Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2010, 17:52   #9
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zmierzając w stronę karczmy wraz z trójką towarzyszy halflingiem miotały różne nastroje. Z jednej strony był ciekaw kim był ich tajemniczy pomocnik. Z drugiej natomiast strony był strasznie niezadowolony i zły - wiedział, że jego zanegowany plan pójdzie na nic jak będą już na miejscu. Nie lubił planować, przygotowywać się żeby potem usłyszeć "Twój plan jest w psią żyć" - tylko nieco grzeczniej.

Wychylając się zza rogu niziołek dostrzegł rzucającego się w oczy obwiesia, bo inaczej nazwać go się nie dało. Człowiek Borhy wyglądał jak zniszczona płaskorzeźba na dawno zapomnianym, wiekowym cmentarzu. Jego twarz przypominała kawał kory w której ktoś wyciosał głębokie niczym blizny rysy. Całe grono znamion po ospie bądź innej chorobie nadało mu nieco już odpychający charakter. Jego krzywe uzębienie i przekrwione oczy przypominały niziołkowi nie wysypiającego się, również brzydkiego, grabarza z Nuln zwącego się Karter. "Ciekawe co tam u niego?" pomyślał nadal w milczeniu wpatrując się w postać przyszłego towarzysza. Słysząc jak zza mgły słowa przedstawiającego się osobnika halfling odparł:

- Witaj Erneście. Jestem Oskar. Miło Cię poznać. - powiedział malec uśmiechając się szeroko.

***

Po króciutkiej wizycie w "Trzech Wronach" drużyna postanowiła odwiedzić okolicę Hebrenstrasse na co Oskar jedynie przytaknął. Sama ulica okazała się zdezelowaną grupą rumowisk poza nielicznymi wyjątkami. "Takiego syfu dawno żem nie wiedział" pomyślał niziołek przyzwyczajony do krasnoludzkiej myśli inżynierskiej. Trzy zawalone dawno domy porośnięte przez powykręcane w różne strony krzaki pokazywały, że nie tylko wygląd budynków wskazywał na znikomą jakość ich konstrukcji. "A to co?" pomyślał malec patrząc na wystające z ziemi spleśniałe i zwęglone dechy jednej z budowli - "Najwyraźniej mieszkańcy przesadzili z ogniem".

Po dokładnym obejrzeniu okolicy niziołkowi nie uśmiechało się gadać ani z kłócącą się parą ani z z grupką pijaków na których z ulitowaniem spoglądała Sharlene. Patrząc po reszcie towarzyszy niziołek nie wywnioskował co mogą planować. "Z resztą żaden z nich nie zdradził mi swojego planu" - pomyślał przypominając sobie jego zanegowany pomysł. Widząc lepiej prezentujący się budynek u którego progu bawiła się dwójka dzieci hobbit nieco się rozchmurzył - na końcu tunelu pojawiło się światełko nadziei.

Po nawiązaniu krótkiego dialogu z Sharlene okazało się, że w sumie może zacząć działać. Ogólnie rzecz biorąc skoro jej to wszystko jedno to on jak najbardziej przejdzie do swojego planu. Nie po to analizował i trenował, aby teraz to poszło na marne. "Może akurat mi się poszczęści i się czegoś ciekawego dowiem" pomyślał i życzył jej powodzenia w uwodzeniu bandy pijaków. Oczywiście nie mogłaby normalnie życzyć mu szczęścia bez uszczypliwych uwag - "Mały?! Dobre sobie. Co najwyżej niski." pomyślał Oskar klepiąc się po wydatnym brzuszku.

- Zatem skoro nie ma sprzeciwów za około godzinę widzimy się w "Trzech Wronach". Przekażę wam co się dowiedziałem. Jak znajdę odpowiedni dom będziemy mogli iść tropem jak po sznurku aż rozwikłamy tą sprawę. - powiedział niziołek patrząc na jakby mało zainspirowanych jego pomysłem kompanów.

***

Będąc radosnym z możliwości wykonania jego zamierzonego planu Oskar udał się do baraku służącego pewnej grupie cyrkowej za rekwizytornie. Znał tu jednego linoskoczka jeszcze za czasów, gdy razem z Tyraldem opróżniali co bogatsze budowle z ich drogocennego nadbagażu - Hektor było mu na imię. Siadając na niewygodnym krześle przed brudnym, delikatnie popękanym lustrem halfling zaczął proces charakteryzacji. Zmiana jego twarzy polegała na dodaniu paru zmarszczek, około tuzina pieprzyków i jednej, małej blizny pod lewym okiem. Zdecydował się nie zmieniać więcej gdyż im bardziej rozbudowana będzie charakteryzacja tym łatwiej będzie ją przejrzeć.

Po tej transformacji niziołek ubrał przygotowany strój składający się ze skórzanych spodenek przepasanych skórkowym pasem oraz starej, znoszonej kurtki - również wykonanej ze skóry. Wszystkie jego rzeczy oraz zestaw do charakteryzacji schował do swojego plecaczka i zarzucił na plecy.

- Witam. Jestem kucharzem armii imperialnej. Piekę, gotuję a nawet żongluję. - powiedział odpowiednio zmienionym głosem Oskar. - Dobrze. Przedstawienie czas zacząć. - dodał niziołek wychodząc z baraku.

***

Halfling spokojnie, nieco sztywnym krokiem wyszedł z uliczki kończącej się wraz z początkiem wyniszczałej ulicy Hebrenstrasse. Po chwili rozeznania się w terenie przeszedł obok miejsca, gdzie niedawno bawiły się dzieci. Podchodząc pod drzwi złapał głęboki oddech po czym solidnie zapukał.

Jeden ze dzieciaków, które niedawno ganiały za sobą w pobliżu wejścia do budynku odwrócił się w stronę niziołka i krzyknął:

- Tam nikogo nie ma. Rudi wyszedł z domu, nie wiem kiedy, ostatnio widzieliśmy go z tydzień temu jak nakupował nam słodyczy. Jak masz sprawę do niego musisz przyjść później.

Nie zrażony hobbit obrócił się na pięcie w kierunku dzieci. Spoglądając na nie z uśmiechem powiedział:

- Doprawdy. Chciałem zamienić tylko słówko z moim przyjacielem. Wiem, że mieszka gdzieś w okolicy. Znam ulicę a, że to porządny człek myślałem, że to ten dom. Może znacie drogie dzieci wysokiego, pokaźnego mężczyznę o imieniu Bernard. Jeśli tu mieszkacie pewnie wiecie o kim mowa. - mówiąc to niziołek podszedł bliżej z nieco mniej uśmiechniętą miną.

- Nie mieszka tu nikt o imieniu Bernard. Powiedz jak wygląda ten twój przyjaciel. - powiedział drugi z dzieciaków.

Jednocześnie jedna z dziewczynek, na oko czteroletnia podeszła do niziołka i zaczęła majstrować przy jego stroju. Wyglądało na to, że żelazna klamra na pasku, który niedawno kupił, kształtem przypominająca nieco kwiat róży bardzo jej się spodobała.

- Nie zwracaj uwagi. - kontynuował chłopiec - Ona lubi wszystko co się świeci.

Zwracając się w kierunku małej dziewczynki hobbit delikatnie ją odsunął i przyjacielsko poczochrał po głowie.

- Drogie dziecko to nie zabawka. Nie rób tak, bo Panu spodenki spadną. - powiedział szczerze śmiejąc się Oskar. - Co do mojego przyjaciela to sprawa ciężko wygląda gdyż ostatni raz widziałem go jakieś 10 lat temu. Moją wizytą chciałem mu zrobić niespodziankę. Oj co ja teraz zrobię? - powiedział niziołek do chłopca. - Może chłopczyku znasz jakiegoś mieszkańca tej ulicy, który powie mi gdzie mieszka mój przyjaciel? Hebrenstrasse nie jest długa więc myślałem, że łatwo znajdę. Jak widać przeliczyłem się. - rzekł wzdychając halfling.

- Może podejdziesz do starego Viktora Reuchta? - powiedział malec wskazując na znajdujący się nieopodal sklep - On zna wszystkich w okolicy. Jeżeli ten twój przyjaciel mieszka gdzieś blisko on będzie o tym wiedział.

- Jestem pewien, że mieszka na tej ulicy, ale nie wiem dokładnie, w którym z tych domów. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. - powiedział Oskar udając zmartwienie. - Skoro tak radzisz pójdę do sklepu Pana Viktora. Dziękuję za pomoc dzieci. Miłej zabawy. - dodał halfling na odchodne i ruszył w kierunku sklepu położonego po drugiej stronie ulicy.

Ciężkie, wysłużone drzwi otworzyły się skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Halfling musiał zdrowo wytężyć muskuły by dostać się do wnętrza lokalu. Pierwszą rzeczą jaka dotarła do jego świadomości po wejściu do środka był zapach a właściwie mozaika aromatów, głównie żywności, której spora część według Oskara, jak każdy niziołek wyczulonego na woń rozmaitych smakołyków, była wątpliwej świeżości - suszona wieprzowina, tytoń, jabłka i wyłożone na ladę ryby, które czasy świetności miały już chyba za sobą. Z tym wszystkim mieszał się zapach butwiejącego drewna. Oskar wyczuwał go wszędzie dokoła.

Hebrenstrasse leżała niedaleko Reiku. Możliwe, że ta część miasta ucierpiała w wyniku wiosennych roztopów. Wezbrana rzeka jakieś trzy tygodnie temu podtopiła kilka biedniejszych dzielnic pozostawiając setki ludzi bez dachu nad głową. Sklep wyposażono skromnie - lada i regały, od dawna nie naprawiane, były wykonane z jesionu, który nie najlepiej znosił wilgoć. Reszta sprzętów sprawiała równie przygnębiające wrażenie jak cała Hebrenstrasse.

Za ladą krzątał się stary mężczyzna, najpewniej właściciel sklepiku. Ubrany w wypłowiałe skórzane spodnie, upaćkaną plamami po piwie koszulę i lichą kamizelkę jegomość miał około czterdziestu lat. Był wysoki i jak na swój wzrost niezwykle szczupły co w połączeniu z faktem, że niemal przez cały czas się garbił nadawało mu sylwetkę modliszki. Pociągła twarz, haczykowaty nos i osadzone na jego końcu malutkie okulary dopełniały groteskowego wyglądu. O tym, że nie jest sam zorientował się po jakiejś minucie kiedy przerwał na chwilę pucowanie jednego z żelaznych garnków stanowiących część sprzedawanego tu asortymentu. Zwrócił się do niziołka niskim głosem:

- Witam w moich skromnych progach. Coś podać?

- Witam. Panie Viktorze grupka dzieci bawiąca się nieopodal powiedziała mi, że mogę u Pana zapytać się o mojego przyjaciela Bernarda Kempera. Ostatnio go widziałem 10 lat temu w armii, gdzie byłem kucharzem. Chciałbym zrobić mu niespodziankę swoją wizytą. Słyszałem, że mieszka na Hebrenstrasse. Czy mógłby mi Pan pomóc? Mam nadzieję, że nic mu nie jest. - powiedział z zatroskaniem malec. - Oczywiście szukam również paru sprzętów, ale to może poczekać. Mój przyjaciel to sprawa priorytetowa. - dodał patrząc z smutną miną na sprzedawcę.

- Kemper, Kemper, skoro jesteś przyjacielem tego moczymordy może spłacisz jego dług. Za piwo, żarcie i słodycze dla miejscowych smarkaczy wisi mi już ponad piętnaście szylingów. - ton głosu sklepikarza zmienił się momentalnie gdy tylko padło nazwisko zaginionego - Owszem mieszka tu twój kamrat tyle, że raczej już go nie spotkasz. Przynajmniej na tym świecie. Jeżeli Stary Koch nie upomniał się o swoje długi to pewnie zrobili to bracia Schantzheimer lub Alfred Bauer. Albo ta gnida, Gunter Ichering, mogła dojść do wniosku, że ten łapserdak przepuścił na psach więcej niż mógł oddać. Ostatnim razem jak widziałem tego moczymordę lazł na miasto, żeby zalać się w trupa. Do dziś nie wrócił i dobrze. Nikt nie będzie po nim płakał. No, może z wyjątkiem tych bachorów, które w kółko za nim ganiały. Zawsze tylko “Rudi kup mi ciastko, Rudi poczytasz dla nas?”. Rzygać mi się od tego chciało. Teraz przynajmniej nie wrzeszczą mi pod sklepem.

- Oj droga Esmeraldo w co on się wpakował?! W armii był porządnym chłopem nie zajmującym się głupotami, tym bardziej nadmiarem alkoholu. Wymienił Pan tyle osób, którym zalazł za skórę... - mówiąc to niziołek złapał się za głowę. - Postaram mu się pomóc jak tylko się da. Najpierw odnajdę go a potem dopilnuję aby zwrócił wszystkie zaciągnięte w mieście długi. Najgorsze, że nie wiem, gdzie zacząć poszukiwania... Może wskazałby mi Pan jego dom będę codziennie tam zaglądał. Poza tym może Pan mi powiedzieć, gdzie znajdę tych, u których mój przyjaciel ma długi? Może jak spłacę część długów uda mi się mu pomóc. Oby nic mu się nie stało. Był takim porządnym żołnierzem. - powiedział Oskar.

Wysłuchawszy cierpliwie słów Oskara Reucht zadumał się przez chwilę po czym wyszczerzył żółte zębiska we wrednym uśmiechu.

- Może zrobimy tak, mój mały przyjacielu. Zapłać mi pieniądze, które twój koleżka mi wisi a ja powiem ci kto mógł mieć coś wspólnego z jego zniknięciem i gdzie tych ludzi spotkać. Zapłać piętnaście srebrników i powiem ci co wiem. Umowa stoi?

- Oczywiście, że stoi. Zależy mi na wyciągnięciu go z tarapatów. W koszarach to on pomagał małemu i słabemu halflingowi. - powiedział z nietęgim uśmiechem hobbit. - Proszę oto osiemnaście Szylingów. Nadmiar gdyby Bernard chciał jeszcze coś potrzebnego kupić a nie miałby na to pieniędzy. A teraz proszę powie mi Pan kto i gdzie może mieć mojego, mam nadzieję żywego, przyjaciela. - dodał niziołek patrząc błagalnie na sprzedawcę.

- Twój przyjaciel odwiedził chyba każdą spelunę w tej części Altdorfu. Jest jednak kilka miejsc, które szczególnie sobie upodobał. Karczma “Czarny Kucyk” to był jeden z jego ulubionych lokali. Wiem bo sam często tam bywam. Jej właściciel Uwe Koch przez pierwsze kilka lat od chwili, gdy Kemper się tu wprowadził nawet lubił tą łajzę. Przestał, kiedy twój przyjaciel zaczął pić za więcej niż był w stanie zapłacić. Na zapleczu swojego lokalu Koch organizuje gry dla zawodowych karciarzy. Kemper przez jakiś czas próbował swojego szczęścia przy stole. Skończyło się na tym, że musiał oddać karczmarzowi swój miecz, ponoć był sporo wart, i kilka innych rzeczy na pokrycie długu. I tak następnego dnia zaczął od nowa chlać na kredyt. Zaraz potem przerzucił się na psy. W tych stronach walki organizuje Gunter Ichering gdzieś na terenie pogorzeliska i bracia Schantzheimer - ich oberża nazywa się “Pod Spasionym Wieprzem” i stoi przy Blumenstrasse. To jakieś dwadzieścia minut piechotą na północ. Na twoim miejscu omijałbym ten lokal szerokim łukiem, chyba, że wynajmiesz sobie obstawę. Z takim wyglądem na wejściu zarobiłbyś w zęby jeśli nie nóż pod żebra. Powodem, dla którego Kemper od dłuższego czasu tkwił po uszy w gównie była jego słabość do kurew. Aż dziw bierze, że takiemu staruchowi jeszcze staje. Z tego co wiem raz w miesiącu dostawał pieniądze, choć nie wiem od kogo. Ile by ich jednak nie było wszystko przepuszczał. Wracając do dziewek bywał w “Szkarłatnej Damie”. Burdel leży dwie ulice stąd, na Kreutzplatz. Panny Alfred Bauera, który go prowadzi, na kredyt nie dają. Stąd moje przypuszczenie, że Kemper tam właśnie przepuszczał większość otrzymanej gotówki. Bauer oprócz dziwek zajmuje się lichwą. Kilka dni temu był tutaj i pytał o starego moczymordę. Ponoć pożyczył od niego 40 koron, które miał oddać jakiś czas temu. Szczerze powiedziawszy myślę, że twój koleżka pływa teraz w Reiku. Jeżeli jednak dalej masz nadzieję, że dziadyga żyje spróbuj popytać w którymś z wymienionych przeze mnie miejsc. Tylko uważaj towarzystwo jakie tam przesiaduje jest skore do bitki i nie zawsze da się załagodzić brzękiem monet.

- Dziękuję ci za pomoc sprzedawco. Będę musiał znaleźć jakiś ludzi do pomocy i może wtedy uda mi się go odnaleźć. Co do wcześniej wymienionych zakupów to mógłbyś mi podać jedną grubopłatową, drewnianą łychę do pieczenia. Wole drewnianą gdyż wtedy potrawy tak nie zatracają smaku. Poza tym jak znajdę Bernarda to przyśle go tutaj z przeprosinami. Jak on mógł nie spłacić na czas długu u tak porządnego kramarza jak Pan! - mówiąc to niziołek pierwszy raz się uśmiechnął mając nadzieję, że szybko opuści miejsce pachnące stęchlizną i mało wyborowymi potrawami.

Reuch spełnił jego prośbę i powiedział, że potrąci należność z pieniędzy, które zostawił Oskar. Niziołek wyszedł ze sklepu uradowany, że wreszcie może zaczerpnąć świeżego, jak na altdorfskie warunki, powietrza.

***

Wraz z zbliżaniem się do starego baraku Oskar analizował całą rozmowę z Viktorem Reuchtem powoli, skrupulatnie wyciągając wnioski. Oczywiście to, że nie wie, gdzie mieszka Kemper udawał. Zrozumiał wszystko, gdy skojarzył ksywkę zaginionego wymienioną już przez dzieci - Rudi. Ciekawym było, że emerytowany żołnierz miał niebywały talent do staczania się po równi pochyłej, aż do rynsztoku. Pewnym jest, że wraz z przyjaciółmi muszą odwiedzić trzy miejsca - Karczmę "Czarny Kucyk", oberżę "Pod Spasionym Wieprzem" oraz dom Bernarda.


Po dojściu na miejsce niziołek przebrał się w swój codzienny, wygodny, dobrej jakości strój oraz usunął sztuczne pieprzyki, zmarszczki oraz bliznę. Przez kwadrans upewniał się czy aby wszystko zostało usunięte. Jak wiadomo postarał się również zapamiętać jak był scharakteryzowany. "Z doświadczenia wiem, że jak podobnie się scharakteryzuję wszystko się znów uda - nie wiem tylko czy będzie mi to znów potrzebne".

- Czas się zabierać. Ciekawe ile zdobyła Sharlene? Mój rozmówca był niebywale rozgadany. A tak mnie nie docenili! Każdy ma swoje sposoby... - powiedział hobbit ruszając w stronę "Trzech Wron".

***

W "Trzech Wronach" halfling uważnie wysłuchał tego co mieli do powiedzenia inni. Po objaśnieniu sprawy przez Sharlene westchnął i rozpoczął swoją opowieść. Ogólnie jego kolejny cel był dość prosty - ciemną nocą dostanie się do domu Kempera i sprawdzi czy aby nie ma tam bliższego tropu bądź ciała starego pijaka.

- Ja wybiorę się na wizytę do domu Kempera. Proponuję abyście wy poszli do karczmy "Czarny Kucyk" oraz oberży "Pod Spasionym Wieprzem". "Czarny Kucyk" to ulubiony przybytek naszego zaginionego. Jego szefem jest Uwe Koch. Poza chlaniem można tam zagrać w karty. Z tego co wiem Kemper próbował tam swoich sił co nie zmieniło jego życiowego pecha. "Pod Spasionym Wieprzem" natomiast stoi przy Blumenstrasse i niejacy bracia Schantzheimer organizują tam walki psów. Jak macie inne pomysły czekam, jednak ja się dobrze czuję z misją obejrzenia od wewnątrz domu Kempera...
 
Lechu jest offline