Półork podobnie jak jego przeciwnik stanął w lekkim rozkroku. Chwilę zastanawiał się jak zaatakować, by nie dać się brodaczowi uderzyć. W końcu powoli zaczął krążyć wokół rudobrodego, próbując poznać go choć trochę, sprawdzić jak się rusza, czy może utyka, lub coś w ten deseń. Thog zrozumiał, że musi działać racjonalnie, mądrze, bo sama siła nic tu nie da. Krasnolud jest niskim przeciwnikiem. Ma krótki zasięg ramion i nóg, zatem należy trzymać go z dala. Półork wyprostował się i niespodziewanie podniósł nogę chcąc kopnąć przeciwnika.
A krasnolud czekał... w ciszy i skupieniu. Obserwował barbarzyńcę, aż... Gdy ten się zbliżył i go kopnął, krasnolud sparował po części cios zasłaniając się ramionami i zaszarżował błyskawicznie, by go dopaść. Chwycił Thoga w pasie zaciskając na nim ramiona z siłą imadła.
Była to szansa dla półorka, który choć przyciśnięty w pasie przez rudzielca już ułożył sobie w głowie nowy plan. Wykorzystując po raz kolejny różnicę wzrostu spróbował objąć on ręką szyję krasnoluda i pochylić się do przodu, tak by głowa i ramiona zielonoskórego znajdowały się za plecami niższego oponenta.
Niełatwo było objąć, kark krasnoluda przypominał bardziej grupy pieniek, niż szyję. A ramiona brodacza zaciskały się coraz mocniej, wyciskając dech z płuc półokra. W końcu jednak Thogowi się udało. I w samą porę, bo już barbarzyńca zaczął powoli omdlewać.
Półork wiedział, że działa resztkami sił, dlatego postanowił to wartko skończyć. Gdy tylko udało mu się uchwycić kark krasnoluda, zielonoskóry z całych sił zaparł się i pociągnął schwytanego brodacza w tył. Miał pewien plan. Chciał przewrócić się na plecy, zaś odsłoniętą głową rudzielca, pod swoją pachą, planował uderzyć o podłoże. Nie był to zbyt delikatny sposób ale mógł się udać i Thog miał nadzieję, że tak się stanie.
Plan się udał, półork wytężając wszystkie siły z trudem przerzucił krasnala lądując plecami na ziemi i grzmocąc jego głowę o ziemię. Nie udało się jednak utrzymać jego głowy pod pachą. A rudobrody miał twardą czaszkę. Nieco oszołomiony wyswobodził się z uścisku, gdy Thog łapał haustami powietrze i wycofał się czekając jego zielonoskóry przeciwnik stanie na nogi.
~Walcz z przeciwnikiem tak by wygrać. Użyj każdego możliwego sposobu...~ Thog przypomniał sobie mniej więcej słowa Tempusyty, który tłumaczył mu dogmaty Boga Wojny. Wstając złapał w garść odrobinę piasku, po czym podskoczył w stronę krasnoluda i sypnął mu nim w oczy. Wszak nie był to pojedynek rycerzy, szczycących się honorem i godnością a zwyczajne zapasy.
Rozwścieczony krasnolud, trafiony piaskiem w oczy ruszył na ślepo na wroga. Ręce rozłożył szeroko , by pochwycić przeciwnika i przygnieść go swym impetem. Dulgar zdecydowanie preferował walkę w zwarciu.
To był najlepszy moment do zadania ostatecznego ciosu. Półork wykorzystał impet rozpędzonego krasnoluda. Sam w odpowiednim momencie wystawił nogę w przód wysoko jak tylko mógł, chcąc zakończyć walkę solidnym kopniakiem w twarz rudobrodego. Wiedział, że teraz krasnolud nie widząc zamiarów Thoga nie da rady zasłonić się przed ciosem.
I krasnolud padł na ziemię, nieprzytomny. A arena wybuchła okrzykami. Już wcześniej było głośno, ale skupiony na walce Thog nie zwracał na nie uwagi.
Zielonoskóry pomógł wstać pokonanemu przeciwnikowi, wiedząc, że oślepiony i obity może mieć z tym problem. W ten też sposób okazał szacunek przeciwnikowi, o którym wspominają dogmaty Tempusa. Walka dobiegła końca. Thog potraktował to jako kolejne wyzwanie, które sprawiło mu nie małą przyjemność. Ciekaw był z kim przyjdzie mu się zmierzyć następnego dnia. Najgorsze jednak było to, że niebawem wraz z Dariosem i Grenbo mają wyruszać ponownie do przeklętej świątyni i Thog nie będzie mógł dotrwać do końca w turnieju na arenie.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |