii Commet Extpress. lot potrwa dwie standardowe godziny. Życzymy miłej podróży. - zapowiedziało stewardo w androgenicznym syntmorfie.

Naukowiec przyjrzał się swojemu sąsiadowi, o dziwo był to jedyny nie licząc stewardes syntetyk na pokładzie, blaszany korpus wyrzeźbiony z prostych walcowatych brył. Jego czujniki wodziły po wszystkim dookoła, a mechaniczne palce przebierały nerwowo po poręczy. Wychwytując spojrzenie Azjaty zaczął się usprawiedliwiać:
- Przepraszam jeszcze nigdy nie latałem, znaczy nie wahadłowcem, tylko awionetką, taką małą. - obmierzył manipulatorami wielkość, jego syntezator był starszej generacji, ale bioinżynier po samym sposobie mówienia wyobrażał sobie 40-letniego mężczyznę, z małego miasteczka, z kochającą rodziną i niewielką nadwagą, zapewne pracującego na budowie lub w transporcie.
- Nic się nie stało. - uspokoił blaszaka.
Sam postanowił pójść w ślady innych i zaktualizować informację o najważniejszych wydarzeniach wokół Luny. Najpierw jednak chciał odświeżyć zapis materiałów, które były przyczyną jego podróży.



Kilka dni wcześniej na jego adres przyszła kolejna fala od Whitenoisea, jak zwykle zakodowana w spamie w rodzaju "powiększ swego morfa" czy ofercie profilowanych skryptów motywacyjnych.
Przywołał Żurawia i polecił mu monitorować bieżące bodźce, Muza śpiewnie potwierdziła polecenie i odleciała do wiersza procesów w toku. Sam zaś Japończyk uruchomił Pagodę i zaczął przeglądać materiały przesłane przez Szumowinę.

Pierwsze nagranie pochodziło z sterylnego Hexagonu, habitatu podobnego do Mitry, jednak o ile stacja docelowa lotu 815 znana była z postępowych idei, o tyle Hexagon trzymał się paranoicznie starych reguł, a był to żelazny uścisk korporacji Direct Action. Zapis stanowił strumień z kamer robota strażniczego patrolującego stację militarystów. Obraz wyśrodkował się na wyjściu z centrum DirectAction, przez strzeżoną bramę wychodził obywatel, sądząc po sylwetce morf furii. Obserwowany zamówił automatyczną taksówkę i wsiadł do niej. Przeskok kamer, tym razem z obiektywu poda sprzątającego. Znowu taksówka, zatrzymuje się wokół centralnej alei, a ze środka wychodzi wysoka kobieta o białych włosach, ubrana w płaszcz i kapelusz, zapewne modne w którejś części układu. Kobieta wtapia się w tłum, a robot koncentruje wizje na kupce śmieci. Koniec zapisu.

Wiadomość zapisana była w kodzie innego filmu, reklamówki DA skryptu sztuk walki, przyjemny głos z radością zachwalał produkt: "I ty możesz zostać wojownikiem Kung Fu już dziś, zadziw znajomych i sojuszników z MMO kata z pakietu Hektor 3..." w tle sylwetki ubranych w kimona ninja pozorowali walkę, jeden z modeli uniknął ciosu zbijając pięść, chwytając nadgarstek i uderzeniem barku wyłamując staw łokciowy przeciwnika. Reklamy stawały się coraz brutalniejsze ostatnimi czasy.

Druga wiadomość nie pochodziła z Białego Szumu, tylko była zaproszeniem na stację od prof Wilhelm Higginsa , naukowiec wyrażał chęć przedyskutowania rozwoju morfokreacji, wspominał też o konferencji na temat trendów. Muza Gakusha wyszperała dla niego ostatni artykuł zapraszającego o tytule "Wpływ Formy na treść". Streszczenie objaśniało:

Przez wieki człowiek kierowany był nie tylko własną myślą, ale i niezależną reakcją organizmu, często wynikającą nie z oceny sytuacji ile z zakodowanych, jeszcze w epoce przed cywilizacyjnej, odruchów. To co poeci nazywali miłością czy lękiem, miało też swoje odbicie w nadmiarze kortyzolu czy oksytocyny we krwi.
Dziś w epoce programowanych i sterowalnych w każdym aspekcie morfów wydawać by się mogło, że dusza jest niezależna od ciała. Przedstawione przeze mnie badania, ukazują, że morf jest nie tylko odbiciem stylu nosiciela, ale może też kształtować świadomość...


Od chwili gdy rozpoczęto eksperymenty z transmisją ego i rzeźbieniem ciała, powracały głosy i obawy o tym jak wpłynie to na osobowość, rzadko pojawiały się nowe myśli, choć z każdym rokiem danych było coraz więcej.

Ostatnim fragmentem przesyłki od spamera była informacja o jego partnerce w tej misji...


Ana Simone uruchomiła deck i oparła się na miękkim fotel, nawet jeśli hack miał trwać minutę, to mogła dbać o wygodę, i bezpieczeństwo. Zlecenie było dość standardowe, włamać się do bazy Somateku, skopiować dane dla niezdecydowanego klienta, zatrzeć ślady, rozpłynąć się w MESHu. Nawet jeśli kiedyś wytropią sygnał to trafią do anonimowej kapsuły w podziemiach Erato. Najgorsze było to, że to zwykłe zlecenia były najbardziej wrażliwe na niespodziewane wypadki, ale czego się nie robi dla... znajomych. Tak to słowo było i tak zbyt dobre dla Mobiego.

Zaczęło się w kantynie, jednej z tych wypełnionych dymem inhalatorów z przekrojem używek, a klientele stanowili podejrzane typy, czy roznegliżowane furries negocjowalnego afektu patrzące spode łba na niepasującą do otoczenie kobietę. Moby na wiele spraw miał bardzo konserwatywne podejście, w tym również na to jak powinien wyglądać porządny gangster. Do spotkania doszło w wydzielonym pomieszczeniu zapewniającym minimum prywatności, centralne miejsce zajmował holoprojektor emitujący szarą i pooraną szramami powierzchnie księżyca. Gdy drzwi za gościem zasunęły się, przez księżyc przeszła pozioma szpara rozszerzając się w fiszbinowy uśmiech.
- Witaj Ano, dobrze cię widzieć w jednym kawałku. - obraz z projekcji zatańczył przesuwając się po zmarszczonej powierzchni wyżej ukazując czarne jak kosmos ślepie. - Mam nadzieje, że tubylcy nie dali ci się we znaki, niestety tak niewiele jest bezpiecznych połączeń, ale sama o tym chyba wiesz. Aby ci to wynagrodzić mogę podarować odrobinę niewiedzy.
- Nie sądze bym tego potrzebowała.
- Ależ nie dla Ciebie moje dziecko, jak wiesz zawsze dostarczam brak informacji tym, którzy go najbardziej potrzebują, przynajmniej według mnie.
- ponownie zaprezentował rząd fiszbinów, a plamy na jego skórze zamigotały co syntezator mowy rozszyfrował jako rechot. - Dla Juana Cortesa, przeskanuj później, zapewniam że będzie to fascynująca lektura, na razie niech starczy, że ten Joviański podróżnik myszkował za tobą na poziomach Lucyfera, troszkę nie trafił, ale dajmy mu szansę, albo i nie... Jeśli chcesz mogę podrzucić mu parę informacji, takich które wyślą go z powrotem poza Kuipera.
- A w zamian?
- Więcej wiary w ludzi.
- zaprzeczył pomijając fakt, że on i ludzkość dość dawno się nie widzieli - Znaj moje ciepłe serce. Ale rzeczywiście możesz coś zrobić dla staruszka. Słyszałem, że Somatek pracuje nad nowym modelem zmiennokształtnych morfów, gdybyś była tak miła i przekonała ich by wypuścili dla mnie limitowaną wersję byłbym najszczęśliwszym żeglarzem w tej części układu.
- Masz dość swojej skorupy?
- Co? Porzucić takie boskie ciało?
- kamera oddaliła obraz ukazując Suryae w całej okazałości wraz z rozpostartymi płetwami słonecznych żagli. - Nigdy! - minęła chwila nim czarne plamy uspokoiły swój rytm.
- Niestety nie wszyscy moi pracownicy są tacy piękni i im przydała by się częsta zmiana. Jeszcze pomyślę jak ci się odwdzięczę albo sama coś podsuniesz. To kiedy mam spodziewać się bożonarodzeniowej przesyłki?


Zbliżała się w pół do dziewiątej, za minutę będzie już po wszystkim. Ana zanurzyła sie w MESHU surfując od razu do architektury bazy danych Somateku. Wślizgnąć się w szczeliny LODu, podszyć się pod autoryzowany proces, skopiować swoje bez wzbudzania alarmu i zniknąć bez śladów w logach. Wszystko szło zgodnie z planem do czasu gdy odnalazłszy pożądany projekt program monitorujący powiadomił o nowym użytkowniku. Wysłała cichą sondę by sekundę później dostać informację - Nazwa: Nieznany, Wersja: Nieznany; Uprawnienia: Nieznane... użytkownik widmo. Mniej więcej w tym samym czasie o jej zapory rozbiła się sonda drugiego intruza, to dało już więcej informacji. Miała podstawy by sądzić, że drugi jest noobem. Kto inny w tych czasach mógł używać przestarzałego oprogramowania jak SeeYa czy Bloodhound. Podejrzała jego ikonę - Czarny Łabędź - słoń w składzie porcelany byłby bardziej na miejscu. Co nie zmieniało faktu, że miała problem i musiała się spieszyć...

***

Tymczasem na wahadłowcu minęło pół godziny lotu, które Gakush poświęcił głównie na przeglądanie danych. Z zacisza pogody wywołał go metalowy sąsiad, który domagał sie by wypuścić go na korytarzy.
- Przepraszam muszę do toalety. - wyjaśnił, choć nie brzmiało to przekonywająco. Synthmorf klekocząc dreptał w stronę kokpitu, na końcu korytarza zatrzymało go steward.
- Przepraszam Pana, Panią, ale tam nie można wchodzić.
- Ale ja tylko na chwilę.
- zabrzęczał robot i chwycił je za głowę przekręcając gwałtownie, przerywając połączenia rdzenia. Ciało maszyny opadło na podłogę strzelając snopem iskier. Pasażerowie zamilkli na ten widok i siedzieli jak zahipnotyzowani z wzrokiem wlepionym przed siebie, nie ze strachu, lecz w pośpiesznej synchronizacji danych z zewnętrznym serwerem. Tymczasem pozostałe stewardy aktywowały tryb ochrony i ruszyły na agresywnego robota, jedno z nich wyprowadziło cios paralizatorem. Pasażer jednak uniknął ciosu zbijając pięść, chwytając nadgarstek i uderzeniem barku wyłamując staw łokciowy przeciwnika. Ten nadal próbował walczyć, ale blaszak wyprzedzał każdy jego ruch o pół kroku. W końcu odrzucił mechanicznego ochroniarza i zatrzasnął się w kokpicie pilota. Rozległ się gwizd interkomu. Terrorysta mówił wolno, nie spieszył się, głos miał wyprany z uczuć, gdyż jego skorupa nie mogła ich przekazać, to co czuł w tej chwili pozostawało w sferze domysłów.

Pasażerowie lotu 815, nazywam się Jack Ash, przez trzydzieści lat byłem kierowcą w Alphaville. Przez kolejne dziesięć byłem nikim. Błędem w systemie poza marginesem waszej uwagi. Za chwile wszyscy umrzemy, wy odrodzicie się w nowych ciałach, ja nie. Wsłuchajcie się więc w moje słowa, bo to ostatnia rzecz, którą usłyszycie w tym życiu...

 

Ostatnio edytowane przez behemot : 06-12-2010 o 00:53. Powód: Nie ważny powód, ważny jest skutek.
behemot jest offline