Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 02:46   #6
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Ten dzień zapowiadał się dobrze. Mark czyścił nieskazitelnie białą szmatką wręcz patologicznie czyste SWD. Niebawem miał osłaniać konwój ewakuujący cywilów z centrum miasta. W mieście wybuch bunt, sytuacja ekstremalna, najwyższe zagrożenie. Snajper właśnie takie zadania lubił najbardziej. Jego towarzysz Beny zniknął gdzieś kilka minut wcześniej. I w sumie to była ostatnia rzecz jaką strzelec pamiętał. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, błysnęło światło, zobaczył jakieś rozmyte kształty i znowu zobaczył ciemność. Teraz do świata żywych przywrócił go pęd powietrza. Co się stało ? Nie wiedział tego, a oddał by wiele za odpowiedź na to pytanie. Okazało się że spadał w dół, pod sobą widział tylko niewyraźną zieloną plamę. Gdy szok został po sekundzie lub dwóch opanowany, okazało się że spada z jakiegoś statku wprost do lasu. Odpowiedź była prosta: sen. Ale jakiś dziwny. Mark pomyślał że chciał by się wzbić w powietrze ... ale nie przyniosło to spodziewanego efektu. Znaczyło to, iż jest to rzeczywistość. Jakkolwiek chora, nadal prawdziwa. Snajper wrzasnął mimowolnie. Nagle pas którego nawet nie spostrzegł wybuchł i jakby znikąd pojawił się spadochron. Wpadłszy w połać lasu zaraz za jakimś arabem uniknął ostrych jak brzytwy liści. Jego spadochron miał mniej szczęścia. Stracił część swoich właściwości kiedy został poharatany, ale cudem doniósł snajpera do celu.

Ghillie Suit


Mark Bilicky był snajperem USMC. Nie nosił standardowego munduru marines, ubrany był bowiem w przygotowane przez siebie Ghillie Suit. Ubranie z tkaniny chroniącej przed termowizją jest "ozdobione" imitacją trawy i frędzlami, które mają za zadanie rozmyć sylwetkę człowieka. Przez to strzelec zdawał się być bardzo barczysty. Na głowie miał kapelusz, również w specjalnym maskowaniu. Za bazę ubrania służył niemiecki mundur w kamuflażu Flecktarn. Spory plecak także posiadał maskowanie snajperskie, można go było bowiem użyć jako opcjonalnego stanowiska strzeleckiego. Było to spore udogodnienie jeśli miało się przez kilka godzin leżeć w jednym miejscu. Wadziło jednak trochę przy długich podróżach. Pod maskującym strojem Mark założoną miał lekką kamizelkę taktyczną, również w kamuflażu Flecktarn. Magazynki rozmieszczone były tak by dostęp do nich był niezwykle szybki. Kabura pistoletu była przyczepiona na paskach do kamizelki, co nie powodowało utraty mobilności przez zbędne mocowania.

Od razu po wyplątaniu się ze spadochronu strzelec padł na ziemię. Sprawdził sprzęt; SWD był, celownik w pokrowcu, pistolet i noże też. Plecak z oporządzeniem i amunicja na miejscach. Pamiętał jak szykował wszystko przed misją. Rozejrzał się, dookoła byli obcy mu ludzie. Jeden z nich przykuł szczególnie jego uwagę. Był to bowiem najprawdziwszy arab. Ci nie byli mile widziani w USMC. Podnosząc się z ziemi, rozglądając dookoła Mark starał się ocenić sytuację. Sześciu .. nie, siedmiu obcych mu ludzi, w tym jeden wyglądający jak goryl występujący w filmie z lat 70'. Uwagę Rosjanina, bo to nim się właśnie okazał ów osobnik odwrócił dziwny ryk. Wszyscy krzyczeli, rzucali przekleństwami w różnych językach ale kiedy ów dźwięk przeszedł powietrze wszystko na chwilę umilkło. SWD na małe odległości to marnowanie amunicji. Mark przerzucił karabin przez ramie i wyjął pistolet z kabury. Drugą rękę położył na rękojeści noża. Powoli, chwila rozglądając się i mając na oku cały teren wstał. Okazało się, iż Ruskich było tu więcej. Krótka sprzeczka z arabem nieszczególnie obchodziła snajpera. Nie jego wojna ... chyba. Ów drugi kacap udał się w stronę źródła dziwnego dźwięku. To była dobra chwila na zadbanie o karabin. Zrzuciwszy z ramienia plecak i "snajperkę", po odłożeniu pistoletu na trawę ("Ja pierdolę, co to za pojebana trawa ?" tak właśnie zareagował Mark gdy zauważył iż trawa pod naciskiem zmienia kolor) by był gotowy w każdej sekundzie szybko wyjął pokrowiec z PSO-1. Rozpiął go nie odrywając wzroku od dżungli i wrzucił ponownie do plecaka. Złapał karabin i zamontował optykę. Po szybkim przygotowaniu i zoptymalizowaniu ponownie przerzucił broń przez ramie i skupił się na krótszych narzędziach do zabijania.


Snajperskaja Wintowka Dragunowa

- Może pozabijacie się nawzajem jak już ustalimy gdzie kurwa jesteśmy i co tu do jasnej cholery robimy, co ? - zaproponował Mark robiąc dwa kroki do tyłu. Przyklęknął celując w dżunglę, między dziwne liście. Raz tu, raz tam, nie chciał dać się zaskoczyć jakimś sukinsynom z brodami do pasa i imieniem Boga na ustach. Ale zaraz, przecież to raczej nie Afganistan. Cóż, mniejsza o to. Grunt by nie dać się zaskoczyć. Jedna ręka trzymała pistolet, druga spoczywała spokojnie na rękojeści noża.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline