Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2010, 14:51   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szczupła dłoń o smukłych palcach wędrowała pałeczką po tekście. Spojrzenie szarych oczu, osłoniętych szkłem okularów podążało za nią.


Albrecht z irytacją przyglądał się tym bazgrołom, próbując odczytać z gramatycznych łamańców ukryty sens. Miał wrażenie, że twórca tej księgi, robił wszystko, by utrudnić życie potencjalnym czytelnikom.
Te mozolne próby przerwało pojawienie się nowicjusza o ciele pokrytymi ranami. Pogardliwie wymawiając imię Albrechta powiedział mu, że Czysty go wzywa. A alchemik uśmiechnął się ironicznie. Taki już był jego los. Sługi sług. Najbardziej pogardzali nim najniżej postawieni i neofici. Wyżsi rangą zapewne też, ale nie wysilali się by to okazywać. Nawrócony nie był warty ich uwagi. Bywał jedynie użyteczny.

Alchemik wstał i z niemal wystudiowaną uprzejmością odparł, że natychmiast się uda.Był wyższy od neofity, miał prawie dwa metry wzrostu. Pewnie robiłoby to większe wrażenie, gdyby nie to że Albrecht był przerażająco chudy. Prawdziwa tyczka. Czarne kręcone włosy otaczały wychudłą twarz w której za szkłami okularów tkwiły przenikliwe oczy.
Albrecht ubierał się w czarne luźne szaty, a na dłoniach zawsze nosił cienkie rękawiczki ze skóry. Z obojętnym wyrazem twarzy wędrował spojrzeniem po ranach nowicjusza, ciekaw czy któraś zaogniła się na tyle by wdał się zgorzel. Czasami kapłani i neofici (zwłaszcza neofici) w swym oddaniu Varunathowi i samookaleczeniu posuwali się za daleko. A wtedy to właśnie Albrecht spieszył z pomocą korzystając ze swej wiedzy medycznej. Jednakże musiał przyznać, że nigdzie nie dowiedział się tyle ranach co w świątyni Pana Kary i Kaźni.
Chłoptyś nie zaszczycił alchemika odpowiedzią i oddalił się do swych obowiązków.Tak jak się Albrecht spodziewał. Alchemik zamknął księgę i ruszył na spotkanie z Czystym.
Nie kwapił się by zamknąć pokój. Nikt z przebywających świątyni kapłanów nie poniży się do kradzieży. A złodzieje szerokim łukiem omijają świątynie Varunatha.

Albrecht ruszył w kierunku komnaty Czystego, musiał spieszyć, bo kapłan tej rangi nie lubił czekać. A alchemik szedł do jego komnaty okrężną drogą, obchodząc szerokim łukiem komnaty przesłuchań, będące de facto komnatami tortur. Nie lubił odgłosów z nich dochodzących, przerażały go one bardziej niż był w stanie znieść. Prześladowały w snach.
Do wszystkiego już się przyzwyczaił w świątyni Varunatha, poza komnatami przesłuchań.
Dlatego też się spieszył, pamiętając o uprzejmości wobec każdego kapłana jakiego spotkał niezależnie od rangi.

Czysty już czekał, Albrecht skłonił się i zaczął przepraszać za swe spóźnienie, jednocześnie zapewniając, że starał się przybyć jak najszybciej.
Kapłan uciął jego przemowę gestem dłoni i zaczął mówić.- Popełniono okrutny mord na zamku Kreda, w siedzibie thara Ushmajela D’Naghar. Zabito jego córkę.
Albrechta te słowa zaskoczyły. Milczał. A Czysty widząc jego milczenie zaczął kontynuować.- Do naszej świątyni dostarczono list, w którym to thar prosi zbadanie owej zbrodni i znalezienie winnego.
„Prosi”... lekki uśmieszek wykwitł na twarzy Nawróconego. Alchemik nie miał wątpliwości, że thar żądał.
-Wedle jego słów, zbrodnia była okrutna a ciało córki zbezczeszczono. Więc to sprawa która musi być rozwiązana delikatnie. I dlatego...- kolejne słowa kapłana miały zadecydować o roli Albrechta. - ...wysłana zostanie kapłanka Althea. A ty będziesz jej służył swą pomocą i wiedzą.
Althea? Tylko o niej słyszał. Także o jej przydomku. Cierń. Nie wiedział skąd go miała. Nie wnikał w to. Potwierdził zgodę na uczestnictwo w tej misji, skinięciem głowy. Zupełnie jakby jego zgoda miała jakiekolwiek znaczenie, zupełnie jakby miał wybór. Bo nie miał żadnego. Wszak jego zgoda była tylko formalnością.


Wyjechali we trójkę w pośpiechu. Czysty wspomniał, że ona dobrała sobie ich za towarzyszy. Czemu? Albrechta to ciekawiło, ale... nie wnikał w jej pobudki. Nie zamierzał o to pytać. Ani także o to czemu jechała także i ona. Arya miała na imię. I wyglądała na wojowniczkę.
Czyżby w okolicach Kredy było, aż tak niebezpiecznie, że nawet kolczasta maska kapłanki, nie stanowiła dla nich ochrony?
To dawało do myślenia. I skłaniało alchemika, do trzymania przy pasie, kilku lancetów.
One jechały z przodu, on z tyłu. Na najbardziej objuczonym wałachu. Otulony szarym płaszczem z szerokim kapturem, kryjącym jego twarz w wiecznym cieniu. Jedynie przenikliwe spojrzenie obserwowało obie kobiety. Na reszcie twarzy gościła obojętność, czasem jedynie rozpraszana przez ironiczny uśmieszek.
Nie było zbyt wiele czasu na rozmowy. Sytuacja wymagała pośpiechu. Nie zdążył więc poznać żadnej z nich bliżej, ale... sytuacja w jakiej się znalazł zmuszała go do rozmowy z Aryą. Co wieczór i co rano prosił ją o pomoc przy nakładaniu pakunków na swego wierzchowca. Niestety, przeszłość niczym pijawka wyssała siły z ciała Albrechta. I nie był już tak krzepki jak dawniej. Z pomocą Aryi pakowanie całego dobytku na konia szło szybciej, więc prędzej mogli się udać dalej. Tak więc co wieczór i co rano, Albrecht połykał swą męską dumę i prosił wojowniczkę o pomoc. Co wieczór zaparzał też ziółka na sen. Mógł się co prawda bez nich obyć, ale lubił ten cowieczorny rytuał.

A do samej twierdzy zagnała ich burza...

Albrecht nie miał okazji przyjrzeć się miastu. Czego niespecjalnie żałował. Zapewne jeszcze nie raz, nie dwa, przyjdzie mu przemierzać uliczki podążając za Altheą. Cień kapłana Varunatha, tym bywał w przeszłości i ta rola była mu i teraz przypisana.
Gdy thar mówił, Albrecht milczał. Był tylko sługą. Więc bezczelnością byłoby mu wchodzić w słowo komuś Czystej Krwi. Zwłaszcza, że bezczelność wobec szlachty zawsze była surowo karana.
Albrecht więc stał za Altheą i słuchał i obserwował. I wyciągał wnioski.
Pierwszy powód do rozważań był taki, że być może przyjdzie mu dzielić komnatę z Aryą. Sam nie wiedział czy się martwić czy cieszyć z tej wieści. Zerknął na dziewczynę, ciekaw jej reakcji na tą nowinę.
Drugim powodem rozważań były zwłoki... należało je dokładnie zbadać, by ustalić przyczyny i okoliczności zgonu. Czysty wspominał, że to była okrutna zbrodnia, ale Albrecht przywykł już do różnego rodzaju zwłok. Okaleczonych, w zaawansowanym stanie rozkładu, w częściach... zwłoki nie robiły na nim żadnego wrażenia.
Trzecim powodem był Pazur. Albrecht jeno się uśmiechnął ironicznie. Nie czuł ducha rywalizacji. Jemu wszystko jedno było, czy Pazur dopadnie mordercę przed nimi, czy oni przed nim. Tak czy siak, biedaka czeka okrutna męka przed śmiercią. No cóż, on tylko zamierzał sumiennie wykonywać swoje obowiązki i polecenia kapłanki, której obecnie podlegał.
Gdy już thar skończył przemowę, alchemik zwrócił się cicho do owego sługi, Baltazara.- Potrzebni będą słudzy do przeniesienia pakunków z wałacha na którym podróżowałem, do pokoju który przyjdzie mi zajmować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-12-2010 o 15:12.
abishai jest offline