Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2011, 20:06   #9
one_worm
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Y8SSWDt1m6I[/MEDIA]

- I tak byśmy nigdzie nie doszli. Nie w ulewę, bez koni, bez światła. Mam pochodnię, ale i tak na nic się nie zda, całkiem przemokła, psiakrew. A, tak przy okazji. Zwę się Berty.

Boris podchodząc z wolna do faceta zapytał się go krótko ze zwątpieniem w głosie:
- My chyba się już skądś znamy, mam dziwne wrażenie, że cię już spotkałem?

- Drogi panie, co złego to nie ja! Ale nie przeczę, chociaż takiej gęby to bym raczej nie zapomniał...

- No cóż, widać moja pamięć szwankuje. - Zawahał się trochę, był przekonany, że już go widział. – Tak czy inaczej moje imię Boris Becker, początkujący poszukiwacz przygód, najemnik. - Dodał po chwili namysłu i podał rękę towarzyszowi.

- Przygód?- Berty mocno i pewnie chwycił dłoń towarzysza i odwzajemnił uścisk- Ha, dobre sobie. Teraz to przygody nie lza szukać... to ona chyba znalazła nas.

- Dobrze powiedziane. Widziałem jak dwójka z nas poszła w tamtym kierunki, może powinniśmy dołączyć? Po czym Boris wskazał bliżej nieokreślony kierunek w ciemności.

- Eee, panie Boris, co my tam potrzebni.- wzruszył tylko ramionami- Jak coś się będzie działo to przeca noc cicha to posłyszymy wszystko! Byleby tylko nam nie spietrali czy jak... - i się uśmiechnął.

- Sądzę jednak, że dobrze byłoby omówić kilka spraw...Ten facet - w kapeluszu na koniu, ten co to się wracał do gospody... –Boris rozejrzał się niepewnie- Wygląda mi na podejrzanego typka, po kiego on tam był, bo nie wierzę, że tylko po konia... – Powiedział do swego towarzysza szeptem z nutką konspiracyjnej tajemniczości w głosie.

- Dobrze prawisz, panie Boris.
Dało się zauważyć, iż wasz towarzysz podróży, który przedstawił się jako Boris złożył dłonie przy ustach i krzyknął na tyle na ile tylko starczyło mu sił i objętości w płucach.


-HALO?! Słyszycie mnie?!.
W międzyczasie Berty cicho, patrząc na obłocone, brudne obuwie przemówił ni to do towarzyszy ni to do siebie – A, psiamać, zimno tu, mokro. Trza by nam ogień rozpalić..
Boris podniósł głowę do góry patrząc się w bezkres mroku. Trzeba było przyznać, ulewa ciągle napierała z taką samą siłą.

- Obawiam się, że brakuje mi umiejętności, żeby rozpalić ogień w taką pogodę. - Nie miał doświadczenia w takich sprawach, rzadko wychodził z miasta i nie zdarzało mu się, aby musiał rozpalać ogień gdzieś pośrodku lasu, a do tego w czasie deszczu.

- Ah, no patrz pan.. Mi akurat...yyy...- podrapał się po głowie- krzesiwko się gdzieś zapodziało, co to za złośliwość losu.

- W takim razie, nie wiem jak pan, ale ja idę poszukać reszty. Może oni się na tym znają... Idziesz pan ze mną czy nie? - Powiedział zniecierpliwiony

- Nie spieszy mnie się samemu stać pośrodku tej ciemnicy.- Żołnierz zacisnął dłoń mocniej na Halabardzie- Prowadź!

Ruszyliście wszyscy przez gąszcz potykając się o wystające korzenie i ślizgając się na kamieniach, nie była to najwygodniejsza droga ale w końcu las zaczął się przerzedzać. Widzicie jakieś dwie postaci, które patrzą się w waszym kierunku. Piękną kobietę z naszyjnikiem i kolesia w kapeluszu. Facet w kapeluszu właśnie rozpala ogień i... udało mu się to. Teraz jest jasno, ciepło i przytulnie. Widząc znajome postacie skierowaliście się w stronę faceta w kapelszu

- No, no panie...- Po tych słowach zmierzył go wzrokiem-Chyba należą nam się małe wyjaśnienia, ale to potem. Najpierw proponuję się trochę poznać w końcu razem się w to wplątaliśmy. - Nie bardzo miał ochotę plątać się teraz w tak zawiłe dyskusje. Wolał odpacząć.


Gabriel Hörbinger biegł, a potem szedł przed siebie przez pewien czas. Nagłe wydarzenia pozostawiły go całkiem skołowanego i bez planu, kroczył więc bezmyślnie, mając nadzieję, że wydarzy się coś, co mu pomoże. W zupełnych ciemnościach panujących w lesie co chwilę potykał się i ślizgał na błocie. Jego lewa ręka bolała coraz bardziej; kurczowo przyciskając ją do piersi, zgarbiony, kroczył dalej.
W pewnym momencie zdało mu się, że przez szum deszczu i szelest liści przebił się jakiś wzniesiony głos. Nie wiedząc, czy to dobry, czy zły znak – i czy to w ogóle znak – Hörbinger kontynuował marsz, coraz bardziej niespokojny i świadomy beznadziejności całej sytuacji. Teraz był już pewien, że się zgubił; nie potrafił powiedzieć, skąd przyszedł, ani tym bardziej – gdzie powinien iść.
Nagle pomiędzy drzewami w oddali zauważył słabą poświatę, ledwie widoczną przez strugi deszczu. W pierwszej chwili chciał się zerwać do biegu, ale natychmiast przyszła refleksja – w końcu nie miał pojęcia, kto to może być. Najostrożniej, jak potrafił, podkradł się do zarośli, zza których widać było blask. Przysiadł i nasłuchując przez chwilę, dosłyszał rozmowę. Zdecydował się zajrzeć i dowiedzieć, kto tam jest – nie widział innego wyboru, który nie narażałby go na tułaczkę po lesie do rana – więc oddychając ciężko, zagłębił się w krzaki.

Wszyscy siedzieliście grzejąc się przy ognisku, jednak to Boris, nie zdążyliście cokolwiek powiedzieć zobaczył sylwetkę jakiejś postaci- Czekajcie, słyszeliście?- Boris szybko odwrócił głowę w stronę drzew skąd usłyszał hałas i złapał za rękojeść miecza.
Hans nawet nie wstając krzyknął
- Idzie ktoś ?! Halo ? – i położył rękę na pistolecie, które trzymał w pogotowiu, gdyby cokolwiek miało się stać.


Gabriel zdołał pozostać niezauważony tylko przez chwilę i nie zdołał przyjrzeć się dobrze postaciom zgromadzonym dokoła ogniska; zauważył jedynie, iż znajdują się tutaj cztery osoby. Dostrzeżony, natychmiast się wycofał, lecz przez głowę przemknęła mu myśl, że to mogą być ci ludzie, za którymi wybiegł z gospody. Zastanowił się przez krótką chwilę i doszedł do wniosku, że tak jest w istocie. Wyszedł na polanę z podniesionymi rękoma i z zadowoleniem stwierdził, że się nie mylił. Umazany błotem od stóp do głów, udekorowanym tu i ówdzie liśćmi i innymi elementami ściółki leśnej, z miną sugerującą mieszaninę zaskoczenia, radości i strachu, przedstawiał się żałośnie.
Wy byliście w karczmie! - stwierdził po sekundzie milczenia, nie wiedząc, co powiedzieć. – Co teraz robicie? – dodał.

- Ktoś mi powie co wyście tam robili w tym lesie ? Trzech facetów ? Nie jestem w stanie tego pojąć ... i te dziwne odgłosy ....

Ja nic nie robiłem w lesie! – oburzył się Gabriel – Wybiegłem za wami. W ogóle, mógłby mi ktoś wyjaśnić, o co chodziło z tym mężczyzną w karczmie? Wciąż nie mogę do końca pojąć, co się stało.

-Ja nic nie wiem, ja tu tylko pilnuję ognia...

Bert zaczął świdrować Hansa - Ogień nie zając, nie ucieknie. Powinniśmy się raczej zastanowić jak dostaniemy się do Altdorfu.
- Pewnie normalnie, na koniach lub piechotą ?p po czym dodał nie to błyskotliwą myśl ,ni to żart- A ogień faktycznie nie ucieka, ale gaśnie!

Gabriel nie wiedział, o czym ten człowiek mówił. “Czyżby mieli jakiś plan?”, pomyślał, nie będąc pewnym, co do zamiarów tych ludzi.
Jakiego Altdorfu? – spytał podejrzliwie. Coś mu przyszło do głowy. – Macie ten list – czy co to było?
- Mnie bardziej interesuje, co to był za facet niż sam list... -Nałożył rękę na rękę-Co do drogi to możemy wyjść albo na główny trakt albo przedzierać się przez lasy. - po chwili zastanowienia dodał – Wolę pierwszą opcje. - Znał przecież szlak bo dopiero co go przemierzał.
- Mnie to obojętne ...

Hörbinger podszedł do ogniska i nachylił się tak blisko, jak tylko mógł, nie parząc się. Na szczęście wziął z karczmy kaptur, ale i tak był całkiem przemoczony. Miał nadzieję, że wkrótce deszcz ustąpi, ale satysfakcjonowało go również to, że na polanie nie było go czuć tak bardzo. Wyciągnął prawą dłoń w stronę płomieni.
O czym my w ogóle mówimy? – spytał zdezorientowany i w tym momencie przypomniał sobie słowa mąciciela z gospody. – Zamierzacie zrobić, co on mówił? Jeśli nas złapią z jakimkolwiek listem od takiego podejrzanego człowieka, na pewno nas spalą albo... – Zająknął się. – Albo zabiją!

- Jak tam chcecie, panowie.- Rzekł Bert o czym dodał niepewnie- I tak możemy wrócić do miasteczka, bo tamtego jegomościa już zgarnęli, słysząc po odgłosach. Ja mogę pojechać dalej z kopertą, mnie tam fajrant.

- Teraz, to my możemy tylko iść spać ... ja warty nie trzymam, rozpaliłem ogień z Elyn, starczy!
Gabriel sam był wyczerpany, być może najbardziej z nich wszystkich. Niepokoiły go jednak te karczemne zamieszki i to, że rozegrały się tak niedaleko.

Zamierzasz teraz spać?! – wykrzyknął.

- A Ty co zamierzasz robić ? Stać ? Jechałem od dwóch dni i jestem zmęczony, ot co!

Cóż, sądzę, że powinniśmy zdecydować i albo udać się jak najdalej od Avenburgu, albo właśnie tam wrócić. Nocowanie w lesie w pobliżu miejsca, które najechała inkwizycja, to chyba nie jest dobry pomysł.

- Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam dowiedzieć się o co chodzi z tym listem. Proponuję się przespać i rano, na trzeźwo się zastanowić.-Ziewną Boris, był już znużony tą dyskusją...

Mogę wziąć pierwszą warte. - Dodał po chwili, przeciągając się

-Dla mnie możecie iść, mam konia więc mogę was dogonić, mogę też zabrać jedną osobę.

Powinniśmy zostawić list w spokoju. Lepiej nie mieszać się w żadne sprawy związane z jakimiś... wściekłymi rycerzami Sigmara. – rzekł Gabriel i zamilkł na chwilę. – Ale... też trochę mnie ciekawi, co to za wiadomość... Można ją otworzyć.

- Droga wolna, kto nie chce nich nie idze. Ja zamierzam dostarczyć list. - Powiedział Boris lekko podirytowany. -”Tia, nie mieszać się... Teraz to już za późno kolego” - Pomyślał, jednak zachowa swoją uwagę dla siebie.

Hörbinger zamilkł zmieszany. Po chwili westchnął.
Nie zamierzam wracać do miasta, w którym dzieją się takie rzeczy. Ale też nie interesuje mnie dostarczanie podejrzanego listu. Uważam, iż najważniejsze teraz jest to, jak daleko znajdujemy się od miasta. Ja się w zasadzie... – krótko podrapał się po głowie – no cóż, trochę zabłądziłem, więc nie wiem. Ale wolałbym jak najszybciej się oddalić.
Mężczyzna spojrzał w płomienie.


Jeśli ktoś nas widział...

- Widział, nie widział, mniejsza o to. Czas ucieka, a złoto czeka... - Zaczął się coraz bardziej irytować i niecierpliwić, Boris nie był przyzwyczajony do takich dyskusji.

– [i]Na mnie żadne złoto nie czeka – odparł gorzko Gabriel.

-Musimy podjąć decyzje. Czas ucieka. - dodał Boris po chwili.

Uważam, że na razie musimy jeszcze oddalić się od miasta, aby być bezpiecznymi. I... cóż, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli zrobimy to razem – stwierdził nieco nieśmiało Hörbinger.

- Dokąd chcesz iść?! - Powiedział nieźle zdziwiony Boris, patrząc na Gabriela jak na szaleńca – To miejsce wygląda na “komfortowe” proponuję poczekać do rana i ustalić warty. Rano zajmiemy się resztą... - Czekał na reakcję innych, nie lubił zwlekać z podejmowaniem decyzji, szczególnie, że był już bardzo zmęczony, a czekała jeszcze na niego warta.

Dyskusja zaczęła nużyć Gabriela. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę i tak nie zależy mu na tym, co pozostali postanowią – nie miał w żadnym wypadku lepszych alternatyw.
Wiecie co? – powiedział nieco lekceważącym tonem – Jak chcecie. Ja i tak nie mam żadnych innych planów.

-To kto Z WAS pierwszy trzyma wartę ?- Odezwał się Hans przysłuchując się całej dyskusji. Do tego dało wyczuć się podkreślenie „Z WAS”, co wskazywałoby, że o ile nie jest znużony o tyle zmęczony.

Hörbinger mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi. Z ponurą miną zapatrzył się w trzaskający ogień, jakby walczący w obliczu deszczu o życie. Pomyślał, że oto siedzi z ludźmi, których w ogóle nie zna, i rozmawia o planie ucieczki. To zapewne wydarzenia dnia i dziwna obecna sytuacja sprawiły, że nagle zniknęła narastająca w ostatnich tygodniach złość i desperacja. Pogodziwszy się ze swym losem, Gabriel obserwował czerwone języki sunące po trzaskających gałęziach. Przynajmniej chwilowo ogarnął go spokój. Sprawdził stan swojej ręki, wyprostowując ją i obmacując, jednak wciąż bolała. Postanowił zająć się tym jutro, a tymczasem położył się na ziemi, kuląc się jak najbliżej ogniska. Chciał spojrzeć na gwiazdy, ale niebo przesłaniały korony drzew, z których spadały na niego krople deszczu, więc odwrócił się na bok i tak zasnął.

- Panie Boris, jeśli pierwszy trzymasz wartę to zbudź mnie jak tylko się zmęczysz, ja tedy popilnuję naszego ogniska. – Boris przytaknął, a tymczasem Bert rozłożył śpiwór i kładł się spać.


- Z miłą chęcią.- Boris usiadł przy ognisku i pilnował aby ogień nie zgasł rozglądając się co jakiś czas na boki. - “Co mi szkodzi? Przecież nic się nie stanie, a i pośpię sobie bez zbędnego budzenia w środku nocy, co by się mogło stać?” - Pomyślał Boris - “ Tak czy inaczej muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie, nie mogę przecież zasnąć w czasie warty...” Po tych słowach wyciągnął miecz i zaczął go czyścić.

Elyn rzuciła spojrzenie na rękę towarzysza, szczelniej owinęła się kocem i starała się zasnąć. Rzekła tylko półsennym głosem:
- Dobranoc wszystkim...





Obudziliście się z samego rana albo zaraz po poranku. W nocy nastąpiła jedna zmiana, Boris obudził Bertiego. Sama noc była spokojna, gdzieś po środku warty Borisa deszcz ustał, powoli czas płynął, a z nim nadchodził nowy dzień. Mgła, mgła była strasznie gęsta, widać było wszystko do czubka nosa, a i to nienajlepiej. O ile obudziliście się i ognisko jeszcze dawało ciepło o tyle chłód poranka był ogromny. Dziękowaliście Ranaldowi, że noc minęła spokojnie, jednak teraz on zakpił z was i nie bardzo wiedzieliście gdzie jesteście ani dokąd iść. Wszyscy zaczęliście wstawać na nogi i rozprostowywać kości, wyciągnęliście jakieś jedzenie i zaczęliście przygotowywać sobie jakiś ciepły posiłek w ramach śniadania.

Chociaż siedzieliście dłuższą chwilę, mgła nie zmalała nawet o ciupnę. Gdzieś rozległ się złowrogi odgłos…
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1HUPBz1iFaU&feature=related[/MEDIA]

Coś sprawiało, że Elyn miałaś, złe przeczucia. Nie tyle wokół waszej nowej misji, którą chcąc- nie chcąc przyjęliście lecz dotyczyła tego miejsca. Poczułaś jakby paniczną ochotę biegu przed siebie z krzykiem w trybie natychmiastowym, jednak po chwili to zniknęło tak samo jak przyszło, co więcej, skarciłaś się w duchu za takie zachowanie. Nagły atak paniki wydawał się być rzeczą tak odległą, jakby nie wydarzył się nigdy albo dawno, dawno temu.
Podeszłaś do Gabriela On pokazał rękę, solidnie zaspany chyba jeszcze na jawie pokazał ją. Sam także spojrzał. O ile ręka już nie bolała o tyle posiadała solidnego sińca.

Gabriel otrzeźwiałeś gdy zobaczyłeś wielką, fioletową śliwę. Przekląłeś w myślach. Wziąłeś sobie kawałek odgrzanej kiełbasy z nad ogniska i przegryzałeś ją, delektując się każdym kęsem. Mimo, iż nie podobało ci się siedzenie tutaj i nocleg w lesie to jednak było coś w tym pociągającego. Wszystkie strachy odeszły gdzieś i zostały w tamtej deszczowej nocy. Rozejrzałeś się. Pierwsze co zwróciło Twoją uwagę to wstający Hans, który to teraz chował …
Wiedziałeś, że taka broń nie jest tania, jest zawodna, ale na sam widok wiele osób ucieka, poddaje się i zadziwiająco chętnie… Zadziwiająco chętnie zrobi wszystko by ocalić swą skórę…

Hans, ty natomiast spędziłeś noc o dziwo wysypiając się. Spanie w lesie to dla ciebie nie pierwszyzna, jednak mimo wszystko czułeś, że to była jednak głupoty, wtedy kichnąłeś. Skończywszy chować broń rozejrzałeś się. Widziałeś jak Boris wraz z Bertom Siedzą i dobudzają się. Pilnowali i nie zawiedli, rano ognisko nadal się paliło, jednak po ich twarzach na których malowało się niewyspanie, widziałeś, że najchętniej co by teraz zrobili to wskoczyli w suche ubrania, a później do wygodnego łóżka. I nie dziwiłeś się. Twój koń natomiast spał sobie w najlepsze.

Boris i Berty – pilnowaliście ogniska całą noc, na zmianę trzymając warty. Byliście niewyspani, cholernie niewyspani. Czuliście, że list jest cenny i ważny. Obydwoje myśleliście trochę nad tym co powiedział wam nieznajomy, o chaosie. Nie wiedzieliście o nim za wiele, jednak słyszeliście o nim, że jest to siła okrutna, że jest to zło. Też nie spotkaliście jego przejawów. Choć może nawet nie wiedzieliście, że spotkaliście? Wiecie jedno, cokolwiek ten nieznajomy chciał zrobić, próbował kogoś przestrzec przed złem jakie wdarło się do wyznawców Sigmara.

Wszyscy


Siedzieliście dłuższy czas jedząc śniadanie. Raczej się rozbudzaliście, niż rozmawialiście, znacie już swoje imiona i wiecie, czujecie, że ktoś was spętał losem. Poranny odgłos kruka. Czyżby Morr nad wami czuwał? Czyżby on chciał, abyście dopełnili przeznaczenia? Wszyscy zastanawialiście się nad nagrodą, ile złota za ten list, za dostarczenie go, otrzymacie. Z jednej strony podróż wydawała się być niebezpieczna, z drugiej – to raptem trzy dni drogi, czyli spokojnie zdążycie dojść do Altdorfu zanim cokolwiek złego się stanie. Wtedy właśnie coś poruszyło liście, coś szło, usłyszeliście szelest, szelest, który przerwał wasze rozmyślania. Popatrzyliście się na siebie i dobyliście broni, patrząc się w nieprzeniknioną mgłę, w kierunku z którego dobiegł szelest, jak wam się przynajmniej zdawało…
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline