Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 00:56   #17
Gratisowa kawka
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Candle 4

Dziewczyna. To była dziewczyna, o długich, jasnych włosach. Naga. Dosyć szczupła. Odwrócona do mnie plecami. Siedziała w korytarzu, rękoma oplatając kolana i kiwając się w tył i przód, nuciła łkającym głosem melodię, co chwila pociągając nosem i drgając z zimna. W horrorach takie chwytały za gardło, zaczynały dusić i okazywały się zaginionymi siostrami więc... pierwsza zasada: nie chwytać za ramię. Ponieważ jej wcześniej nie zobaczyłam, znaczyło to, że to tylko NPC. Czyli... że czekała na odpowiedni ruch. Jeżeli to nie wyjdzie, game over. Nieszczególnie przejęta tą wizją (najwyżej się obudzę) podeszłam cicho i zdjęłam żakiet, którym okryłam trzęsącą się dziewczynę. Potem odeszłam o krok.
- Co tu się sta... nie - zapytałam, czy też stwierdziłam z lekkim wahaniem w głosie. Ale nie brzmiałam jak przestraszona. Bynajmniej.
Dziewczę ani na moment nie przestało się kołysać ani nucić. Wydawała się kompletnie nie zwracać uwagi na mnie, pochłonięta przez coś trawiącego jej umysł i rozsądek od samego źródła. This is madness. Westchnęłam ciężko i wzruszyłam ramionami, po czym ruszyłam w kierunku wyrwy aby zatrzymać się. Długie, jasne włosy... musiałam zobaczyć jej twarz. Podeszłam pospiesznie i popełniłam ten błąd ułożenia denatce ręki na barku aby ją delikatnie obrócić i sprawdzić, czy to przypadkiem nie byłam ja sama. Kimkolwiek była owa dziewczyna, jej twarzy nie dało się łatwo rozpoznać. Zdobiły ją cztery, długie na całą twarz rozcięcia, w tym dwa na oczach, wszystkie pokryte grubymi strupami. Z pewnością nie potrafiła nic zobaczyć. W każdym razie, poczułam jakąś dziwną nostalgię, a raczej dziewczyna wydała mi się aż nazbyt znajoma... Ale w dalszym ciągu się nie odzywała, nie dając też żadnych wskazówek. Ułożyłam więc jej dłonie na barkach i spytałam, tym razem spokojniejszym i cichszym głosem:
- Hej, słyszysz mnie? Nazywam się Ann.
Dziewczyna otworzyła zaschnięte usta, ale wydał się z nich tylko cichy jęk.
- Boli... tak bardzo bolało... - powiedziała szlochem.
- Rozumiem. Ale poszukamy sposobu, żeby przestało, tak? Tylko pomyśl i powiedz mi kim jesteś.
Z jej ust buchnęła para, a wtedy pojawiły się pierwsze płatki śniegu.
- Nie wiem... nie pamiętam... - odparła drżąc jeszcze mocniej.
Chłód był bez wątpienia dotkliwy, aczkolwiek nie odczuwałam go. Dziwne. Temperatura dla mnie była taka jak przedtem – pokojowa. Neutralna. Nieodczuwalna.
- Okryj się żakietem, będzie ci cieplej. Powiedz mi, co pamiętasz.
Drżenie ustało, a jasnowłosa dziewczyna uspokoiła się.
- Noc... - gwałtownie przekręciła głową. - Halloween... - znów machnęła głową. - Strach... nie... nie... nie nie nie nie!
Lekko potarłam jej ramiona, aby ogrzać zmarznięte, przestraszone stworzenie. W ponurym zadumaniu przymknęłam powieki.
- Spokojnie. Cokolwiek to było, skończyło się już. Spokojnie... Zimno ci, prawda?
- Nie! To się nie skończyło... To dopiero początek... - w tym momencie otworzyła oczy, a ja, jak się spodziewałam, stanęłam w obliczu samej siebie, straszliwie okaleczonej i nagiej. Wiedziałam to. Wiedziałam. Nagle zachciało mi się płakać z całej tej przewidywalności tragedii - objęłam samą siebie ramionami i milczałam przez chwilę.
- Czyli ja się z tym zmierzę - powiedziałam cicho. Dlaczego to powiedziałam, u licha?
- Odnajdź Księgę. Zróbcie to, zanim... zrobi to ktoś inny.
- Jaką Księgę?
Pytanie kończące odcinek lub sen, zazwyczaj zakończone cliffhangerem. Dlaczego w ogóle przyszło mi to na myśl w takiej chwili?
- To od niej się zaczęło... Ona jest kluczem...
- Tak. Ale daj mi jakąś wskazówkę, żebym mogła... żebyśmy my mogli ją znaleźć.
Śnieg stawał się coraz bardziej natarczywy i padał gęściej. Okaleczona ja zaczęła szczękać zębami.
- Nie mogę.... powiedzieć nic... więcej... - powiedziała z wysiłkiem. - Jeżeli... prze-przegracie... To-to-to będzie koniec-c-c-c....
Nagły powiew wiatru zamienił ją w chmarę białych płatków śniegu, które poleciały wraz z prądem powietrza. Śnieg zaczął wirować wokół mnie. Neutralny. Było go coraz więcej. Wkrótce wszystko było białe i nagle przebiło się światło.
- Ann? Co jest? Co się stało? Zemdlałaś... - Caroline klęczała, potrząsając moimi ramionami. Chyba właśnie się obudziłam.

Candle 5

Rozchyliwszy powieki, ujrzałam znajomy sufit hali gimnastycznej i trzy zatroskane twarze nad sobą. Jęknęłam, uniosłam rękę i potarłam nią czoło, po czym lekko zadrżałam. Myśli kotłowały mi się w głowie, ale wyuczona neutralność na twarzy pozwoliła to szybko zatuszować.
- Coś mi odwaliło - mruknęłam cicho i spojrzałam na nie. - Ano... zmęczona jestem. Odwalałam coś dziwnego jak byłam nieprzytomna?
Głupie pytanie. Ale co mogłyby podejrzewać nastolatki? Były zaskoczone tym pytaniem.
- Mówiłyśmy właśnie o tym, że przewiesimy w kilku miejscach sznury, a wokół nich owiniemy pozostałe lampki i powiesimy lampiony i inne ozdoby, kiedy tak po prostu padłaś na ziemię.
Pstryknęłam w palce i uśmiechnęłam się.
- Ale teraz już kontaktuję - powiedziałam wesoło. - Tylko wiecie, chyba przeleżę przynajmniej dzisiejsze ustalenia. Car, dasz mi swój numer? Zadzwoniłabym pod wieczór i ewentualnie omówiłybyśmy dalsze sprawy, tak, no nie chcę was zatrzymywać.
Nadal byłam z lekka (mało powiedziane) oszołomiona, czego starałam się nie pokazywać. Szczególnie wizją samej siebie, tak okaleczonej. O wyobraźnio!
- Naturalnie. - odparła blondynka i wyrwała kartkę z notesu, zapisawszy na niej swój numer. - Idź do domu skarbie i odpocznij. Zadzwonisz wieczorem i pogadamy. - uśmiechnęła się lekko, pomagając mi wstać. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Była... miła, po prostu miła. To takie przyjemne.
Pomimo lekkich zawrotów głowy i wciąż trzymającej mnie burzy w mózgu, wyprostowałam się dość pewnie jak na osobę minutę temu absolutnie nie kontaktującą. Wzięłam kartkę i kiwnęłam głową, czytając numer. Powtórzyłam go sobie jeszcze w myślach.
- Dzięki i sory, że was przestraszyłam - powiedziałam i ruszyłam w kierunku drzwi. - To na razie!
Tym razem nie powinny mi się zamknąć przed nosem, mendy. Lepiej żeby tego nie robiły, dla własnego dobra... Mojego własnego.

Candle 6

- Cześć – powiedziałam cicho, wchodząc do domu. Powiesiłam płaszcz w przedsionku, usłyszałam odpowiedź z salonu, częściowo zagłuszoną przez dźwięk telewizora, i poszłam na górę, trzymając się poręczy trochę kurczowo. U szczytu schodów stanęłam i gwałtownie ją puściłam, po czym spojrzałam na swoją dłoń i ruszyłam do pokoju, w którym to szczelnie się zamknęłam i ciężko westchnęłam.
Chwyciłam za ołówek, kartki i zaczęłam rysować. Naturalistyczna wizja własnej twarzy, sala, korytarz, widok zza murku, wszystkie obrazy jakie zdały mi się osobliwe. Nawet mój żakiet, wiszący na nagim, drżącym ciele mnie samej. Zabawne.
Gdy puściłam narzędzie chaosu, było małe, kilkakrotnie połamane i lekko się lepiło ot potu jaki wydzielał się na moich dłoniach podczas tworzenia. Robiłam to w jakiejś gorączce – dużo linii naraz, mnóstwo drżenia, lekkiej abstrakcji, ale jednocześnie efekt końcowy za każdym razem nabierał cech ostrego realizmu. Moją twarz można by było posądzić o naturalizm. Zabawne.
Zadzwoniłam do Car, aby nie ciągnąć wspomniałam o tym, że Tim zechciał się wkręcić i dość szybko odpuściłam sobie myślenie. Potem położyłam się na łóżku na wznak i długo, długo myślałam, aż wreszcie zmorzył mnie sen. Długo myślałam do siebie. Ale te myśli to oddzielny i niezwiązany zupełnie z całością rozdział tej opowieści.
 
Gratisowa kawka jest offline