Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2011, 17:41   #2
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
~Świetnie, kocham deszcz .. po prostu ubóstwiam~ ironia przemknęła przez myśli Hansa szybciej niż deszcz z dachu do rynny. Miał wprawdzie do przejechania jeszcze spory kawał drogi, lecz w sumie w siedzibie strażników wyczekiwano go dopiero za tydzień. W sakiewce pobrzmiewało jeszcze kilka grosików, więc spokojnie mógł zabawić dzień lub dwa w gospodzie. Nikt przecież nie powinien się obrazić ?

Averburg było miastem, które Hans odwiedzał raz na dwa, może trzy tygodnie. Nie było duże, nie było tu kogo ochraniać, wszyscy się znali. Pośród kilku domków strażnik szybko wypatrzył karczmę. Stary i skrzypiący szyld głosił "Karczma pod Łbem Dzika". Budynek wyglądał na wiekowy i nie remontowany od dawien dawna. Przez brudne okna dochodził przyjemny blask ciepłego wnętrza. Strugi wody spadały z głośnym plaskiem z dachów na drogę, tworząc istne bajoro. Służbowy koń grzązł i ledwie ciągnął się w stronę gospody.Delhof, bo tak wabił się wierzchowiec był maści brązowej, a na grzbiecie miał sporą białą plamę. Nim Hans dotarł do wejścia, użył pod adresem pogody chyba wszystkich znanych mu przekleństw. Uderzył pięścią w drzwi z całej siły, nie przestając jeździć po tym cholernym deszczu. Z ciepłego i suchego wnętrza wyjrzał młody, góra piętnastoletni chłopak. Niski, gruby i z jasną, powichrzoną czupryną.
- Witam Cię, podróżniku! - chłopak zmierzył Hansa wzrokiem i szybko zorientował się z kim na do czynienia.
- Odprowadzę pańskiego konia do stajni - powiedział z niechęcią na twarzy patrząc pod ramieniem strażnika, które trzymało drzwi na błoto i deszcz panujące na zewnątrz.

Wnętrze gospody było ciepłe i przytulne. Przynajmniej strażnik tak je teraz postrzegał. Przesiąknięte wodą ciuchy zostawiały za sobą mokry ślad. Nie umknęło to uwadze grubego karczmarza, który momentalnie zjawił się przy Hansie i zaczął prawić mu morały. Dla świętego spokoju mężczyzna wyrznął ciuchy przy wejściu i dopiero usiadł przy stoliku. Mokra koszula przykleiła mu się do ciała. Spodnie ważyły kilkakrotnie więcej niż normalnie. Reszcza ubrań wisiała na oparciu od krzesła, podobnie jak pas z pistoletem, choć ten akurat był suchy. Był pod ręką, bo jak wiadomo w karczmach zawsze gdy pełno, łatwo o awanturę. Kiedy Hans rozwiesił już swoje ciuchy na krześle, do izby wszedł pomocnik karczmarza. Poinformował strażnika o tym, że koń jest w stajni. Mężczyzna przez chwilę rozważał rzucenie mu srebrnika, ale gdy tylko złapał sakiewkę, ta wydała mu się dziwnie lekka. Podziękował mu i wyciągnął się na swoim siedzeniu. Przy stoliku siedziało jeszcze kilka osób. Trzech innych facetów rozmawiało z kobietą o pogodzie i innych błahych tematach. Hans tylko zerkał na nią od czasu do czasu, myśląc nad dalszymi krokami.

Wypadało by w sumie wynająć pokój, ale kto za to zapłaci ? Chociaż z drugiej strony spędzanie nocy pod gołym niebem przy takiej pogodzie to szaleństwo. Ostatecznie Hans postanowił poczekać. Wówczas karczmarz postawił na stoliku kufle z piwem. Strażnik porwał jeden z nich i powoli upił łyk. Po nim drugi, chwilę później trzeci. Nim osuszył kufel, drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Do izby weszło kilka osób. Byli z inkwizycji, szukali jakiegoś człowieka. Odetchnąwszy z ulgą strażnik dróg padł na swoje krzesło i już miał złapać kufel, gdy do ich stolika podszedł jakiś facet. Wariat chciał żeby wzięli list. Przez myśl strażnika przebiegło szybko coś w stylu ~Ciekawe ile Inkwizycja da za wydanie go?~ale nim zdążył sobie na to odpowiedzieć, dziewczyna porwała list i skryła go pod płaszczem. Hans mało co nie zakrztusił się swym piwem. ~Super, teraz ją złapią, a nas powieszą w gratisie ...~. Nie było planu, nie było niczego! Jasna cholera... będą kłopoty i ro duże!Momentalnie w karczmie zaczęła się rozróba. Korzystając z tego faktu, cała ekipa w ciągu kilku chwil znalazła się za barem, zbliżając się do drzwi na zaplecze. Hans został kilka kroków z tyłu, gdyż musiał zwinąć swoje ubrania. Założył je szybko na zapleczu, gdzie było tylko jedno małe okienko. ~Trzeba pryskać~ pomyślał i wyszedł przez nie. Lodowaty deszcz padał nadal z całą siłą.

Hans biegł grzęznąc co kilka kroków w błocie. Krople mocno uderzały w rondo jego spiczastego kapelusza. I nagle przeszła go pewna myśl. ~Czemu ja do jasnej cholery biegnę!?~ i zaraz po tym ~Niech to szlag, mój koń!~.
- Spotkamy się dwie mile za miastem, dołączę do was! - strażnik rzucił, puszczając się biegiem w stronę karczmy. Pędził tak szybko, że brakowało mu tchu. Gdy był już blisko karczmy myślał, że wypluje płuca. Nigdy nie miał dobrej kondycji, pewnie przez to, że zwykle jeździł konno. Marszowym krokiem mógł przejść spore odległości, lubił maszerować ale bieg był czymś okropnym. Strażnik miał nadzieję, że przed samą karczmą nikogo nie będzie, a stajnie nie były jeszcze przeszukiwane. Na wszelki wypadek sprawdził czy pistolet dobrze leży. Pasek ułożył się wygodnie mimo zakładania go w nadzwyczaj szybkim tempie.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline