| Uwięziony w jaskini, przemoknięty i obolały od uderzeń o skały, Edgar rozglądał się po grocie. W tej odrobinie światła, jaka docierała do wnętrza niewiele mógł dostrzec, ale zdolność widzenia w niemal całkowitych ciemnościach, którą z nieznanych przyczyn obdarzyli go bogowie przy narodzeniu, pomagała mu wydatnie. Zauważył dwa pogryzione trupy, w różnym stadium rozkładu, ale wisiorka, po który się tu wybrał, nigdzie nie było widać.
Więcej czasu na badanie groty nie miał. Usłyszał głośny plusk i coś wyłoniło się za nim z wody. Uskoczył na stały ląd i przyjrzał się istocie. Była człekokształtna, o zdeformowanych członkach i pobróżdżonej, zielonkawej twarzy. Wielkie, wyłupiaste i blade oczy patrzyły na niego złowrogo. Istota odezwała się i dopiero wtedy rozpoznał kim jest. Głos należał do jego gospodarza, starego mężczyzny, którego spotkał na brzegu i który się nim zaopiekował.
- Fucking hell, to ja! - krzyknął do przemienionego dziadka. - Edgar!
- Oj, dziadek wie kim jesteś, oj wie! - Maszkara oblizała się, zbliżając ostrożnie do ofiary. - Dziadek myślał, że jak inni, ładnie obijesz się o skałki, mięsko trochę zmięknie, ale i tak sobie dziadek poradzi... Odkąd je mięsko silny jest, jak młody, o tak!
- Niesmaczny ja - Edgar rozglądnął się w poszukiwaniu czegoś do walki. Wyglądało na to, że do starca nie przemawiają żadne argumenty. Najbliżej leżało wiosło, którego uchwyt wystawał z leżącej na boku łodzi. Albiończyk szybkim ruchem chwycił za długi trzonek i zamachnął się w kierunku głowy maszkary, chcąc ją odpędzić. Dziadek cofnął się z sykiem. Najwyraźniej nie przywykł do jedzenia, które było jeszcze w stanie się bronić. Edgar machnął znowu, tym razem starając się trafić przeciwnika. Cios, wyprowadzony długą, nieporęczną bronią, minął pomarszczoną czachę starca i plasnął w wodę. Maszkara nie czekała na kolejny cios i dostrzegając, iż atakujący nie stanowi dla niej tak dużego zagrożenia, jak na początku sądziła, spięła się i skoczyła ku albiończykowi, tnąc powietrze długimi pazurami. Edgar zareagował momentalnie, wypuszczając wiosło z rąk i skacząc w bok, ku leżącemu w pobliżu trupa, mieczowi. Stary oręż, wyszarpnięty z nadrdzewiałej pochwy, świsnął w powietrzu, lądując na głowie dziadka i rozłupując ją z głośnym trzaskiem*. Potwór zawył żałośnie i runął w wodę. - Aj-aj... Dziadek biedny, niewinny! Aj-aj... To Trójząb mu kazał! To on dziad! - Edgar nie słuchał, podszedł do krwawiącego w wodzie ciała i zakończył żywot potwora. Winny czy też nie, już nikogo nie skrzywdzi. Z obrzydzeniem odepchnął zwłoki, które podryfowały z prądem i zajął się zbieraniem co cenniejszych rzeczy. W końcu musiał za coś przeżyć, a jak pokazał przykład dziadka, na ludzką dobroć nie miał co liczyć. Przy następnym spotkaniu z nieznajomymi, musi się mieć bardziej na baczności.
Zabrał dwadzieścia srebrnych monet, znalezione przy jednym z trupów, zwój lekko nadgniłej, ale wciąż mocnej liny i pałasz, który uratował mu życie. Pływających po powierzchni zwłok dziadka nie przeszukiwał, brzydził się i obawiał tego. Ostrożnie ruszył na poszukiwania jakiejś drogi na zewnątrz, innej od tej którą tu dotarł. Wiedział, że ma marne szanse na wydostanie się z jaskini, przemarznięty, obolały i do tego pod prąd. ataki w dziadka: 78,19
* furia Ulryka
Ostatnio edytowane przez xeper : 13-01-2011 o 15:42.
|