Jerry obudził się w powietrzu i widząc pozostałych pierwsze co zrobił to założył sobie worek-maskę na głowę. Worek miał wycięte dziury tak żeby mógł widzieć co się dzieje wokół niego. Ziewnął i po chwili otworzył się spadochron. Jerry widział pod sobą dżunglę i jedyne co o tym pomyślał to to, że trzeba będzie upolować jakiegoś bydlaka i będzie dobre żarcie. Miał ze sobą posypkę do grilla, kilka składanych krzesełek, kilka litrów wódki, podpałkę, zapalniczkę i oczywiście wielgachny tasak i dodatkowy, zapasowy tasak. Ale będzie wyżerka! - powiedział Jerry jeszcze zlatując na spadochronie i uśmiechnął się choć uśmiechu tego nikt nie widział z powodu wyżej wspomnianego worka.
Po wylądowaniu ładnie złożył spadochron ignorując resztę i ich panikarskie zapędy - w końcu może przydać się hamak.
Widząc, że panikarstwo reszty jest nieskończone po prostu rozłożył wszystkie składane krzesełka. W trakcie przygotowywania miejsca nastąpił jakiś ryk. Jerry ponownie się uśmiechnął i klasnął wiedząc, że skoro jest ryk to jest żarcie. Widząc reakcje innych po chwili powiedział po angielsku dość głośno, żeby wszyscy słyszeli: Ojej macie takie wielkie giwary. Ojej macie przeszkolenie wojskowe. Ojej, a zachowujecie się jak banda owiec. No i ryknęło i co z tego? Dla mnie to na przykład oznacza, że jest to grubszy zwierz. A jak jest grubszy zwierz to ma dużo mięsa. A jak jest dużo mięso to jest co jeść. Pozytywy. Zawsze jakieś są.
I gdy już przykuł uwagę innych dodał odpowiedzi na pytania snajpera: Oczywistością jest to, że jesteśmy w jakimś lesie czy dżungli i do tego nie trzeba Sherlocka Holmesa. Patrząc po was wydaję mi się, że jesteśmy z różnych rejonów świata. Prawdopodobnie zostaliśmy porwani, a to wszystko to jakiś upośledzony test psychologiczny. Może jakiś bogaty cham bada nasze reakcje i czy odrazu się pozabijamy. Dlatego właśnie proponuję usiąść i napić się wódki, którą akurat miałem przy sobie, gdy mnie porwano. W sumie dziwne, że jej nie zabrano, może założyli, że moja wódka może nas połączyć w drużynę. I tu wchodzi tajemniczy ryk - prawdopodobnie jeśli nie będziemy współpracować, jeśli nie wypijemy razem przysłowiowego kielicha (którego nie mam, będziemy pić z gwinta) to najpierw pozabijamy się aż będzie nas mniej, a potem ten ryk zabije pozostałych. Ryk to albo gruby zwierz i to jest dobre, bo lubię próbować nowe rodzaje mięsa albo dźwięk z głośników jakiejś maszyny tych szmat, które nas porwały. - na moment przerwał i spojrzał po pozostałych
- Gdybyście zamiast panikowania i rzucania się na siebie przez moment przystanęli i pomyśleli to doszlibyście do takich samych wniosków jak ja.
A teraz proponuję usiąść w kole na krzesełkach, które rozłożyłem i napić się ze mną wódki. Pokazać trochę współpracy i zaufania. Dla opornych, którzy myślą, że są cwańsi niż ustawa przewiduje: trochę wódki wam nie zaszkodzi, a siedząc w kółku możecie tymi wielkimi giwarami ochraniać plecy innych i pozwolić, żeby kto inny ochraniał wasze plecy. Dodatkowo w kółku wszyscy wszystkich widzimy dlatego nie będziemy musieli się bać, że jeden z nas włoży nóż w plecy drugiemu. - odchrząknął i wciąż widząc opory zdjął worek z głowy i pokazał, że jest dość przeciętnym mężczyzną z przeciętną twarzą i przeciętną fryzurą i krzyknął:
- A jak wam się nie podoba mój plan to wypierdalać mi stąd! - pokazał palcem w krzaki i już nie krzycząc: - Moje krzesełka, moja wódka, moja miejscówa i jedyne co z tym możecie zrobić to mnie zastrzelić. Nie wypijemy, nie poznamy się i prawdopodobnie nie wyjdziemy stąd żywi. Tylko działając wspólnie możemy to przeżyć.
Odwrócił flaszkę i uderzył w dno po czym otworzył ją i pociągnął średniego łynia. Wyciągnął rękę z otwartą flaszką i pragnie, żeby ktoś to od niego wziął, a jak już weźmie to niech ten ktoś usiądzie. I niech tak wszyscy usiądą. Nawet arab, bo allah po pierwsze zabronił wina, a nie wódki, a po drugie niech arab siada jak tatary litewskie pod drzewami to allah go nie będzie widział i tak z tą wódką.
Jeśli natomiast nikt nie chce wziąść wódki od Jerriego to ten odrazu zakłada sobie worek na głowę, zamyka wódkę i nie wstając z krzesełka mówi: W porządku, wszyscy zginiemy, a skoro zginiemy to przynajmniej przed śmiercią obalę jak najwięcej wódki zamiast łazić po lesie z takimi chamami jak wy. Na nic wam się zda bieganina. Jeśli ktoś miał władzę, żeby z różnych rejonów świata porwać kilka osób po czym zrzucić ich ze spadochrony do wielgachnej dżungli to znaczy, że dla nich żaden problem zabić wszystkich.
Jeszcze raz spojrzał na wszystkich i jeszcze raz spróbował podać flaszkę: Ostatnia szansa na życie? |