Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2011, 22:59   #8
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Gabriel Hörbiger siedział w wynajętym pokoju i bawił się nożem. Obracał go w dłoniach, przesuwał palcem po ostrzu, a w końcu zacisnął go w pięści i przycisnął ją do ust, zastanawiając się, co przyniesie mu ten dzień. Podniósł oczy i spojrzał na niski, skośny sufit oraz resztę jego taniego pokoiku na poddaszu. Na ten widok zebrało mu się na mdłości. Próba skupienia uwagi na tym, co go czekało, wcale nie pomogła.

Mężczyzna odetchnął głęboko parę razy i przytknął głowę do brudnego okna, aby zobaczyć, jak wygląda na zewnątrz. Mrok sprawił jednak, że z oświetlonego przez ostatnią świecę pomieszczenia widział głównie odbicie własnej twarzy. W tym momencie krople deszczu zaczęły bębnić o szybę. Gabriel wstał i po raz kolejny sprawdził, czy wszystko jest gotowe na ewentualność, gdyby miał wyruszyć z miasta szybko. Nie byłoby to zresztą złe, bo w ciągu ostatnich tygodni Averburg całkowicie mu obrzydł. Sprawdził, czy spakował wszystkie swoje rzeczy do tej niechlujnej torby, którą z konieczności sobie kupił. Nie było tego wiele, głównie podstawowy ekwipunek do podróży – jakiś koc, ciepłe ubranie nijakiego koloru i parę rzeczy, które Gabriel miał nadzieję umieć wykorzystać.

Hörbinger schował jeszcze swój długi nóż do skórzanego futerału i przypiął do paska. Poczuł się trochę pewniej, chociaż zaraz skarcił się za tę naiwność. Nóż miał przygotowany na przykrą ewentualność zagrożenia życia, ale pomysł zranienia przy jego pomocy człowieka wydawał się Gabrielowi abstrakcyjny. Poprawił swoją długą tunikę, symbol dawnych czasów, i podrapał się po nodze, wyczuwając dziurę w rajtuzach i wzdychając cicho. Na wierzch założył płaszcz i kaptur, po czym zszedł po skrzypiących schodach i wyszedł na zewnątrz.

Woda uderzyła w niego tak, że skulił się i zacisnął ramiona na piersi, przytrzymując poły peleryny. Ślizgając się w błocie, które momentalnie pojawiło się na drodze, marzył o mieszkaniu bliżej pokrytego kocimi łbami rynkiem. Zdał sobie sprawę, że droga do karczmy zajmie mu więcej niż normalnie, i zaklinał Sigmara, by nie spóźnił się na spotkanie. Nie był pewien, czy „po zmroku” znaczyło „tuż po zachodzie słońca” czy „gdy już będzie naprawdę ciemno”. Spodziewał się zatem, że albo przybędzie za późno, albo, czekając, będzie musiał wąchać rzeźnika, kowala, pana Obenheiera i resztę zgromadzonych w budynku przez nieokreślony czas.

***

Wydawało mu się, że nigdy to nie nastąpi, ale w końcu dotarł do „Łba”. Buty całe miał brudne, a pelerynę do cna przemoczoną. Zdjął kaptur i rozejrzał się po gospodzie. Ten cały Eckhardt miał wiedzieć, jak wygląda, więc przez chwilę Gabriel stał niepewnie w wejściu, mając nadzieję, że zwróci jego uwagę. Nie chcąc jednak robić z siebie głupka, przeleciał wzrokiem wszystkie stoliki, aby sprawdzić, czy przy tym tłumie pozostało jakieś wolne miejsce. Znalazłszy jedno, usiadł przy nim i nieco nerwowo zerknął na pozostałych gości siedzących przy tym stoliku. Serce biło mu szybko, ale starał się nie dać tego po sobie poznać. Chcąc się czymś zająć, zamówił piwo, ale pił je powoli i jakby niechętnie. Z tłumu starał się wyłowić kogoś, kto mógł być Eckhardtem; spoglądał też co chwilę na wejście.

Inni przybyli do karczmy ludzie mogli zobaczyć dość niskiego, otyłego mężczyznę po trzydziestce, ubranego w szaty wyglądające na pierwotnie drogie, lecz teraz zniszczone i brudne, przykryte wilgotną, zbyt cienką peleryną. Chociaż nie było tego widać dobrze w półmroku karczmy, skóra na jego pełnej twarzy była obwisła i miała niezdrowy odcień. Policzki pokryte były lekkim, niechlujnym zarostem; spozierające znad nich piwne oczy były podkrążone, a na czoło opadały zlepione kosmyki brązowych włosów.

Po pewnym czasie Gabriel uspokoił się i zaczął się przysłuchiwać nieśmiałym rozmowom prowadzonym przez innych gości. Właśnie odwrócił głowę w ich stronę, gdy rozwarły się drzwi karczmy - na co aż podskoczył. Spojrzał szybko w tamtym kierunku i zobaczył mężczyznę zbliżającego się w jego kierunku. „Czy to on?”, pomyślał, równocześnie podekscytowany i zdenerwowany. Nieznajomy jednak zdawał się nie zwracać na niego większej uwagi. Gabriel wyprostował się, aby, w razie, gdyby to był Eckhardt, mógł go poznać. I w tym momencie do środka wpadli uzbrojeni ludzie.

Hörbinger skamieniał ze strachu, bo pierwsze, co przyszło mu do głowy, to że przyszli po niego.

- W imię Sigmara! – zakrzyknął jeden z nich, co wcale nie uspokoiło Gabriela. Poczuł się nieco lepiej dopiero, gdy nieznajomy oznajmił, że to jego poszukują, jednak szybki obrót spraw wcale nie sprzyjał trzeźwemu myśleniu. Nieznajomy rzucił jakiś list i wyskoczył na środek sali, a jedynym, o czym myślał Gabriel, była ucieczka z tego miejsca pełnego niebezpiecznych ludzi o nieznanych intencjach. Wraz z innymi rzucił się na zaplecze, wyskoczył przez okno, które mogłoby być większe, i bezmyślnie ruszył za resztą. Biegnąc, zauważył, że zostaje najbardziej w tyle, pomijając mężczyznę, który się wrócił, zatem mimo bólu w klatce piersiowej postanowił przyśpieszyć – i właśnie wtedy poślizgnął się na błocie Rozpędzony runął na ziemię.

Uderzenie jakby przywróciło mu świadomość, bo nagle przyszło mu do głowy, że ucieczka wcale nie była dobrym pomysłem. Jeśli teraz go złapią, na pewno nikt się nie zlituje. Jeszcze gorszym dowodem jego domniemanej winy byłoby to, że miał kontakt z tym człowiekiem w karczmie. Z przerażeniem stwierdził, że jedyne, co mu pozostało, to biec dalej. Mimo bólu lewej ręki pokuśtykał, a potem potruchtał w stronę, w którą, jak mu się wydawało, skierowała się reszta.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 08-01-2011 o 23:12.
Yzurmir jest offline