Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2011, 23:50   #3
Hermit
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Gdzieś w tym czasie właśnie odbywał się pogrzeb. Nie miał zamiaru uczestniczyć w nim, choć by nawet mu wypadało. Nie znał tego młodzieńca, ale najwidoczniej jego śmierć wywarła spore zmiany na tej mieścinie.

Łysy, ale zarazem młody mężczyzna spacerował wolnym krokiem poprzez miejskie uliczki. Dobrze zbudowany i postawny szedł przed siebie rozglądając się po straganach i przechodnich. Ubrany był w wysokie, czarne buty sięgające mu prawie po kolana. Nosił czarne skórzane spodnie, wraz z skórzaną kurtką i czarną koszulą. Mimo że czarny był jego ulubionym kolorem, udało mu się wpasować w żałobną atmosferę. Ostatni rozkaz jaki dostał bym na tyle wyraźny, by nie snuć podejrzeń co do jego wykonania. Nie był anarchistą, a nawet wręcz przeciwnie. Nie znosił nieładu. Wszystko, poczynając od butów, a kończąc na pościeli musiało być poukładane i porządnie wykonane. Takie... zboczenie zawodowe.

Przechodząc przez skrzyżowanie uliczek, dostrzegł biegnącego mężczyznę, odzianego w brązowe łachy z kapturem na głowie, a za nim młodą dziewczynę pędzącą co tchu w nogach z nim. Sevryk przyparł do ścianki jednego z domostw, kryjąc się w cieniu. Z tej uliczki wychodziło jedno wyjście, i to to przy którym właśnie się znajdował. Owy zakapturzony jegomość, pruł co sił w nogach trzymając w dłoni sakiewkę wykonaną z purpurowego aksamitu, ozdobionego perłą na wiązaniu.
Okres takiego zamieszania w mieście sprzyjał przestępczości zorganizowanej, jak i tej bardziej solowej. Tylko że ta druga kończyła z bebechami na wierzchu usuwana przez tych pierwszych.
Pierwszym odruchem Sevryka było chwycenie za rękojeść miecza, lecz jak szybko zszedł się z tą myślą, tak szybko się z nią rozstał. Dzieliło ich jeszcze dobre dwadzieścia metrów, a biegnący zdawał się go nie widzieć.
Zamiast miecza, ukryty w cieniu szlachcic wysunął w stronę złodzieja palec wskazujący prawej ręki, po czym z jego ust wydobył się gromki na całą uliczkę głos, głos rzucającego zaklęcie. Z jego palca wystrzelił cienki błękitny promień, trafiając cel w kolano. Mężczyzna z krzykiem zarzynanego prosiaka upadł na bruk bokiem, wypuszczając z dłoni sakiewkę. Na jego nieszczęście dzieliło ich już tylko pięć kroków. Sevryk wykonał je szybko i stanowczo, kończąc całe zajście jednym stanowczym kopniakiem w głowę. Mężczyzna przestał krzyczeć. Kobieta najwidoczniej zaskoczona całą sytuacją, stałą jak wryta spoglądając na łysola z kwadratową szczęką.
Ten zaś, szybkim ruchem schylił się, podnosząc ją i spojrzał wzrokiem całkiem przeciwnym do tego, który widniał przed chwilą na jego twarzy. Jeśli tamten był pełen żądzy mordu, to tego nie powstydził by się najświętszy z aniołów.

- To chyba pani, jeśli się nie mylę

Podszedł do zszokowanej kobiety, która najwidoczniej miała chwilowy odruch ucieczki. Byłą to krótko ostrzyżona brunetka, o twarzy trochę ponad przeciętną. Ubrana była w jasno brązową spódnice, oraz białą koszulę z bujnymi falbankami. Reszta go nie obchodziła, bo jego wzrok momentalnie utonął w wcięciu w dekolcie.

-Proszę - podał kobiecie sakiewkę - następnym razem radze schować ją głębiej. Choć by nawet tutaj - jego wzrok po raz kolejny skierował się na dekolt.

Odpowiedziała, choć nie do końca. Chyba że rumieńce czerwone jak zachód słońca się w odpowiedź wliczają.
Może gdyby była to inna sytuacja, zapoznał by się z ową damą, lecz teraz czas naglił. Za chwile miał zawitać w karczmie, choć sam do końca nie wiedział czemu

- Pani pozwoli - odparł całując jej dłoń - ale czas nagli. Może jeszcze będzie nam dane się spotkać.

Nie czekając ani chwili ruszył dalej w stronę uliczki. Obejrzał się za siebie tylko raz. Odprowadzała go wzrokiem.

~*~

Wszedł spokojnym krokiem, nie śpiesząc się nic, a nic. W karczmie było ciemno, atmosfera jakich mało. Wszystkie stoliki był zajęte, wszystkie także był pełne, prócz jednego. Czół na sobie wzrok pięknej niewiasty. Godzina dziewiąta. Jego wzrok spotkał się z jej wzrokiem, a on nie wiedząc dlaczego akurat teraz się tu zjawił, tak samo nie wiedział dlaczego czuje że to właśnie ona go tu przywiodła. Przy stoliku siedziało już kilku obcych mu gości, co wcale mu nie przeszkadzało. Przysiadł się, bez małą bezczelnie wpatrując się w jej oczy. Tak, to co wyrażały jego oczy to była czysta ciekawość.
-Piękna- wycedził jeden z siedzących przy stole. Był to zamaskowany jegomość, ubrany bardziej jak zawodowy zabójca. Zabójca albo trędowaty.

Żebyś kurna wiedział...

Kobieta skończyła najwidoczniej to co miała do powiedzenia w kwestii wstępu do rozmowy. Sevryk siał luźno, najwidoczniej nie czując presji ani nieśmiałości. Wbił wzrok w stół, analizując całą dotychczasową wiedzę.

- Do usług - odparł krótko - ale czy mogła byś najpierw przybliżyć nam tą sytuację nie co bardziej, Sybillo?

Patrzył na nią bez małą bez przerwy. Byłą dla niego zagadką, zagadką, która mimo wszystko chciał rozwiązać.

Czyżbyś była wieszczem?
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline