Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 08:52   #10
szarotka
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Nie odjechały daleko, choć dla nieprzezwyczajonej do konnych przejażdżek oraz do małych odległosci wewnątrz miasta - była to istna wyprawa. Pierwszy przystanek (i ostatni tego dnia) miał miejsce w zajeździe “Kot i cztery psy”. Tu w tempie ekspresowym otrzymały pokój (jeden, ale duży). Do pokoju przyniesiono balię, która służba w tempie zaiste ekspresowym napełniała gorącą wodą. Przyniesione do komnaty juki i pakunki, które do tej pory wisiały swobodnie przy obu koniach, teraz wylądowały na łóżku.

- Mam nadzieję, że nie wiercisz się za bardzo w nocy, bo jeżeli tak, to niestety spędzisz noc na podłodze. Teraz rozpakuj moje rzeczy i wyjmij z nich bieliznę nocną i przybory kąpielowe. Po tych słowach zaczęła swobodnie rozbierać się, składając każdą ze zdejmowanych rzeczy i kładąc w stosiku na krześle.
Lisek posłusznie zaczęła rozpakowywać pakunki, oglądając przy okazji ich zawartość z frapunkiem. Takie coś to bielizna? Uniosła ją do światła i wydawało się, że widać przez tkaninę pokój. A to służy do kąpania? Po wyciągnięciu koreczka pachniało lepiej, niż truskawki, które wąchała na straganie na Diamentowym. Wyciąganie coraz to nowych, intrygujących rzeczy “bogaczki” przypominało kopalnię skarbów, gdzie za każdym uderzeniem kilofa wypadało coś innego i dziwnego.
Plusk za plecami obwieścił, że pani Weronika weszła do wody.
- Płyn, tak, ten czerwony. Jeszcze mydło. Tak, to coś białe. Tak, białe mydło, nie szare. I ręcznik do wycierania, przecież nie użyję tej szmaty od gospodarza. Dziekuję. A teraz rozbieraj się i wskakuj. Z brudasem nie mam ochoty spać.
Kąpiel z tymi wszystkimi dziwami była jeszcze większym wydarzeniem, niż samo oglądanie dziwnych przyborów. Tym razem Lisek nie miała oporów przy rozbieraniu (wszak baby mają to samo wszędzie) i nieśmiało wlazła do balii. Zapach był nieziemski. Aż wstyd myśleć, że można się kąpać w czymś tak pachnącym.
- Umyjesz mi plecy? - zapytała i odwróciła się tyłem. - I powiedz mi … zawsze jesteś taka milcząca? Czy po prostu moja obecność działa aż tak onieśmielająco? Na twoim miejscu miała bym tysiac i jeden pytań, a ty nie zadałaś jeszcze ani jednego.
Właściwie powinna czuć się jak służąca, ale przepych nieomal królewski przy tak trywialnej czynności wyprzątnął jej wszystkie myśli o własnej niedoli.
- Nie wiem co pani chce usłyszeć - bąknęła, gdy znów usłyszała ten surowy głos - Jedno pytanie już zadałam, ale nie było można wykonać... - wzięła gąbkę i zaczęła trzeć plecy kobiety, jak to zwykle matka z nią robiła, by odgryźć tygodniową warstwę brudu.
- Och .. doskonale to robisz. No niestety - talentu magicznego nie można w żadnes sposób się pozbyć ani przekazać. Jeżeli jest tak wielki, jak wynika ze spostrzeżeń Johana … to nie uciekniesz przed nim, moja droga. Kiedyś by Cię zgubił. Moim zdaniem trzeba Cie szkolić, byś mogła go opanować. Nie chcesz chyba kiedyś przez przypadek w gniewie spalić całego miasta ze sobą włącznie i to tylko z powodu nadchodzącej miesięcznej przypadłości, prawda? A tak niestety może się stać. Byłam nawet kiedyś świadkiem takiego zdarzenia. Wierz mi - nieprzyjemny widok. Czy to jedyne pytanie jakie miałaś?
Gdy wspomniała o paleniu miasta, myjka znieruchomiała na plecach Weroniki.
- Jak to spalić całe miasto? - zapytała zdumiona - Ja? Ja się brzydzę magią, nie użyłabym tego nawet do zapalenia świeczki!
- Brzydzisz się? Ciekawe … a teraz coś Cię brzydzi? - sięgnęła po cebrzyk, by spłukać z siebie mydliny.
- No... bo to jest takie nienormalne. Nienaturalne. Nie da się tego wyjaśnić - zmarszczyła czoło i sama zanurzyła się po czubek głowy w balii. Co za odświeżające uczucie. Szkoda że psuła je obecność owej kobiety obok.
- No i nie zajmuje się tym nikt z nas. Tylko szlachcice - ostatnie słowo wymówiła z pogardą i nie umiała jej ukryć.
- Doprawdy? - ton był wyraźnie zabarwione kpiną. - No popatrz, a właśnie wypluskałaś się od stóp po łepetynę w magicznym roztworze. I wierz mi - więcej jest magów wywodzących się z plebsu, niż z pośród szlachty. Magia nie wybiera wedle urodzenia. Talentem może być obdarowany każdy. Ja, żeby daleko nie szukać byłam tylko mieszczką. Zapewne nawet biedniejszą niż Ty. Mnie by na taki kapelusik jak nosiłaś nie było stać dawniej. Całkiem elegancki musze przyznać. Masz dobry gust a to może się przydać …Zaczerwieniła się lekko. Siedziała w magicznym cholerstwie? O mało a nie wyprysnęłaby z balii jak z procy, ale tylko drgnęła pod wzrokiem Weroniki.
- Kapelusik... kupiłam za pierścionek. Dała mi go panienka Fimore. Dostałam za niego obłędną ilość pieniędzy. I złotnik był bardzo uczciwy - pochwaliła się niejako - Normalnie na codzień to mnie na nic nie stać takiego.
- Fimore? Głupia dziewczyna ale owszem, o złotym sercu. Szkoda tylko, że jej ojciec zapewne nieźle jej tyłek złoił.
- Bo ojciec już jest zepsuty, a ona jeszcze nie
- wypaliła - Każdemu bogactwo we łbie przewraca, jak za dużo w dupie ma.
- W zasadzie za wyjątkiem doboru słów, to zgadzam się z tym co powiedziałaś - uśmiechnęła się już wyraźnie - Choć powiem Ci, że bieda też potrafi nieźle wypaczyć. Weźmy taką małą bandytkę z miasta, co to strzela z procy we wszystkich, którzy mają pieniądze. Niezależnie, czy popsutych, czy nie. Mogła by przecież “ustrzelić” panne Fimore …

Reakcja magini na słowa Liska zdziwiła dziewczynę. Zgadza się z nią? Prędzej oczekiwałoby się zrugania a nie przytakiwania. Z kolei następna uwaga wywołała ponowny rumieniec.
- W panienke Fimore przecie bym nie strzelała - burknęła - A skąd ja mam wiedzieć, które to zepsute a które nie? Zatrzymać i pytać każdego? Zakładamy, że wszystkie toto zadziera nosa i wysługuje się biedniejszymi.
Pani Weronika też się wysługiwała, to nie umknęło uwadze rudej. Zaraz każe jej się pomóc przyodziewać albo warkoczyk zaplatać czy tyłek podcierać. Ale nie było już bezpiecznego dystansu, procy i tuneli, którymi można było zwiać po dokonaniu przestępstwa. Ptak był uwięziony i skazany na posłuszeństwo. Czy tak samo czuła się teraz jej siostra w zamtuzie, gdzieś w innym mieście?
- Czyli lepiej poturbować niewinnych i sprawić tylko, że szlachta jako całość będzie jeszcze bardziej nie lubiła pospólstwa, jeszcze bardziej dręczyła służbę i sugerowała jeszcze gorsze wyroki dla chuliganów. Czy tak? Nie zdawałaś sobie sprawy, że działasz w rzeczywistości przeciwko sobie? Idąc dalej … czy myślisz, że służbę ktoś zmusza do pracy przy pomaganiu wysoko urodzonym? Nie moja droga. Oni dostają za to gratyfikacje. Takie jak dla przykładu utrzymanie, na które w innym przypadku muszą ciężko pracować gdzieś indziej. Na przykład w kopalni czy w porcie. Mój ojciec był robotnikiem portowym. Pamiętam jak trudził się, by w domu było cokolwiek do jedzenia i z jaką zazdrością patrzyliśmy na dzieci hrabianki Beteri. One zawsze miały ładne sukienki, jedzenie i zabawki. A ja miałam powycieraną sukienczynę po starszej siostrze i szmaciana lalkę bez oka. Co mi na to odpowiesz?
Nie odpowiedziała nic. Bo niby skąd miała wiedzieć, skąd wywodziła się pani Deui. Rysia banda działała tak samo od dawna. Podobnie jak inne. Skoro nie mogą być bogaci, to przynajmniej utrudnią życie tym ostatnim. Poza tym służenie komuś i wycieranie noska, nawet za pieniądze, to żadna gratyfikacja. To rozpaczliwa potrzeba utrzymania się. Ale tego na głos już nie powiedziała.
Pani Weronika nie nalegała na odpowiedź, jakby rozumiejąc co dziać się może w głowie dziewczyny. Po krótkiej przerwie poprosiła o umycie włosów a potem … odwdzięczyła się tym samym.
- Ale miło jest być bogatym, nosić piękne stroje, kąpać się w gorącej pachnącej wodzie, jeść łakocie i nie martwić się, co przyniesie następny dzień, prawda? Szczególnie, gdy ma się czyste sumienie, że na wszystko się zapracowało ciężką pracą … - powiedziała z leciutkim uśmieszkiem - Woda wystygła. Ja mam dość a ty - jak chcesz. - powiedziała wstając i sięgając po ręcznik - Ach - podcieram tyłek sama, tak samo jak sama się zwykle ubieram. Co do warkoczyka … chętnie kiedyś skorzystam z twojej pomocy, jak przyjdzie mi ochota na taką fryzurę.

Dziewczyna otworzyła usta i wpatrzyła się w wycierającą kobietę osłupiała. Ona czyta w myślach! Przecież Lisek nie powiedziała nic takiego na głos! Na samą myśl o czyimś szperaniu w głowie ruda zanurzyła się po brodę w kapieli.
Myśl o słońcu; powtarzała sobie w myślach. Myśl o słońcu.

Mistrzyni nie interesowała się chyba już poczynaniami swojej “branki”. Usiadła naga na łóżku i zaczeła suszyć włosy. Potem przyszła kolei na ich rozczesywanie … a było co. Siegały wszak prawie do pośladków tej dość wysokiej kobiety. Czarne pasma (choć posiadaczka wolała nazywać ten kolor “kruczym”) opadały niczym wodospad. Teraz drgały raz po raz pod ruchami grzebienia (srebrnego!) jak najprawdziwsza tafla wody. W ogóle figura kobiety nie miała chyba żadnych mankamentów. Tak samo jak skóra pielęgnowana magicznymi olejkami i naparami w kąpieli, czy twarz okraszona skromnym ale doskonałym makijażem. Ten ostatni teraz był nieobecny i dało się zauważyć, że … w zasadzie nie był kobiecie do niczego potrzebny. Czesała się jeszcze długo po wyjściu dziewczyny z wody i radziła sobie przy tym sama.
Lisek nie przywykła do tylu rytuałów towarzyszących byciu kobietą. Nie wiedziała nawet, że takie istnieją. Szczytem zadowolenia była dla niej kąpiel raz w tygodniu i ubranie się w czyste ubranie. A tu jakieś olejki, balsamy, mydełka, grzebienie świecące się bardziej niż psu jajca, oraz malowanie sobie oczu i inne takie dziwactwa. Mimo to przypatrywała się Weronice z zaciekawieniem i przeświadczeniem o nieskończonej wręcz próżności babska. Bo jak można tyle czasu poświęcać własnej osobie? To przecież grzech...
Ona sama poprzestała na wytarciu ręcznikiem ciała (odrapanego tu i tam) oraz włosów, po czym zaczęła się ubierać w swoje dotychczasowe ubranie (ciuchy Kubka zapewne świeższe nie były i zabrała je w razie absolutnej konieczności przebrania się w cokolwiek innego).

* * *
Wieczorem rozmowa się już nie kleiła. Kobiety położyły się spać i … wstały skoro świt. Szybkie śniadanie przygotowane przez karczmarza było o wiele obfitsze niż świateczne obiady, które pamietała jeszcze z domu. Pani Weronika jadła jednak bardzo oszczędnie. Za śniadanie podziekowała jednak kulturalnie i zapłaciła z ogromnym napiwkiem. Potem ruszyły dalej. Teraz pani la Deui jechała już w męskim siodle i takie też zalożono Liskowi. Było znacznie łatwiej i jechało się szybciej. Gdzieś kwadrans po wyjechaniu z karczmy magini zatrzymała konia i powiedziała.
- Przed nami jest jakaś zasadzka. Tylko czterech ludzi. Jedź dwadzieścia metrów za mną, tak aby nic Ci nie zrobili. Ja się z nimi rozprawię.
Nie czekała na odpowiedź uczennicy, tylko ruszyła przed siebie.
Lisek stanęła w strzemionach, by zobaczyć o jakiej zasadzce mowa. Niczego nie widziała. Skąd ta kobieta wie? Czy magią można robić też takie rzeczy? I jak ona chce poradzić sobie z bandziorami w takim stroju? Piąstką?

Ruszyła niepewnie za mistrzynią, w odległości dalece większej niż zakładano. Wszak w razie, gdyby magini się nie powiodło, ruda miała konia, na którym mogła umknąć w siną dal. Wolna.

Nie zapowiadało się, by miało się nie udać. Mistrzyni jechała jak gdyby nigdy nic gdy z krzaków wyskoczyło czterech napastników. Z pałkami i … ubrani jakoś tak znajomo. Kubek! W momencie gdy go poznała, z rąk magiczni wystrzeliły pierwsze błyskawice.
- Nie! - wrzasnęła i zdzieliła konia piętami w ułudnej nadziei, iż wyrosną mu skrzydła i zdąży dobiec do miejsca kaźni. Bo chyba tylko na to się zapowiadało.
- Przestań! Uciekajcie! - darła się z całych sił.

Koń ponaglany okrzykami i łydkami popędził przed siebie, błyskawicznie mijajac miejsce zasadzki. Widziała w przelocie Kubka tarzającego się po ziemii w spazmach. Oślepiły ją kolejne błyskawice, które obalały na ziemię jej przyjaciół. Koń przestraszył się czegoś i z nagła zatrzymał, pozwalając swojej amazonce pomknąć w dalsza drogę samotnie. Tylko odruchy spadającego kota uchroniły ją od połamania kończyn czy karku. A jednak poturbowała się strasznie. Pioruny uderzyły po raz ostatni, zostawiając po sobie odgłos skwierczenia a potem … ciszę przerywaną męskim szlochem, jękami i odgłosami wymiotowania.

Pozbierała się z ziemi, klnąc na każdy bolący cal ciała, ale chciała ponad wszystko zobaczyć, co dzieje się tam z tyłu. Na poły kuśtykając, na poły biegnąc wróciła do miejsca zbrodni.

Weronika la Deui powolutku wjeżdżała pomiędzy powalonych napastników. Dookoła niej uformowała się migotliwa, błękitna poświata, czy raczej bańka. Uważnie przypatrzyła się każdemu z wijących się na ziemi napastników.
- A widzisz dziecko … czasem czytanie myśli przydaje się bardziej niż sądziłaś. Była bym ich pozabijała, gdyby nie zdradzili się z tym, że chcą Cię “odbić”. - W głosie magini była odrobina … respektu? Uznania? Było to wręcz nie do wiary!
- Poczekam kawałek dalej. Jak się pozbierają - zapytaj czy wracają do miasta, czy też wstępują na moją służbę.

Przypadła do pierwszego z brzegu chłopaka, Wyciora.
- Wycior? Wyciorku, jesteś cały? Odezwij się do mnie! Rusz ręką! Nic ci już nie grozi, ja nie jestem więźniem - przytuliła głowę chłopaka, chociaż z trudem przychodziły jej swobodne słowa. Ale skoro pani Weronika umiała zranić, to umiała zabić. A jeśli banda uprze się na odbijanie Liska, to źle skończą wszyscy.
- Bogowie … co się stało? - wymamrotał, z ogromnym trudem podnosząc się na kolana - Kim jest ta dziwka … - wszystkie kończyny meżczyzny drgały jak szalone.
- To pani Weronika la Deui - wyszeptała i podbiegła do Kubka - Kubek? Możesz wstać? Otwieraj oczy... Już jest dobrze - zerknęła na Groźnego, który sam gramolił się na nogi, oraz na jakiegoś niezbyt znanego jej chłopaka, stękającego na ziemi. Poradzą sobie.
Cała czwórka wygladała na niezbyt poranioną, a tylko na przerażoną, upokorzoną i boleśnie skarconą. Zachowywali się trochę nieobecnie, ale szybko wracali do siebie i nadrabiali minami. Kubek stojąc w lekkim skłonie rozcierał brzuch.
- A co ona od Ciebie chce? Dlaczego z nią jedziesz?
Dziewczyna podparła kolegę ramieniem.
- Ona... to moja... nowa nauczycielka i chcę się u niej uczyć - kłamać zazwyczaj umiała, ale w tym kłamstwie dźwięczało coś żałosnego - Nie możecie nas gonić, rozumiesz? Wracajcie do miasta...
- Mamy wracać do domu … a ...a Ty CHCESZ jechać? Z tą szlachciurą, która urządziła tak jednego z nas? - na twarzy Wyciora powoli pojawiło się zdumienie. - I będziesz się u niej uczyć? A może jeszcze jej dupcie podcierać?! - zdumienie zaczęło zamieniać się w gniew. Kubek tylko rozdziawił paszczę ze totalnego niezrozumienia …
Lisek zaczynała panikować. Jeśli oni będą chcieli jednak ją odbić, Weronika ich pozabija. Ostatnie życzliwe jej dusze. Musiała zrobić cokolwiek, nawet jeśli byłoby to najpodlejsze, co można zrobić w bandzie.
- Tak. Będę jej dupcie podcierać - oznajmiła twardo, ze łzami w oczach. Łzami gniewu czy bezsilności? - A wam nic do tego. Spierdalajcie stąd, słyszysz? Nie chcę was znać! Od dziś nie znacie żadnego Lisa!
- Nie wiem co się z tobą stało … ale dobrze. To twój wybór. Bywaj zdrowa
- zebrał się z ziemi i skierował ku krzakom.
- Wy też! - wrzasnęła ku reszcie chłopaków - Wypierdalać do miasta!
Zbierali się powoli i jeden po drugim znikali w krzakach. Obracając się od czasu do czasu. Nie … nie byli obrażeni. Raczej bardzo, bardzo zaskoczeni.

Patrzyła długo zanim zniknęli jej z oczu, a potem uklękła na ziemi i rozpłakała się zdrowo, głośno i przejmująco.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.
szarotka jest offline