Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2011, 07:32   #5
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Gdzieś…


W ciemnym pomieszczeniu na ścianach tańczyły cienie migotliwych płomieni pochodni.
Potężna postać w lśniącej czarnej zbroi nieruchomo siedziała w zacienionym fotelu zdobionym okuciami niczym tron królewski. W spowitej półmrokiem komnacie unosiły się zapachy spalonego wosku oraz zatęchłej wilgoci.

- Panie, Samotna Góra otoczona! Żaden szczur ani krasnolud się nie przeciśnie! – basowym zachrypłym okrzykiem wyrzucił z siebie wyraźnie zmęczony podróżą potężny Uruk-hai.

Mierzył ponad sześć stóp. Silnie umięśnione ramiona spokojnie unosiły się wraz z szeroką klatą, kiedy głęboko oddychał składając meldunek. Widać było, że jest bardzo zmęczony, bo trudy podróży odbijały się wyraźnie na jego twarzy oraz przede wszystkim butach, ubłoconych i podartych. Wygięty czarny naramiennik oraz krew na szyi i przedramionach którą był ochlapany zdradzały, że ork przybył prosto z pola bitwy.

- Erebor? – zimnym jak stał głosem zapytała zacieniona postać.
- Zdobyte kopalnie i dolne poziomy miasta Panie! Niedługo padnie Cytadela! – odpowiedział Gorthak wypinając dumnie szeroką klatę.




Ostatnia Karczma, Marzec 251 roku


Nieprzyjemna scena przy stole aktorów najwyraźniej odebrała ochotę na dalsze ucztowanie, bo biesiadnicy w niecałą godzinę jeden po drugim udali się na spoczynek.

W tawernie na dole zostało trzech podróżników siedzących teraz przy jednym stole oraz rodzina karczmarza, która uwijała się ze sprzątaniem pomieszczenia. Oberżysta puszczał ukradkowe zniecierpliwione spojrzenia w kierunku niecodziennej kompanii elfa, krasnoluda i człowieka, dając im do zrozumienia, że wszystkim na zdrowie by wyszło, jakby wszyscy udali się wreszcie do spania.

W pewnej chwili dało się słyszeć ciężkie, głuche uderzenie o drewniane deski podłogi, że aż zakołysał się żyrandol ze świecami, który zwisał na łańcuchu z sufitu baru, a później krzyk dobiegający z góry. Oberżysta z wrażenia przewrócił dzban, którego zawartość popłynęła po szynkwasie, kapiąc gęstą cieczą na podłogę. Córka z matką, które stały obok siebie odruchowo zbliżyły się do męża, który sięgnął pod ladę, wyciągając sporych rozmiarów drewnianą pałę.

Pierwsi, którzy dobiegli na górę, zaraz po pokonaniu schodów zobaczyli na korytarzu uchylone drzwi od jednego z pokoi gościnnych, z którego powoli, tyłem wyszedł Humbert. Biała koszula aktora była rozpięta a rękawy luźno zwisały rozsznurowane w nadgarstkach, jakby mężczyzna szykował się do spania. Jedyną rzeczą zupełnie nie pasującą do jego oblicza, a bardziej do okoliczności był nóż, który ściskał w jednej z dłoni. Na widok przybyłych ludzi przyjrzał się ostrzu i powoli wyrzucił na ziemię zdobiony jak sie okazało sztylet, opierając się plecami o drewnianą ścianę. W sypialni na podłodze leżał ściskając się za piersi Aldik. Wił się na podłodze z wykrzywioną twarzą wrzeszcząc wniebogłosy.

- Ratunku! – a widząc wbiegające postacie wyciągając rękę w kierunku szpakowatego Humberta darł się wniebogłosy – Morderca! Chciał mnie zabić psi syn!

Na te słowa oskarżony aktor podniósł ręce w geście poddania i zapewnienia o swojej niewinności mówiąc z przejęciem.

- Bzdura. Jestem niewinny. To nie ja! – mówił zaglądając w oczy podejrzliwym i wątpiącym świadkom niedoszłej zbrodni.

Wbiegająca do pokoju reszta trupy oraz córka oberżysty w szoku obserwowali scenę. Kobiety z niedowierzaniem przewracały oczami od jednego do drugiego starego przyjaciela.

- Jak śmiesz zaprzeczać! – darł się Aldik, który z pomocą oberżysty i jego żony został przeniesiony na łoże.

- Drodzy goście! – odezwał się karczmarz poważnie patrząc po twarzach trójki podróżnych. – Pomóżcie proszę! Strażnik z naszej strażnicy przepadł jak kamień w wodę kilka dni temu, a reszta załogi to proste chłopy do załatwienia takiej sprawy niezdolne. Rozwiązać te sprawę trzeba przynajmniej co do osądzenia, kogo do Bree lub Tharbadu w kajdanach dostarczyć będzie trzeba jak puszczą śniegi. – mówił patrząc głównie na Andarasa, jako że elfy zawsze słynęły z roztropności i mądrości, lecz i u krasnoluda jak i człowieka szukając aprobaty. – Panie, ratować też biedaka trzeba – mówił do elfa, który okazał się juz wcześniej sprawnym w swych umiejętnościach medykiem, patrząc na jęczącego na posłaniu grubego aktora.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-04-2011 o 03:31. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline