Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2010, 20:58   #2
Imuviel
 
Imuviel's Avatar
 
Reputacja: 1 Imuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwu
Vivitich skrzyżował ręce na piersi.


Stare, poszarpane ubrania swobodnie wisiały na chudym tarkanoidzie, łańcuch był owinięty wzdłuż nadgarstka. Wyprostować kciuk, zgiąć palec wskazujący i wystarczy delikatny choćby ruch zamienił się w broń, gotową do...
-Witam zgromadzonych tutaj ludzi.
Vivitich przekręcił lekko głowę. Ludzi?
Nagle coś zabuczało i znikąd pojawiła się niewielka lewitująca kulka.
Sly cofnął się o krok, krótkie ciemnozielone futro stanęło dęba.
Wciąż nie mógł pojąć mechanizmu jak ludzie zdołali sprawić by znikąd pojawiło się, ot tak, coś.
Nie raz, nie dwa „widmowe obrazy” okazywały się być prawdziwe i czasami dotkliwie bolesne.

Kulka, obraz planety skutej lodem, unosił się nad stołem.
Człowiek o jasnych włosach cały czas mówił, a im dłużej mówił, tym bardziej Sly skupiał swoją uwagę na czymś innym. Wszystko w tym pomieszczeniu pachniało. Pachniał starzec, lekko gorzką esencją, słodką delikatną wonią odznaczała się młoda kobieta. A istoty z którymi tu przyszedł po prostu biły nijakim zmieszanym ze sobą zapachem. Tarkanoid zmarszczył nos, po czym przyjrzał się swoim przyszłym towarzyszom.
A niech to, on sam swój brak urody nadrabiał zdolnościami co chwaliło się szczególnie w jego plemieniu, lecz chyba istniała jakaś granica złego humoru bogów!


Zebrani przeszli dalej. Przechodząc korytarzem natrafili na niesamowity widok.
Za szybą migotała niezliczona ilość gwiazd, gdzieniegdzie widać było drobne łuny kolorów.
Vivitich poczuł się nagle jak mały szczeniak.
I statek, potężna maszyna, którym mieli lecieć pomiędzy te gwiazdy.


Potem mężczyzna, zwany przez staruszka Jackobem oprowadził ich po statku.
Sly choćby chciał nie był w stanie zapamiętać tylu nazw na różne mechanizmy, części statku...
Gdy Jackob zapytał o zakwaterowanie, tarkanoid wydał z siebie charknięcie:
- Gdzie...jest....ciepło.


Maszynownia była skryta w mroku. W samym pomieszczeniu było sucho, ale przynajmniej było tu cieplej niż na innych poziomach statku. I sieć rur, rzucających zmyślne cienie, pomiędzy którymi można by się ukryć. Lub zasadzić.
Sly znalazł kąt z którego mógł obserwować wejście do maszynowni. Ściągnął z siebie koszulę i rzucił na ziemię. Coś brzęknęło. Z fałdów materiału wyciągnął niewielką srebrną kulkę zawieszoną na sznurku. Medalion odbijał jego pokrytą delikatnym futrem jakby mchem twarz, groteskowo wykrzywioną w odbiciu, i czarną niechlujną grzywę.
Tarkański łowca przypomniał sobie o domu.
Medalion miał symbolizować następce wodza plemienia, Viviti.
Ale teraz nie było żadnego wodza, żadnego następcy.
Były teraz trupy i były samice pozostawione same ze szczeniakami. Był Murtul, brat Sly'a, który pierwszy się wyrwał przed szereg, wyrwał się na ludzi gryzących ich ziemię...
Sly powoli rozwinął łańcuch i rzucił niedbale na podłogę.
I w końcu zrozumiał


Teraz to paskudne, cuchnące miejsce musiało posłużyć mu za... dom.
 
__________________
moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Imuviel jest offline