Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2010, 15:56   #1
stega
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
[wfrp 2.0] W mgnieniu oka

W MGNIENIU OKA



PROLOG: Więzień szkarłatnego zamku


Altdorf 18 Vorhexen 2523


Starzec skończył palić fajkę i podszedł do okna. Ogarnął wzrokiem zimowy krajobraz rozciągający się na zewnątrz jego kamienicy. Patrzył na rzekę ludzi przelewającą się przez zasypane śniegiem ulice stolicy Imperium. Mieszkańcy Altdorfu zajęci swoimi sprawami starali się jak najszybciej dotrzeć do celu. Bystre oczy lustrujące tłum wyłowiły kilka znajomych postaci. Tu żebrak, którego jego służba już kilka razy przeganiała spod kamienicy, tam staruszka sprzedająca miedziane wisiorki z symbolem młota. Po przeciwnej stronie ulicy dostrzegł odzianego w łachmany malca polującego na sakiewki nieuważnych przechodniów. Uśmiechnął się na myśl o tym jak przed dwoma tygodniami szczyl podwędził mieszek jednemu z jego służących. Ofiara kradzieży zorientowała się poniewczasie i próbowała ująć złodziejaszka. Mimo trwającego niemal dziesięć minut pościgu chłopiec umknął. Zziajany i przemarznięty od kości sługa wrócił do kamienicy klnąc na czym świat stoi. Starzec wątpił by cała trójka doczekała kresu zimy, która było w tym roku wyjątkowo ostra. Z zamyślenia wyrwał go głos należący do mężczyzny, którego gościł.


- Przez wzgląd na naszą przyjaźń proszę abyś jeszcze raz przemyślał swoja decyzję o przystąpieniu. Jeżeli się zdecydujesz nie będzie odwrotu.

Franz nie czekając aż tamten mu odpowie podszedł do kominka by ogrzać zziębnięte dłonie. Odziany w szkarłatną liberię lokaj, który przed chwilą go wprowadził, skłonił się nisko i zniknął za drzwiami pozostawiając ich samych w gabinecie.

- Jestem pewien. Znałem ryzyko jeszcze zanim przyszedłem do ciebie z propozycją. Przekaż swoim mocodawcom, że możemy zaczynać.

- Zatem postanowione. Jutro ich powiadomię. Tak z ciekawości – czemu dopiero teraz? Jeśli dobrze zrozumiałem plan miałeś gotowy od jakiegoś czasu.

- Nie było warunków do jego realizacji. Potrzebowałem dwóch rzeczy: odpowiedniego narzędzia i sposobności. To pierwsze znalazłem przed kilkoma laty przeszukując archiwa. O drugim dowiedziałem się tydzień temu. Wszystkie szczegóły masz w tych papierach – wskazał rozłożone na stole kartki. Jeżeli to wszystko co chciałeś wiedzieć to chciałbym teraz zostać sam.

Franz zebrał dokumenty, pożegnał się i wyszedł. Starzec usiadł w fotelu ustawionym przed kominkiem, sięgnął do kieszeni i wyjął z stamtąd niewielki medalik. Uśmiechnął się pod nosem. Rozmowa, którą przed chwilą odbył da początek serii wydarzeń, których biegu nikt nie zdoła cofnąć. Nareszcie zrealizuje swój plan i jeżeli mu się powiedzie to co jego mocodawcy i ich poprzednicy budowali przez wieki w ciągu kilku miesięcy rozsypie się niczym domek z kart. Spojrzał na jeden z portretów zdobiących ściany pomieszczenia. Obraz przedstawiał młodą dziewczynę ubraną w białą suknię. Miała nie więcej niż dwadzieścia lat, twarz o łagodnych rysach, duże brązowe oczy i lekko zadarty nos. Kaskada czarnych włosów opadała jej na ramiona. Mężczyzna zacisnął dłoń na trzymanym medaliku.

- Wszystko dla ciebie.


Twierdza Falkenberg 14 Jahrdrung 2524


Powóz eskortowany przez sześciu konnych zatrzymał się na zamkowym dziedzińcu. Starzec wysiadł ze środka i ruszył w kierunku wrót zagradzających drogę do wnętrza kompleksu. Brama otworzyła się i na spotkanie wyszedł mu oddział zbrojnych. Gdy spotkali się na środku placu dowódca żołnierzy wyciągnął dłoń w powitalnym geście.

- Witamy w Falkenberg. Kapitan Erich Nassau, dowodzę garnizonem. Kurier uprzedził nas, że mamy spodziewać się wizyty kogoś ze stolicy. Co pana do nas sprowadza?

- Mam zabrać jednego z waszych więźniów do Altdorfu – to mówiąc wręczył oficerowi zapieczętowany list.

Ten otworzył kopertkę i starannie przestudiował jej zawartość. Następnie zerknął na konnych stanowiących obstawę powozu.

- Rozumiem, że mamy wam przydzielić dodatkową eskortę na czas podróży do stolicy.

- Nie ma takiej potrzeby –
odpowiedział starzec.

- Z całym szacunkiem, według rozkazów rady więźniowie tej kategorii wymagają specjalnych środków ostrożności...

- Znam wytyczne rady. Tym razem moja eskorta w zupełności wystarczy.

- Przykro mi ale nie mogę go stąd wypuścić z szóstką obstawy.

- Kapitanie, jeżeli wyjadę stąd bez niego pierwszą rzeczą jaką zrobię po powrocie do stolicy będzie postawienie pana przed trybunałem za niesubordynację –
odparł starzec. W jego głosie dało się wyczuć irytację.

- Rozumiem, sierżant Vogel – oficer wskazał jednego z żołnierzy, którzy mu towarzyszyli – zaprowadzi was do jego celi.


Ruszyli w głąb kompleksu. Sierżant prowadził grupę przybyszów krętymi korytarzami twierdzy na szczyt jednej z wież. Po kilkunastu minutach dotarli do drzwi strzeżonych przez dwóch wartowników. Vogel gestem nakazał jednemu ze strażników je otworzyć. Po chwili powietrze wypełnił przeraźliwy odór. Starzec by nie zwymiotować zasłonił usta chustką naprędce wyciągniętą z kieszeni.

- Jeden ze skutków ubocznych środka, który od kilku lat mu podajemy – wyjaśnił sierżant – specyfik blokuje jego... zdolności... przynajmniej częściowo.

W kącie celi pozbawionej jakichkolwiek sprzętów siedział ubrany w łachmany więzień. Był niezwykle szczupły. W miejscach nie osłoniętych przez odzienie starzec na jego skórze ślady po poparzeniach. Na głowę miał nałożony hełm lub raczej coś hełm przypominało. Całą twarz z wyjątkiem niewielkiej przestrzeni na wysokości ust przesłaniała stalowa maska przedstawiająca szkaradne oblicze przywodzące starcowi na myśl gargulce jakie często widywał na murach katedr w Altdorfie.

- Kiedy nic nie widzi trudniej mu, no wie pan... - wyjaśnił Vogel.

- Zostawcie nas samych – gdy w odpowiedzi sierżant rzucił mu pytające spojrzenie dodał – jeżeli czegoś spróbuje moi ludzie się nim zajmą.

Vogel i dwaj strażnicy ruszyli na dół. Gdy tylko stukot ich kroków ucichł starzec poczuł jak powietrze w celi gęstnieje. Włosy na karku stanęły mu dęba i coraz trudniej było zaczerpnąć tchu. W pomieszczeniu robiło się coraz cieplej. Zaczął tracić ostrość widzenia. Podszedł do skazańca i kopnął go w brzuch. Ten padł na podłogę gdzie leżał przez dłuższą chwilę kuląc się z bólu. W tym czasie otoczenie wróciło do normy.

- Jak zrobisz to jeszcze raz moi ludzie tak cię stłuką, że nie wstaniesz przez miesiąc.

- Ktoś ty i czego chcesz? -
spytał skazaniec podnosząc się z posadzki.

- Jestem kimś kto wie o tobie wszystko i może cię stąd wyciągnąć.

Więzień wyszczerzył poczerniałe zęby w ponurym uśmiechu.

- I kto chce ode mnie czegoś w zamian. Bo pewnie nie jesteś tu tylko dlatego, że żal ci się zrobiło biedaka gnijącego tu od sam nie wiem ilu lat.

- Uwolnię cie jeżeli w zamian za to wyświadczysz mi przysługę, właściwie to kilka przysług. W każdym razie możemy pomóc sobie nawzajem. Przystań do nas a odzyskasz wolność i będziesz miał okazję zemścić się na ludziach, którzy cię tu wsadzili. Zastanawiaj się szybko. Jeżeli dowódca tej twierdzy uważniej przyjrzy się dokumentom, które mu wręczyłem wykryje fałszerstwo. Wtedy będziemy musieli opuścić to miejsce w pośpiechu.


Ciasną przestrzeń celi wypełnił ochrypły rechot skazańca.

- Niech będzie. Pamiętaj jednak że jeśli stąd wyjdę zginie wielu ludzi...


ROZDZIAŁ I Człowiek z Hebrenstrasse


Altdorf 28 Jahrdrung 2524

- Rozumiecie zatem, dlaczego zależy mi na załatwieniu całej sprawy po cichu.

Starzec zmierzył wzrokiem grupę zgromadzoną w pokoju. Cztery osoby, które przynajmniej na pierwszy rzut oka zdawały się mieć ze sobą niewiele wspólnego. Wysoki nawet jak na przedstawiciela swej rasy elf, którego obojętną twarz szpeciła blizna stał w koncie pomieszczenia oparty o ścianę bawiąc się kosmykiem swych białych jak śnieg włosów, zdając się nie przywiązywać zbytniej wagi do toczącej się nieopodal rozmowy. Ankarian, bo tak brzmiało jego imię z rzadka się odzywał.

Fotel usytuowany po drugiej stronie pokoju zajmował Eugen – trzydziestoparoletni mężczyzna. Jego przenikliwe piwne oczy bacznie lustrowały człowieka, na życzenie którego przed dwoma godzinami przybyli do karczmy „Beim Starken Mensch” usytuowanej w części miasta zamieszkiwanej głównie przez zamożniejszych rzemieślników i kupców. Samo ubranie, które dziadyga miał na sobie warte było kilkadziesiąt koron, nie wspominając o bransolecie i dwóch pierścieniach zdobionych szlachetnymi kamieniami. Kimkolwiek by nie był mocodawca tego jegomościa, na pewno nie brakowało mu pieniędzy.

Do podobnego wniosku zdawała się dochodzić niewiasta imieniem Sharlene, którą posadzono przy stole naprzeciw starca. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat. Patrzyła na niego niczym na łup zachowując przy tym pogodny wyraz twarzy. Co jakiś czas pytała o szczegóły zlecenia. Wszystko wskazywało na to, że los się do nich uśmiechnął.

Najbardziej rozmowny z całej czwórki był Oskar. Uśmiechnięty i gadatliwy niziołek szybko zyskiwał sobie sympatię otoczenia. Owalna twarz i rozczochrane włosy nadawały mu nieco dziecięcy wygląd, typowy dla większości przedstawicieli małego ludu.

Wszystko zaczęło się wczoraj wieczorem w innej części stolicy Imperium. Jak zwykle o tej porze dnia przesiadywali karczmie „Trzy Wrony”. Przybytek nie należał co prawda do szczególnie bezpiecznych nawet jak na sandardy wschodniej części Altdorfu. Niektórzy z jego gości gotowi byli sięgnąć po nóż pod byle pretekstem. Był za to tani i względnie czysty czego niedało się powedzieć o większości lokali usytuowanych w tej dzielnicy.


Minęło już trochę czasu od kiedy się poznali jednak splot zdarzeń, który ich ze sobą zetknął wciąż pozostawał żywy w ich wspomnieniach. Prośba zrozpaczonego ojca, którego jedyne dziecko uprowadzili nieznani sprawcy. Krótkie śledztwo zakończone odnalezieniem kryjówki porywaczy i szybką rozprawą z nimi. Łzy Taglifa uradowanego widokiem syna, którego mógł już nigdy nie ujrzeć. Poszło im całkiem dobrze jak na grupę, której członkowie przynajmniej na pierwszy rzut oka nie mieli ze sobą wiele wspólnego.

Jakiś czas potem Sharlene dowiedziała się od jednego ze znajomych, iż pewnien bogato odziany jegomość rozpytuje w okolicy o grupę śmiałków chętnych zarobić trochę grosza w zamian za odnalezienie kogoś. W normalnych okolicznościach pierwszą rzeczą jaką by zrobiła byłoby zwabienie delikwenta w pułapkę i oskubanie ze wszystkiego co miałby przy sobie. Tym razem jednak zdecydowała się postąpić inaczej. Wykonanie zadania mogło przynieść znacznie większe profity niż sakiewka i kilka sztuk biżuterii sprzedanej u pasera. Poza tym znała kilku takich, którzy mieli doświadczenie i w zamian za udział w nagrodzie chętnie podjeliby się zadania. Wczoraj po południu odnalazła starca i zaaranżowała spotkanie pomiędzy nim a grupą w bogatszej części miasta. Wieczorem udała się do „Trzech Wron”, gdzie część drużyny się zatrzymała. Od czasu gdy się poznali lokal służył im za miejsce spotkań. Opowiedziała im o ofercie. Jako, że wszyscy nie nażekali obecnie na nadmiar gotówki postanowili zaiteresować się ofertą.

Następnego dnia Sharlene poprowadziła resztę krętymi uliczkami Altdorfu do karczmy „Beim Starken Mensch”, gdzie mieli się spotkać ze zleceniodawcą. Przy wejściu obstawionym przez dwójkę rosłych ochroniarzy przywitał ich odziany w liberię sługa. Spodziewano się ich. W środku lokal prezentował się imponująco. Za zgromadzone tu sprzęty można by kupić kilka przybytków jak ten, w którym zwykli bywać. Sługa zaprowadził ich do przestronnego pokoju na piętrze. W środku czekał na nich mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat.

Przedstawił się jako Georg Borha. Twierdził, że pracuje dla pewnego szlachcica, który chciałby pozostać anonimowy. To na jego polecenie szukał grupy śmiałków gotowych podjąć się zadania polegającego na odszukaniu człowieka nazwiskiem Bernard Kemper.

Zaginiony miał 60 lat i wczasach młodości służył w imperialnej armii. Odszedł ze służby dziesięć lat tamu w nieznanych okolicznościach. Kupił niewielki domek przy Hebrenstrasse położonej w dzielnicy ubogich. Za dnia przesiadywał w pobliskich karczmach w towarzystwie ludzi o wątpliwej reputacji nocami włóczył się po okolicznych burdelach i kilku spelunkach gdzie organizowano walki psów. Z tego też względu zleceniodawca Borhy chciał żeby jego tożsamość pozostała tajemnicą tak by nikt publicznie nie łączył go z tym człowiekiem. Oskar próbował wyciągnąć ze starca więcej na ten temat. On jednak dał mu do zrozumienia, że więcej powiedzieć nie chce lub też nie może.

- Poszukiwania moglibyście zacząć od domostwa zaginionego na Hebrenstrasse. Nie znam dokładnego adresu więc będziecie musieli popytać po dotarciu na miejsce. Kemper zaginął przed tygodniem. Sasiedzi mogą coś o tym wiedzieć.

Na koniec wspomniał o wynagrodzeniu.

- Za wykonanie zadania to jest odnalezienie tego człowieka żywego lub w przypadku gdyby zginął ustalenie okoliczności zgonu otrzymacie po 40 złotych koron na osobę. Ponadto, jeżeli się sprwadzicie i wykonacie zlecnie w przeciągu dwóch tygodni licząc od dzisiaj dorzucę wam kolejne 20 koron na głowę.

Rozejrzał się po zgromadznych.

- Jeszcze jedno – jutro rano przy wejściu do tej karczmy spotka się z wami jeden z ludzi mojego mocodawcy. Będzie służył wam pomocą w poszukiwaniach. Jakieś pytania? Jeżeli nie muszę was pożegnać. Mam dziś jeszcze kilka innych spraw do załatwienia.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 12-02-2011 o 10:55.
stega jest offline