Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2011, 14:57   #5
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Miasto Kreda, wiosna, rok 656 Imperium

Wydawać by się mogło, że na Kredę spadł gniew Fearnostha – Aspektu Dziczy. Strumienie wody chłostały wcześniej zakurzone ulice, gwałtowne porywy wiatru zrywały dachówki z kamienic, strzechy z domostw biedniejszej części mieszkańców żyjących na obrzeżach miasta a nawet urywały niezabezpieczone okiennice. Kto żyw szukał schronienia wśród czterech ścian, pod dachem, nawet kiedy ów dach zaczynał przeciekać.
Tylko jedna osoba nadal stała na środku placu targowego obserwowana przez kramarzy i ciekawskich, którzy skryli się przed ulewą pod arkadami okalającymi wysoki budynek Domu Rzemieślników – jednego z nielicznych legalnych stowarzyszeń w Imperium Cienia. Władcy i sam Imperator uważali, że zrzeszanie się ludzi stwarza doskonały kamuflaż dla czarnoksięskich loży. Od dawna już powszechnie wiedziano, że czarownicy mogli zdziałać więcej wspierając się nawzajem własnymi mocami. Aby wykluczyć ewentualność konspiracji pod przykrywką legalnie działających organizacji Tradycja zakazywała zrzeszania się poza nielicznymi wyjątkami.

Ale wróćmy do stojącej na środku targowiska postaci.

Widzicie, jak rozłożyła ręce na boki zupełnie ignorując chłoszczące ją strumienie wody. Widzicie, jak podryguje dziwacznie, niczym obłąkany szaman czczący deszcz gdzieś w barbarzyńskich krainach poza Imperium. Jak podskakuje! Jak obraca się wokół swojej osi wirując niczym spadający liść klonu! Słyszycie, jak wyje, przekrzykując nawet chlupot wody i grzmoty piorunów!
Tak! Zapamiętajcie tą osobę, której łachmany przylegają do ciała! Zapamiętajcie ją dobrze. Ta pamięć jeszcze wam się przyda. Jej imię jeszcze pojawi się w tej opowieści.... Niedługo.

Na razie jednak szaleniec nie zdając sobie sprawy z tego, jaką rolę przyjdzie mu odegrać w nadchodzących wydarzeniach tańczy na deszczu, śmiejąc się jak niewinne dziecko. Zapamiętajcie ten śmiech. Warto ....


Twierdza Kreda, siedziba thara Ushmajela D’Naghar, w tym samym czasie

Althea zwana Cierniem i Albrecht „Nawrócony”

Burza za murami zamczyska rozszalała się na dobre. Błyskawice przecinające niebo oraz grzmoty piorunów dają wam niesamowitą wręcz oprawę, kiedy idąc za Balthazarem zmierzacie przez korytarze twierdzy, aby zobaczyć ciało zamordowanej dziedziczki.

Myśli każdego z was wędrują własnymi torami. Każde z was analizuje pierwsze chwile spędzone w Kredzie z przyzwyczajenia.

Althea zastanawia się nad zachowaniem thara. Coś w jego postawie, w sposobie mówienia poruszyło w jej kapłańskim, zimnym sercu, jakąś strunę niepokoju. Czy był to jego niesamowity wręcz spokój? Czy też może fakt, że opuścił tak szybko wasze towarzystwo? Że nie dopytywał o podroż? Nie narzekał na rangę przysłanego śledczego? Nie zadawał pytań, jakie zazwyczaj są zadawane w takiej sytuacji? Że milczał? Może. Nie wiedziała.

Albrecht myślał tymczasem o ciele, do którego zmierzali. O tym, w jakim będzie stanie. Co powiedzą mu zadane rany? Czy nie przybyli za późno, nim rozkład dokonał swojego. Nie wiedział, ale zaraz miał się przekonać

Stary sługa prowadził przez korytarze pewnie, lekko się garbiąc. Jego twarz pozostawała czujna i skupiona.




W końcu zeszliście do podziemi, gdzie grube skały przytłumiły dźwięki burzy szalejącej na zewnątrz.

Pod Kredą najwyraźniej mieścił się spory kompleks podziemnych korytarzy. Ciekawe, dokąd prowadziły te kazamaty, ile tajnych komnat i wyjść skrywały, co mieściło się w tych skrytych w wiecznych ciemnościach podziemiach? Pytania, które być może nie doczekają się odpowiedzi.

* * *

Ciało leżało na katafalku w jednej z bliżej położonych od schodów komnat. Pomieszczenie skrywał mrok, poza kilkoma łojowymi kagankami dającymi naprawdę niewiele światła. W woskowym blasku rzucanym przez knoty ciało Nathanelli wydawało się nierealne. Śmierdziało jednak jak najbardziej realnie, mimo wilgoci, jaka lśniła właśnie na ścianach komnaty.

Nathanella za życia była wysoka i szczupła. Teraz jednak jej ciało zdecydowanie straciło na wzroście. Nogi szlachcianki odrąbano pod kolanami. Również ręce w zgięciach łokci. Ciało musiało spędzić troszkę czasu w wodzie. Skóra pokryła się niezdrowym zabarwieniem i pomarszczyła od wilgoci. Niegdyś ładną, na szlachecką modłę twarz – szczupłą i drobną – teraz szpeciły dwie poczerniałe blizny po oczach. Ciemne otwory w czaszce wpatrywały się w sufit komnaty, z którego krople wilgoci spadały na nagie ciało. Czarne włosy zamordowanej rozsypały się wokół głowy, niczym macki na łbie gorgony.

Podeszliście do ciała bliżej i dopiero wtedy zorientowaliście się, że nie jesteście w komnacie sami. Czarne szaty gościa idealnie zlewały się z mrokiem w rogu pomieszczenia, gdzie stał, niczym posąg. Tylko jasna plama połowy białej maski zdradziła jego obecność.
Kapłan Maraji – Aspektu Życia i Śmierci - wyszedł z cienia. Dwie maski – kolczasta i biało – czarna – zwróciły się w swoją stronę.

- Nazywam się Świeca – powiedział zamaskowany duchowny suchym, zachrypniętym głosem. – Witam Waszą Sprawiedliwość w murach Kredy. Sprawca wiedział co robi. Zabrał oczy, byśmy naszymi modlitwami nie ujrzeli ostatnich chwil z jej życia. Zostawiam wam jej ciało i zaczekam przy schodach, aż opuścicie dom mej Matki.

Wyszedł prawie bezszelestnie pozostawiając za sobą słodkawy zapach ziół balsamicznych.

Zostaliście sami. Nawet Baltazar wyszedł, by ułatwić wam pracę.


* * *


Cichy chrobot pióra na pergaminie ucichł. Krótka notatka z oględzin ciała spisana przez Albrechta została zakończona i przekazana w ręce oczekującej Althei.

Cytat:
Śmierć nastąpiła w skutek wykrwawienia. Kończyny odrąbano jeszcze za życia. Czterema silnymi ciosami ostrej broni. Najpewniej topora. Następnie ciało zostało przewiezione nad rzeką i dowiązane do koła w opuszczonym młynie wodnym. Zgon nastąpił siedem do dziewięciu dni temu, trudno orzec precyzyjnie, bowiem dłuższe przebywanie w wodzie – przynajmniej całą dobę – utrudnia precyzyjne oględziny. Nie stwierdzono żadnych innych ran, śladów przemocy i tym podobnych rzeczy. Poza brakującymi oczami, co jednak mogło mieć zwykły charakter ostrożności
Wzrok kapłanki przebiegał po starannych literach wykaligrafowanych przez „Nawróconego”. Oględziny byłego alchemika potwierdzały jej własne przypuszczenia.

- Wasza Sprawiedliwość – Baltazar pukaniem obwieścił swoje nadejście. – Przyprowadziliśmy człowieka, którego chciałaś widzieć. Nazywa się Snopek i czeka w komnacie obok. Moj pan oraz świątobliwość Świeca zapytują, czy ciało jaśnie panny będzie jeszcze waszej sprawiedliwości potrzebne, czy już może kazać rozpocząć ceremonię pogrzebową.


Miasto Kreda, wiosna, rok 656 Imperium, gospoda „Pełen kufel”

Arya

Burza rozszalała się na dobre, co napędziło właścicielowi przybytku klienteli. Po chwili w niezbyt dużej izbie jadalnej zrobiło się naprawdę tłoczno i gwarno. Salę wypełnił hałas i bogaty smród – zapachy z kuchni mieszały się z naturalnym odorem ludzkiej ciżby.

Szybko się zorientowałaś, że karczma jest ulubionym miejscem spotkań miejscowych tragarzy, ceglarzy, murarzy i ludzi zajmujących się budowaniem domostw.

Wnętrze karczmy nie różniło się od tysiąca innych w całym Imperium. Kamienne ściany, proste ławy i stoły, szeroki szynkwas za którym stał beczkowaty gospodarz, na którego wszyscy wołali Prosiak. Bród, dym, smród i ciepła, niewyszukana strawa oraz napitki. Coś, co potrzebne jest zarówno miejscowym, jak i przyjezdnym.

Poza tobą w knajpie nie widziałaś kobiet. Nie licząc zony oberżysty, ale ta miała wąsa oraz kilku dość zmęczonych życiem dziwek, ale te bardziej przypominały woźniców niż kobiety. Cóż. Wiedziałaś, że twoja obecność może w końcu zwrócić uwagę jakiś podchmielonych i rozochoconych amantów, lecz twoja sylwetka i ostentacyjnie noszona broń najczęściej odstraszały podochoconych mężczyzn. Najwyraźniej ci z Kredy nie należeli do wyjątków, bowiem miałeś spokój i mogłaś zająć się jedzeniem i słuchaniem.

Piłaś mało, jadłaś więcej – jak zawsze i słuchałaś czujnie i uważnie – jak zawsze.

Strzepki rozmów. O kobietach.

- Mówię, ci że ona brała we wszystkie trzy dziury ! – zaklina się jakiś podpity murarz?

Ona? Zamordowana?


- Pierdolisz – odpowiada mu drugi – Łagodna?

- Tak. Ona.

- Ja pier ....

Dalej nie słuchasz.

- Szkoda jej? – ktoś inny zwierza się kumplowi nad kuflem ciemnego. – Dobra była.

- Najlepsza – zgadza się kompan smutno kiwając głową.

- No. Najlepsza. Szkoda jej.

- Może daj do zacerowania.

- Dobra myśl, Drabina, Dobra ...

I tak dalej. Każda rozmowa w zasięgu twego ucha, która wygląda obiecująco, w końcu okazuje się nieistotna. Dotyczy kobiet, których nie znasz. Życia osobistego, w tym tego najbardziej intymnego mieszkańców. Rzeczy często banalnych i zwykłych.

Ale nie byłabyś sobą, gdybyś wstała i poszła na górę. Wieczór dopiero się zaczyna, a ty masz rozkazy do wypełnienia. Więc słuchasz i obserwujesz. I po pewnym czasie orientujesz się, że nie jesteś w tym osamotniona.

Jakiś mężczyzna z twarzą pomalowaną jak pielgrzym Maraji siedział nad kawałkiem razowego chleba i pozornie pogrążony w modlitwie przysłuchuje się uważnie rozmowom ludzi, jak i ty.



Tacy pielgrzymi to częsty widok na traktach Imperium. Wędrują oni do miejsc pochówku swoich rodzin, by złożyć im hołd swoją pamięcią. Ten jednak nie wyglądał na kogoś pogrążonego w rozmyślaniach i cichej modlitwie. Raczej na kogoś, kto ma tutaj do wykonania jakąś poufną misję. Słuchając rozmów zwróciłaś też uwagę na fakt, iż od czasu do czasu nieznajomy lustruje też salę, zwracając baczną uwagę na dwóch mężczyzn siedzących w rogu izby. Obaj obserwowani przez „pielgrzyma” wyglądają niepozornie, jak większość bywalców „Pełnego kufla”. Ale i w ich przypadku jakiś szósty zmysł ostrzega cię, że nie są murarzami, za których pragną tak bardzo uchodzić. Wiesz, że siedzą tutaj już dłuższy czas i nie zamienili chyba ze sobą ani jednego słowa.

Dziwne. Bardzo dziwne.
 
Armiel jest offline