Półork siedział spokojnie z boku, przyglądając się z uwagą wszystkiemu, co działo się wewnątrz świątyni. Spoglądał na kleryka, spoglądał również na wsłuchujących się w kazanie wiernych tempusytów. Trochę go to nawet interesowało. Gdy zaś wszystko dobiegło końca zielonoskóry wstał i podszedł do krasnoluda.
-Też się zgłoszę.- rzekł gromko, choć akurat nie to było jego głównym celem podejścia do ołtarza, gdzie wyświęcano broń wojowników. - No to mamy ciekawy okaz do boju. Zaczynasz dziś? Czy wolisz wpierw zobaczyć jak to wygląda?- spytał rudobrody krasnal.
-Zobaczę najpierw jak to wygląda.- odrzekł zielonoskóry -A teraz wybacz.- dodał, po czym podszedł do Gunnara.
-Tak jak się umawialiśmy. Przyszedłem i wysłuchałem twojego kazania.- zameldował się. -No i? Co o tym sądzisz?-spytał kapłan spoglądając wprost w oczy półorka.
-Dogmaty twojego boga odpowiadają mi. Nie przepadam za takimi, którzy w walce za dużo kombinują a wróg, który stanie z Tobą do walki, okazuje odwagę i za to należy mu się szacunek, więc i dręczenie jeńca nie wchodzi w grę.- odpowiedział. -To dobre na początek.- odparł Gunnar uśmiechając się nieco. Potarł czoło dodając.- Ale to dopiero pierwszy krok. Jesteś gotów na kolejne?
Zielonoskóry skinął głową, ukazując swoje zdecydowanie i pewność siebie. Był gotowy. Szczerze chciał porzucić stare, orkowe bożki na rzecz tego boga, którego dogmaty mu odpowiadają. -Na początek pokaż oddanie jego ideałom w walce na arenie. Potem, gdy będziesz gotów, wyślę cię z misją od samego Tempusa.-rzekł w odpowiedzi Gunnar.- A gdy ją spełnisz... zostaniesz przyjęty w szeregi jego wyznawców.
-Myślałem, że to trochę prostsze.- rzekł z zastanowieniem w głosie -Oni wszyscy również wykonywali misje dla kościoła?- spytał spoglądając na masę wiernych. -Nie wszyscy... ale, przejście na inną wiarę to niełatwy proces. Nie można, ot tak porzucić jednych bogów na rzecz drugich.-odparł kapłan i dodał.- Nie będzie to ciężka misja i zapewne związana będzie z walką.
Zielonoskóry jak miał to w zwyczaju kiwnął głową -Niech tak będzie. Co zatem mam zrobić?- spytał. Trochę go to przerastało. Spodziewał się kilku zaklęć, czy obrzędu a nie biegania w imię kościoła. Ciekaw był, czy później będzie tak samo, czy raczej będzie już z powrotem wolnym strzelcem. -Na razie arena.- odparł kapłan.-A ja w tym czasie pomodlę się do Tempusa, by dostać wskazówki co do misji dla ciebie.-
-Niech tak będzie.- rzekł do Gunnara, po czym znów podszedł do rudobrodego krasnoluda -Zmieniłem zdanie. Mogę zaczynać od zaraz.- zwrócił się do brodacza. W istocie miał jeszcze dwa całe dni do wyprawy do tajemniczej świątyni, więc mógł je wykorzystać tak jak lubił a przy tym jeszcze coś zarobić. -Dobra. Zasady są proste. Żadnej broni, zbroi, magii, żadnego uderzania leżącego. Żadnych ciosów, które ewidentnie służą do okaleczenia przeciwnika, żadnego wpychania palców w oko, żadnego gryzienia, żadnej walki po poddaniu się przeciwnika. - krasnolud wyliczył zasady na palcach.-Jeśli ci się reguły ci odpowiadają, przyjdź na arenę wieczorem i pytaj o Krasnira, to ja.-
-Zatem to walka na gołe pięści?- chciał się upewnić, choć słowo walka raczej nie jest odpowiednie, bo prędzej można to określić zapasami. -Tak... w coś tym stylu.-odparł krasnolud uśmiechając się nieco... ironicznie.
Zielonoskóry skinął głową. Wszystko było dla niego jasne. Thog odwrócił się na pięcie i opuścił świątynię. Ciekaw był jak ta cała arena w ogóle wygląda.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |